sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 13 "Powtórz to co powiedziałeś."

~*~


~*~
-Jak moim bratem?- spojrzałam na nieznajomego, opanowując swojego chłopaka.
-Nie mam pojęcia nawija tak od godziny i stwierdził że tylko tobie powie wszystko, bo nam nie ufa!- Marco naburmuszony założył ręce na klatkę piersiową na co zareagowałam głośnym śmiechem.
-W takim razie papa.. zabierz gdzieś wszystkich, a ja pogadam z naszym gościem.- wypchnęłam go z pokoju, kierując swój wzrok na wysokiego bruneta.
-Cinderella.- wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
-Iglesias.- uścisnął ją szeroko się uśmiechając.
Może nie był blondynem od urodzenia jak ja, ale emanowała z niego taka sama pozytywna energia jak ze mnie.
Więc może rzeczywiście mówił prawdę? 
Cind.. co ty gadasz?! Ogarnij się..! 
-To może wytłumaczysz mi o co chodzi niby z tym że jesteśmy spokrewnieni?- zmierzyłam go przenikliwym spojrzeniem.
-Nie wiem od czego zacząć.- podrapał się po karku. 
-No może od początku.- puściłam mu oczko, ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków.
-Mój tata Luis Enerique jest dość znanym trenerem Barcelony.
-Nadal nie kumam jaki ma to związek ze mną.- westchnęłam ciężko.
-Bo mi przerywasz.- zaśmiał się, a ja walnęłam w czoło.
-Dobra już nic nie mówię.- podniosłam ręce w górę w geście obrony.
-Bardzo dobrze. - prychnął śmiechem, ale widząc moją poważną  minę opanował się.
-I właśnie on jest twoim biologicznym ojcem. Wiem to stąd, że gdy byłem mały razem z moją mamą przeżywali lekki kryzys w związku i mój kochany tatuś udał się wtedy na wakacje do Niemiec zostawiając ją samą. Właśnie w Dortmundzie znalazł sobie kobietę w której się ponoć bezgranicznie zakochał, chciał mieć z nią dzieci i nową rodzinę. Jednak ona nie zbyt była na to chętna, pobawiła się z nim, a potem zostawiła bez ani jednego słowa wyjaśnienia.
A mój ojciec wrócił do mas zapominając o niej. Jednak kilka miesięcy temu, dostał od niej wiadomość. A mianowicie list.- zaczął wyciągać coś z kieszeni. Po czym podał mi większy kawałek pozginanego papieru.
Powoli rozwinęłam go i zaczęłam czytać na głos:
"Cześć Luis..
Wiem że od naszego spotkania minęło dobre kilkanaście lat.
Ale od tego czasu mało się zmieniło, nadal jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu i tak już zostanie chyba na wieki.
Jestem chora, mam raka i to ostatnie dni mojego życia. 
Większość domowników myśli że to przez stres coraz gorzej się czuję i mojego męża który mnie katuje.
Pewnie teraz pomyślisz że jestem głupia że jeszcze siedzę w tym domu i nie próbuję walczyć, ale już nie potrafię.
Rozumiem też jak cię potraktowałam, masz prawo czuć do mnie odrazę.
Ale zawsze gdy jest mi gorzej przypominam sobie nasze spotkanie na ławce w parku.
Kochałam cię, kocham i zawsze będę.
Jednak teraz jest najważniejsza sprawa..
Po twoim wyjeździe zaczęłam mieć poranne mdłości i więcej jadłam.
Poszłam do ginekologa i okazało się że jestem w ciąży, a tatą pomimo wszystko jaka nie byłam 100% jesteś ty.
Boję się że gdy odejdę zostanie sama jak palec, a ta kreatura (mój mąż) zacznie się nad nią znęcać jak nade mną.
Nie mogę do tego dopuścić.
Więc jeżeli chcesz mi pomóc zabierz ją do siebie i nie daj mu odnaleźć.
Ma na imię Cinderella i jest niebieskooką blondynką. Więcej informacji nie będziesz potrzebował aby ją odszukać.
Całuje..
Twoja Anabel."

