niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 12 "Każdy Kopciuszek. nienawidzi zakupów!"


~*~


*Poniedziałek następnego tygodnia*


Od feralnego wieczoru minął już tydzień.
Dziewczyna krążyła po parku nie mogąc pojąć ile od tego czasu zrobiła.
Pogodziła Kubę i Agatę którzy od teraz okazują sobie uczucia na każdym kroku, wybaczyła Marco który rano wrócił schlany w trupa do domu, Camili za to jak kiedyś ją traktowała i Marcowi za narzucanie się i niepotrzebne wyjawianie swoich uczuć jakich Cinderella nie mogła odwzajemnić, nie potrafiła.
Może w pewnym momencie zaiskrzyło coś między nimi, ale to był impuls, chwila słabości.
Teraz była świadoma że jej farbowany blondasek jest tym jedynym, najważniejszym za którego oddałaby wszystko.
Jednak pomimo tego wciąż jej czegoś brak.
Ma nie opisaną pustkę w sercu, brak jej czegoś lub kogoś?
Nie ma tego co wypełniło by jej uśmiech do końca, żeby był najszczerszym na całym świecie, wyjątkowym, jedynym i niepowtarzalnym.
Chciała tego najbardziej na świecie, pragnęła być szczęśliwa, lecz nie umiała.
Może gdzieś w środku wiedziała czym jest spowodowany ten brak, szkoda tylko że bała to się komuś powiedzieć.
Jak głośno chce wykrzyczeć że jest smutna, zraniona, że musi to wszystko ukryć pod maską, aby nie martwić bliskich.
Liczy czas i wie że ma go coraz mniej, aż w końcu on kompletnie się skończy.
  Poczuła jak ktoś oplata rękoma ją w pasie i całuje namiętnie w szyję.
-Stęskniłem się.- ścisnął ją jeszcze mocniej.
-Nie widzieliśmy się..-spojrzała na zegarek. -Dwie godziny skarbie-chwyciła jego twarz w swoje dłonie, odwracając się na pięcie.
-Wiem, ale to i tak dużo.- pokręciła niedowierzająco głową, słysząc słowa piłkarza i czule pocałowała.
-Jutro Agata i Cam chcą mnie zabrać  na zakupy!- westchnęła ciężko, siadając na ławce.
-No to chyba fajnie?- usiadł obok obejmując ją ramieniem.
-Nie! Nienawidzę zakupów!- założyła ręce na piersi oburzona.
-Chyba sobie żarty robisz? Każda dziewczyna lubi zakupy.
-Ale ja nie nienawidzę, ciuchy najczęściej kupuje w internecie od razu na mój rozmiar i to takie co mam już upatrzone, a nie sześć godzin w centrum handlowym.- przewróciła oczami kładąc głowę na nogach chłopaka.
-No to jesteś inna, ale za to cię kocham.- pocałował ją w nos, a ta cichutko zachichotała.
-A może tak powiedział byś że mnie gdzieś zabierasz i nie mogę z nimi iść. Proszę..- bawiła się włosami, chcąc wymusić na nim pomoc jakiej w tym momencie najbardziej potrzebowała.
-Przepraszam, ale ja jutro mam pierwszy trening. Po tej przerwie, nie mogę.- zwiesił głowę i posmutniał.
-Ooo.. to zabierasz mnie za sobą i potem jedziemy gdzieś.- klasnęła w dłonie siadając.
-Nie potem Mario,  Jakub i Robert przychodzą do nas do domu. Marc pojutrze przecież z Amber wyjeżdża.- pogładził ją ręką po policzku, który po chwili stał się różowiutki.
-Czyli mam to znieść? Nieee.. rób mi tego.- potrząsnęła nim, a ten prychnął nieopanowanym śmiechem.
-Ale nie mogę ich zostawić.
-Tak bo sami sobie Fify nie odpalą?!
-Nie bo mi pół chaty rozwalą!- uśmiechnął się do niej szeroko.
-Kit z chatą, chyba że masz zamiar odwiedzać mnie na cmentarzu, one mnie wykończą.- pokazała swoje oczy pełne strachu przed zbliżającym się shoppingiem.
-Kopciuszku masz kupić sobie sukienkę jak dla  księżniczki bo nie długo będzie impreza nasza charytatywna i cały klub ma się stawić, z osobą towarzyszącą. Chyba nie pójdę sam.
-A co ja nie mam ładnych sukienek? Pół mojej szafy to sukienki i każda z nich dla twojej świadomości jest śliczna.- wytknęła mu język, odwracając w drugą stronę.
-Masz..masz i wiem o tym, ale coś nowego nigdy nie zaszkodzi. Możecie jeszcze Amber zaprosić w 4 raźniej.-
chłopak chciał dobrze, ale jak zawsze nadział się na zły temat.
-A muszę?
-Mogłabyś.
-Jak dziewczyny się zgodzą niech idzie może po drodze je zgubie i wpadnę do was. Oczywiście wcześniej kupie tę sukienkę czy coś.- usiadła mu na kolanach rozkazując zanieść do domu, gdyż strasznie bolą ją nogi.
Nie miała wyjścia, nie chciała kłócić się ze swoim chłopakiem.
Nie było jej to potrzebne, wiedziała że chce jak najlepiej.
Że kocha ją i zawsze będzie chciał jej pomóc, z uwagi na to postanowiła zabrać Amber i skoro wyjeżdża zakończyć ten spór.
Jaki kiedyś pomiędzy nimi dwoma się stworzył.

~*~
Po piętnastu minutach byliśmy już w domu.
Marco pobiegł ze mną na górę i rzucił na łóżko pełne poduszek.
-Wariat.- skwitowałam śmiejąc się na głos.
-I co w związku z tym?- uniósł jedną brew ku górze.
-Amber..!- wydarłam się jak najgłośniej umiałam, a ona jak błyskawica wparowała do pokoju.
-Tak?- spojrzała na mnie zdziwiona.
-Powiedz mi chcesz jutro iść na ostatnie Niemieckie zakupy?- nie wiem jak te słowa przeszły mi przez gardło, ale wypowiedziałam je dość głośno.
-Pewnie.
-No to jutro 9 w razie co jakbym zaspała obudź mnie.- puściłam jej oczko.
-To do jutra.-pomachała nam i wyszła.
-No..no.. gratuluje. Przełamałaś się.- zaczął bić mi brawo blondyn.
-I tak nie myśl że się cieszę że jutro zrobię więcej kilometrów niż w maratonie bym przebiegła. I lepiej żeby jak przyjdę czekało na mnie wino i dwie lampki- pogroziłam mu palcem z cwanym uśmieszkiem.
-Ja po ostatnim nie pije!- wrzasnął Marco przypominając sobie ostatni wypad do Błaszczykowskiego.
-To ja się na piję za nas dwóch.- chwyciłam koszulkę Reus'a i pobiegłam do łazienki.
-Ty to chyba moje!- zdążył krzyknąć a ja się zakluczyłam.
Było dobrze po 22 więc miałam zamiar się wykąpać i iść spać w żółto czarnej koszulce Borussi blondyna.
Tylko mogłam się domyślić że jak wyjdę nie będzie mi dane w spokoju zasnąć.
I nie myliłam się..
Założyłam na siebie koronkową czarną bieliznę i wsuwając na to jego bluzkę wyszłam z łazienki.
-Dobranoc.- machnęłam ręką kierując się w stronę łóżka, a piłkarz szyderczo uśmiechnął.
-Spać idziesz kotek? Wiesz która jest godzina?- wiedział jak bardzo mnie irytuje mówiąc że jestem mała czy jego kotem to musiał celowo to zrobić!
-Czy ja ci w którymś miejscu wyglądam na zwierzę?! Jestem zmęczona i idę spać!- położyłam się pod ciepłą kołdrą, zamykając oczy.
Tak chciałam iść już do krainy Morfeusza.
-A może obejrzymy coś?- spytał kucając przy łóżku.
-Możemy, ale wybierz film.- wymamrotałam ledwo słyszalnie.
-Śpij już jutro coś obejrzymy.- pocałował mnie w czoło, a ja momentalnie zasnęłam.
       -Cind..! Cind..!- usłyszałam jak ktoś głośno wymawia moje imię, ale nie otwierałam oczu.
Byłam tak śpiąca że nie miałam na to ochoty.
-Wstawaj!- wrzasnął czyjś męski głos, a ja otworzyłam jedno oko patrząc na zegarek w swoim telefonie.
Siódma ran, Marco szykuje się na trening.. no tak czego ja się spodziewałam.
-Co jest?- cicho zapytałam zamykając ciężkie powieki.
-Koszulka! Moja żółta koszulka..- stanął przed szafą szukając choć jednej z nich.
-Masz na drugiej półce.- mruknęłam wściekła że obudził mnie o taką błahostkę.
-Nie ma ani jednej.
-No to masz u dołu wyprasowaną z moimi ciuchami.- mówiłam nie otwierając oczu.
-Też nie ma.