-Ale..co?..że..jak?- rozpłakałam się jak małe dziecko któremu upadł lizak na ziemię.
Byłam bezradna. Nie mogłam tego pojąć jak ona to zrobiła.
Spojrzałam na datę u góry..
-Data jej śmierci.- cicho załkałam siadając na łóżku.
Czuła już chyba że odchodzi i stąd ta prośba, jednak czemu mi nie powiedziała, że mój ojciec tak naprawdę nie wie że istnieję! 
A tak to od małego wciskała mi kit że mnie porzucił, nie chciał, że ją zostawił!
-To jej wina.- powiedziałam ledwo słyszalnie znów zalewając łzami.
-Przykro mi, ale musiałem ci to powiedzieć, i tak za długo zwlekałem.- dotknął delikatnie mojego ramienia.
-Ty? Niby czemu nie ten cały Luis?!- uniosłam wzrok spoglądając w jego oczy.
-Musi być w Hiszpanii, bo treningu nikt za niego nie poprowadzi, a ja jestem jedyną osobą której teraz ufa. I bardzo chce cie poznać i kazał mi przywieźć cię do Barcelony.- gadał jak opętany, nie mając zamiaru przestać.
-Jejeje.. powtórz to co powiedziałeś.- zahamowałam go myśląc że się przesłyszałam.
-To że mysi być w Hiszpanii?
-Nie to potem.
-Treningi i że mi ufa?
-To od razu po tym.
-Mam cię zabrać do niego.- wzruszył ramionami oglądając obraz nad łóżkiem w pokoju Marco.
-A czy ja wyraziłam na to zgodę?- obraziłam się wstając na równe nogi.
-Ja ci nie karzę tam jechać na zawsze, ale na tydzień dwa. Bardzo dobrze ci to zrobi i poznasz swojego prawdziwego tatę.- chwycił mnie w okolicach nadgarstka.
-Nie zostawię tego co tu mam od tak!- wrzasnęłam poirytowana.
-Od tak nie musisz, jestem tu do jutrzejszego wieczora. Jeśli chcesz tu jest twój bilet i numer mojego telefonu. Jutro 20 wylot, przemyśl to wszystko na spokojnie.- pocałował mnie w czoło wychodząc z pokoju jak i pewnie całego domu.
Opadłam bezwładnie na łóżko, kręcąc niedowierzająco głową.
Jak ona mogła to ukrywać, milczeć tyle lat i kłamać, nie mogę tego pojąc.
Zataczałam kółka na szaro-białej pościeli opuszkami palców.
Zbierałam myśli, chciałam wybrać jak najlepsze wyjście z tej sytuacji, ale bałam się każdego.
Tak cholernie się bałam że aż w pewnych momentach brakowało mi tchu, gdy zalewałam się kolejnymi strumykami łez.
Reus na pewno nie byłby zadowolony wiedząc że teraz gdy wszystko zaczęło się układać, uciekam do innego państwa na Bóg wie ile.
Jednak tam jest mój tata, kit z tym że nigdy go nie widziałam nie wiem jak zareaguje na mój widok ALE TAM JEST!
Zawsze chciałam go poznać, może nie krzyczałam o tym na cały głos, ale w podświadomości zawsze czułam że chce go ujrzeć, zamienić chociaż kilka niezobowiązujących słów.
Powoli zsunęłam się z łóżka, idąc w stronę balkonu.
Nacisnęłam za klamkę i poczułam chłód dający mi w policzek.
Tego właśnie było mi trzeba.
Otrzeźwienia przez zimne przyjemne powietrze drażniące moją skórę.
Podeszłam do barierki, mocno zaciskając na niej palce.
Powoli w mojej głowie kalkulowałam co i jak mam zrobić, ale nie potrafiłam już dziś dać temu zawitać na świat.
Po połowie godziny poszłam się wykąpać, i gdy już miałam kłaść się spać żeby uniknąć spotkania z blondynem który ze wszystkimi wyszedł pewnie do Błaszczykowskich, zgasły światła w moim domu jak i kilku bliskich.
-Ja pierdole!- ryknęłam próbując znaleźć klamkę do drzwi albo chociażby telefon.
Małe światło, zapalniczka cokolwiek! 
Usłyszałam jak ktoś u dołu otwiera drzwi, ale nie kluczem. Musiały być otwarte..
-Marco?!- spytałam głośno przełykając gulę w gardle.
-Marco?- powtórzyłam pytanie nieco ciszej cofając się od drzwi po samą ścianę.
Kroki były coraz głośniejsze, a ja coraz bardziej bałam się o siebie.
 ~*~




Od autorki: Kochane wiem długo nie było ale teraz nadrabiam za cztery dni albo cztery nowy dłuższy.. 
Rozdział!! Będzie się dużo działo.
Komentujcie motywujcie :*
Kingaa dla ciebie ten rozdział :D 
Bo jak nie my to kto ? ;*