~*~

-Też nie ma.- spojrzałem na nią i zobaczyłam z pod pościeli wychodzący skrawek bluzki jaką miała na sobie.
-Rozbieraj się.- powiedziałem nie myśląc jak to brzmi, gdyż strasznie gonił mnie zegarek.
-Słucham?!- zerwała się siadając na łóżku.
-Jesteś w mojej bluzce a innych nie mam czasu szukać!- pośpieszyłem ją.
-Heh..-przeciągnęła się jak najwolniej chyba potrafiła i ściągnęła z siebie bluzkę ukazując swój płaski umięśniony brzuch i czarny stanik jak i majtki, gdyż jej "piżama" sięgała jej do połowy ud.
-Trzymaj i się tak nie glap bo ci gały wylecą.- zakryła się i znów poszła spać.
-Miłych zakupów.- rzuciłem celowo wychodząc.
-A wypchaj się.- cisnęła w moją stronę poduszką.
Na szczęście trafiła w drzwi którymi chwile później wyszedłem.
Wiedziałem że odkąd wszystko z jej ojcem się wyjaśniło lubi długo spać, i nie należy do rannych ptaszków.
Wsiadłem do samochodu i przekręcając kluczyki w stacyjce pojechałem do Iduny.
Niby początki sezonów należą do najłatwiejszych, ale nie w naszym przypadku.
Pierwszy mecz z Bayernem, potem ta cała akcja charytatywna, mecz Ligi Mistrzów z Barceloną i Ajaksem.
Oby tak dalej a na pewno będzie dobrze !
I tak chyba najbardziej dotknie mnie mecz z Blaugraną, znam większość jej zawodników i utrzymuje z nimi bardzo dobre stosunki.
Nie lubię grać przeciw nim, a zwłaszcza jak już wygramy ich załamane miny.
Pewnie oni mają podobnie..
  Stanąłem pierwszy raz w szatni od ponad miesiąca i poczułem ulgę.
Nikt od nas nie odszedł, kompletnie, jedynie stare twarze powróciły.
Skierowałem wzrok w stronę Mario i od razu podszedłem się z nim przywitać.
Jakoś pomimo wszystko to on jest ze mną od początku, pomagamy sobie i razem na boisku tworzymy bardzo dobry duet.
Tak jak Piszczuś i Lewy.
Albo Błaszczyk i Mo.

~*~
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię i potrząsa próbując obudzić.
-Czego?- jęknęłam zdruzgotana, chciałam tylko usłyszeć dwa słowa NIE IDZIEMY.
Nie należę ostatnimi czasy do ludzi którzy lubią wcześnie wstawać, a zwłaszcza po to żeby iść kupić sobie sukienkę czy jakieś buty.
-Jest w pół dziesiątej czekamy na ciebie u dołu masz 20 minut.- powiedziałam spokojnie Camila i wyszła.
A właśnie jak już o mojej siostrze, to jest jedna ważna rzecz.
Gry jutro odwieziemy na lotnisko Amb i Marca mamy cały dom z Reusem tylko dla siebie.
Gdyż Cam dwa dni po przyjściu do nas znalazła sobie dom i bardzo dobrze opłacalną pracę.
Hip-hip-HURA.. ! (xD)
Powoli zwlekłam się z łóżka i nie zważając na to że blondynka nadal jest ze mną w pokoju podeszłam do szafy w samej bieliźnie.
-Ohohoho.. teraz wiem czemu jesteś tak zmęczona.- usłyszałam jej głos i skapnęłam się w czym paraduje po pokoju.
-Bo nie dajecie się mi wyspać?! Może dlatego?!- zmierzyłam ją ostrym spojrzeniem.
-No tak, tak wmawiaj sobie takie głupoty.- puściła oczko w moją stronę.
-A co niby miało być co?- zerknęłam na nią kontem oka wybierając z szafy jakąś porządną miętową spódniczkę.
-Wiesz, ja na ogół śpię w piżamie.- zaśmiała się.
Nie miałam pojęcia w ogóle po jaką cholerę ciągnie ten temat, ale naprawdę coraz bardziej odechciewało mi się z nią rozmawiać.
-A wiesz że ja na ogół też.- odburknęłam poirytowana.
-Pewnie tak, tylko dziś zrobiłaś taki wyjątek z Marco.- wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-A won mi na dół muszę się uszykować.- bąknęłam idąc do łazienki.
-Dobra, dobra czekam na dole z dziewczynami.- wydarła się że naprawdę ciężko było jej nie usłyszeć.
    Podeszłam do lustra i odkręcając wodę w karnie, stałam a wszystko dookoła zaczęło mi się rozmazywać.
Jedynie nie woda!
Często od przemęczenia zdarzały mi się takie sytuacje, ale raczej jak byłam młodsza miałam z 14 lat.
No nic.. gdy wszystko znów wróciło do normy przemyłam buzie, umyłam zęby, zrobiłam sobie leciutki makijaż, ubrałam się w to:

I wyszłam z pomieszczenia robiąc ostatnie pociągnięcia grzebieniem.
Zeszłam na dół pakując ostatnie rzeczy do małej torebki i oznajmiłam swoją gotowość.
Dziewczyny zmierzyły mnie wzrokiem i szeroko się uśmiechając minęły kierując się do wyjścia.
-Ej co jest?- spojrzałam w dół, czy aż tak źle wyglądam.
Ale wszystko wydawało się być w normie, jak zawsze.
-Ja chce być matką chrzestną!- oznajmiła Agata krzyżując ręce na piersiach.
-A nie bo ja!- wytknęła jej język Cam.
-No to zostanie nią Amber!- wypaliłam śmiejąc się jak głupia do sera.
-Czyli to już pewne?!- spytały zaskoczone.
-Pewnie że tak, przecież to nie pierwszy raz.. a teraz do przodu!- ironizowałam idąc chodnikiem prosto do najgorszego miejsca na ziemi CENTRUM HANDLOWE, tu nie odnajdzie się żaden kopciuszek!
W myślach miałam tylko jedyne  ostatnie wyjście jakie mi zostało.
-Ałaaa..-zwinęłam się w kłębek udając ból brzucha.
-Nie kokietuj tu nas twój blondasek powiedział nam że możesz udawać coś żeby tylko tam nie wejść.- pogroziły mi palcem.
-Jprdl ten farbowany blondasek ma imię to po pierwsze, a po drugie ja mu pokaże w domu.- cicho westchnęłam i weszłam przez obrotowe drzwi do środka.
-O cholera!- zasłoniłam usta dłonią widząc cztery piętra pełna najróżniejszych sklepów szerokie jak pas startowy na lotnisku!
-A może tak wybierzemy tylko 5 sklepów?- spytałam spokojnie, a dziewczyny prychnęły śmiechem.
-Obejdziemy pierwsze dwa piętra potem zjemy obiad, obejdziemy ostatnie dwa i pójdziemy do kina na przeciwko.- wyszczerzyły się i zaciągnęły mnie do pierwszego sklepu.
-Jeszcze jakieś 200.- wyłkałam żałośnie.
-Mówiłaś coś.- spytały krążąc pomiędzy wieszakami.
-Nie zdawało się wam.- zakończyłam temat i udałam się do miejsca gdzie są sukienki i spódniczki.
Marco tak bardzo chciał moich zakupów.. ależ proszę bardzo, przy okazji kupi sobie nową szafę!
Z cwanym uśmieszkiem przymierzałam najróżniejsze kolory kloszowanych oraz koronkowych spódniczek i sukienek.
    -Proszę.- rzuciłam na pierwszą kasę z dobre 20 różnych ciuchów.
-Wszystko?- zerknął na mnie kasjer.
-Tak.- zrobiłam słodkie oczka i wyciągnęłam portfel z torebki.
O dziwo nie miałam zamiaru wydawać swoich pieniędzy jeszcze za lekcje tańca jakie kiedyś prowadziłam, bo pracy jako takiej sobie nie znalazłam.
Jednak miałam zamiar utrzeć nosa swojemu chłopakowi i pokazać co to znaczy mnie wkopać w coś czego nie chce!
Zapłaciłam za swoje ciuchy i siadając na ławeczce obserwowałam resztę dziewczyn latających po sklepie.
To był już koniec prawie moich zakupów brakowało mi tylko sukienki odpowiedniej na ten cały bal i butów.
Niestety u dziewczyn zapowiadał się to dopiero początek..
         Siedziałyśmy w chińskiej restauracji na drugim piętrze w której z tego co słyszałam podają bardzo dobre sushi.
A z dziewczyn linią raczej ciężko byłoby je nakłonić na kebaba z budki nieopodal w parku.
-Proszę bardzo i życzę smacznego.- położył przede mną danie kelner z firmowym uśmiechem i odszedł.
Dwie pałeczki kilo ryżu trochę mięsa z ryby i to wszystko?
Ja zwykła dziewczyna mam się najeść takim czymś za 50 złoty?!
Załamana oparłam głowę na ręce i zaczęłam próbować tego czegoś co nazywają jedzeniem.
Moje towarzyszki oczywiście były w niebo wzięte,  zachwycały się swoją ciemno zieloną zupą wyglądającą jak nie powiem co i następnie tym śmiesznym dla mnie sushi.
-Co ty wyprawiasz?- spytały gdy nie próbując nawet chwycić swojego obiadu pałeczkami, brałam go ręką.
-Jem.- skwitowałam, a te podstawiły mi zawinięte w białą chusteczkę dwa drewniane patyki.
-Że tym?- uniosłam wzrok patrząc na nie.
-A czym?!- skarciły mnie i całą następną godzinę próbowałam chwycić jeden kawałek latający po moim talerzu z jednego końca na drugi.
      Wychodząc z restauracji zostawiłam na stole pieniądze za obiad i wpadłam do pierwszego lepszego butiku.
Od razu dziewczyn uwagę przykuły piękne białe szpilki na platformie.
-Przymierzaj.- same usadowiły mnie pomiędzy sobą i ściągnęły mi buta.
-No i jak?- stanęłam naprzeciwko nich udając że mnie to obchodzi.
-Świetnie, kupujemy!- klasnęła dłońmi Amber i już nie było odwrotu.
-Na akcje z klubu pójdziesz ubrana cała na biało.- wydarła się Camila, a sprzedawca głupio spojrzał.
-Głośniej niech wszyscy wiedzą kto tu jest, a ciekawa jestem jak stąd wyjdziesz z dziennikarzami na głowię!- wyszeptałam jej ostro i stanowczo do ucha.
-Dobra nic nie mówiłam.
-No ja myślę.- poszłam stanąć koło Agi przy kasie, która uparcie ze swoich pieniędzy płaciła za szpilki.
-Dziękuje.- objęłam ją ramieniem.
-Nie ma za co, ale ty to niesiesz.- wręczyła mi kolejną siatkę.
-Heh..- wzięłam głęboki oddech i szybko skończyć te zakupy.
-Dziewczynki moje kochane! Ostatnie dwa sklepy ja muszę kupić sukienkę, a wy co tam chcecie i wychodzimy bo się ciemno zrobiło.- byłam tak znudzona już patrzeniem na to wszystko, przy takiej ilości ludzi, z ciągłym chodzeniem w te i we wte.
Nie znosiłam tego, lecz sukienkę porządną obiecałam że kupię, więc naprawdę to zrobię.
Ma być elegancka i biała albo jasno niebieska jak ujęły moje panie.
Pierwszy sklep nic.. kompletnie.
Więc ostatnia wersja mojego ratunku.
Pierwsza długa niebieska..
Ohydna, brzydka, tandeta, ale według Amber wspaniała.
Więc przymierzyłam:

-Pff... jaka jestem śliczna, oh z kopciuszka w księżniczkę, jeszcze tylko brakuje mi torebeczki z diamentów i tiary.- wydurniałam się w sklepie, a wszystkich oczy były skierowane na mnie.
-Ty.. ale to do tego!- założyła mi Aga na głowę fulcap i wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-Oh..ah..- zaczęła robić z siebie błazna razem ze mną.
Lecz Cam i Amb brakuje tego poczucia humoru i chowały się po przymierzalniach.
Nasze wygłupy przerwał dopiero dźwięk mojego telefonu.
*Marco* 
I jak tam żyjesz? 
*Ja*
Umarłam, ale przeżyłam. Niedługo wrócę.
*Marco*
To czekamy.
*Ja*
My?! 
*Marco*
Wrócisz zobaczysz ;*
*Ja*
No niech ci będzie ;*
Ciekawiło mnie kto u nas jeszcze jest o tej porze, więc w błyskawicznym tempie znalazłam śnieżnobiałą sukienkę

 i wyszłyśmy z centrum.
Reus oczywiście na napisał już żadnego sms'a, bo po co się zapytać czy nie przyjechać bo jest już zimno i ciemno!?
     Z impetem weszłam do domu trzaskając drzwiami i usadowiłam pomiędzy Mario i Marco.
-Dawać mi to!- zabrałam dżojstik mojemu chłopakowi i piwo.
Upiłam jego duży łyk, a chłopacy wytrzeszczyli oczy.
-Dobrze się czujesz?- spytał brunet.
-Ujdzie w tłoku.- znów się napiłam strzelając przy tym dwie bramki.
-Uhu..!- krzyknęłam po czym zagwizdałam, a moje zakupowe towarzyszki otworzyły sobie drzwi i władowały się do domu.
-Zmęczona?- spytał mój piłkarzyk.
-Nawet nie wiesz jak.- pocałowałam go w policzek.
-Zakupy widać że się udały.- uśmiechnął się Mario do Camili, a Marc zbiegł na dół wywalając się na ostatnim stopniu.
-Łamaga.- skwitowałam nawet nie odrywając wzroku od telewizora.
-Mamy u góry mały problem!- wydarł się Bartra do Reusa. A ten zniknął z mojego pola widzenia.
-Co wy tam kombinujecie!?- wbiegłam na górę i otwarłam drzwi od jednego z pokoi w którym siedział wysoki młody chłopak.
-Kto to?- spytałam zdziwiona.
-Jestem twoim przyrodnim bratem..- powiedział, a ja słysząc to zsunęłam się po ścianie na podłogę i zakryłam twarz dłońmi.
-Że co?- wydukałam ledwo słyszalnie.
-Mówi ci prawdę.- chwycił mnie za rękę, a blondyn pchnął go do tyłu że wleciał na łóżko.



***
Od autorki-
Czekaliście więc proszę, ale nie będzie 11 komentarzy nie będzie następnego :3 jest 300 wyświetleń na jednym rozdziale a 7 komentarzy.
Mam nadzieje że mnie nie zawiedziecie i spełnicie moje oczekiwania.
Żegnam na dziś i życzę miłego komentowania.
Mam nadzieje że się podoba.
Nie jest jakiś specjalny ale nie jest zły.
<3 *.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*






15 komentarzy:

  1. Szwietne! :D mój debil głupi hahahaha wyczuwam w Cind bratnią dusze :D cóż więcej pisać do soboty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskii <3
    hahah i te zakupy ;3
    Nic dodać nic ująć :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Te zakupy genialne! :D
    Chociaż masz rację, ja się silnie utożsamiam, zakupy to koszmar jest xD
    Czekam na nexta i kiedy następny w opowiadaniu o Neymarze? :D

    Kochana moja, a'propos Kopciuszka to zapraszam do mnie na numer 19 :*
    http://kopciuszek-na-boisku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne *0*
    Normalnie zakochałam się w tym blogu *0*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochammm :3 Rozdział genialny!
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielbiem :* <3 JA CHCE NASTEPNYYY TERAZ ZARAZ :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochanie moje.. Przepraszam, ze nie komentowalam ale nie mialam jak. Z reszta wiesz czemu.
    Dzis. Jak chyba kazdy jestem w szkole i mam neta. Jupii.. *-* xd
    A co do rozdzialu..
    Fajny. Podoba mi sie i to bardzo. Jestem ciekawa kim jest ten chlopak..
    Ehh. Bardzo licze na reszte czytelnikow i mam nadzieje ze rozdzial ukaze sie niebawem.. I wiem jak to jest kochana. 300 wyswietlen a komentarzy 7. Ehh. :/

    Buźka.. ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Dajesz nn szybko bo nie wytrzymam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział - miód malina :) Zresztą jak całe Twoje opowiadanie. Dużo się dzieje i na maksa wciąga. :D Nie mogę doczekać się kontynuacji. Dodaj jak najszybciej, bo mnie tu ciekawość zżera. :p A w międzyczasie, jeśli miałabyś ochotę, to zapraszam do mnie (dopiero się rozkręcam) i proszę o opinię: http://nigdynieprzestawajsieusmiechac.blogspot.com/
    No i oczywiście życzę Ci dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. pisz szybko, bo umieram z ciekawości! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Następny! <3 Czekaaam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny <3
    A no i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeeju już nie mogę się doczekać następnego ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  14. 42 year-old Assistant Manager Griff O'Hannigan, hailing from McCreary enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and Baton twirling. Took a trip to Timbuktu and drives a Prizm. wiecej porad

    OdpowiedzUsuń