wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 18 "Zdarzają się chwilę kiedy bywam jak pamiętnik."

~*~

"Kocham Cię..                               
Każdy dzień jest jak sen, kiedy tylko jest przy Tobie.
Teraz wiem, czego chcę.
Nie opisze tego w słowie.
Czuję lęk..
Przecież wiesz, że nie chcę 
Cie ranić.
Nie potrafię tego znieść
kiedy jesteśmy sami.. <3"

~*~
Całą noc nie mogłam spać, wciąż miałam przed oczami tę aferę na plaży.
Nie miałam pojęcia kim jest ta osoba która chciała mnie zabić, ale wiem jedno musiała być kimś ważnym w życiu moich piłkarzy.
Kręciłam się z boku na bok, a jej wyzwiska odbijały się w mojej podświadomości niczym złudne echo.
Każde jej słowo pamiętam bardzo dobrze, każdy ruch wykonany w moim kierunku i te furię w jej tęczówkach.
Nie panowała nad sobą..
Gdyby nie Leo mogłoby już mnie tu nie być..
Zdenerwowana całą tą sytuacją sięgnęłam po laptopa z szafki nocnej.
Powoli zaczynał się uruchamiać, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
-Proszę..- przełknęłam głośno ślinę.
Zaczynałam powoli wariować.
Przecież ona nie weszła by do tak dobrze strzeżonego domu?
Więc dlaczego obawiałam się jej do tego stopnia nawet w tak bezpiecznym miejscu?!
Chyba o to jej chodziło żebym się bała.
Moje przemyślenia przerwały uchylające się drzwi.
-Wiedziałem że nie śpisz.- do pokoju wszedł Bartra z kubkiem gorącej herbaty.
-Skąd?- zdziwiłam się odkładając komputer na bok.
-Intuicja.- mrugnął do mnie okiem, siadając na skraju łóżka.
-Nie gryzę.- zaśmiałam się cicho widząc jego lekkie skrępowanie.
-Wiem.- wyszczerzył się podając mi napój.
-Dziękuje.- podciągnęłam nogi pod brodę, odbierając parzącą szklankę.
-Tylko się nie oblej gapo.- podrapał się po karku rozsiadając naprzeciw mnie.
-O to się nie musisz martwić.- odparłam zamaczając usta w parującym naparze.
Chłopak lustrował moją twarz z taką dokładnością że na moje policzki powoli wkradały się różowe rumieńce.
Kącik jego ust delikatnie unosił się co chwilę do góry, nie rozumiałam co wywoływało u niego tak dobry nastrój, ale mogłam się domyślić że moja twarz przybrała już kolory dojrzałej piwonii.
-Nie gap się tak.- mruknęłam odwracając twarz w drugą stronę.
-Czemu?- chwycił mój podbródek przysuwając się na niebezpieczną odległość.
-Bo tego nie lubię Lamusie.- ryknęłam głośnym śmiechem.
-Lamusie?!- wstał kierując się w stronę wyjścia.
-Jaki obrażalski.- szczerzyłam się w jego kierunku.
-Dobranoc buraczku.- zbył mnie wychodząc z pomieszczenia.
-Pff...- bąknęłam oburzona opierając głowę o zimną ścianę.
Bardzo dobrze że jakoś zaradziłam naszej odległości, nie chciałam między nami krępującej sytuacji, a mieszkając w jednym domu zdarzały by się one później dość często.
Chwyciłam Notebook z biurka, drżącymi rękoma.
Powoli wstukałam hasło i zaczęłam przeglądać facebook'a.
Nie byłam na nim już dobry miesiąc, więc miałam dużo do nadrobienia.
Powoli zjeżdżałam w dół po zaproszeniach do grona znajomych..
Gdy ujrzałam znane mi dość dobrze nazwisko Caroline Bosch.
Weszłam w galerię jej zdjęć nie mogąc skojarzyć skąd ją znam.
Niestety nic nie przyszło mi do głowy.
Pooglądałam jeszcze chwilkę stronę główną, a oczy same mi się zamykały.
Ciekawa która godzina spojrzałam na prawy dolny róg monitora.
03:24- rzuciłam się na poduszki, zatrzaskując przedmiot i wsuwając go pod łóżko.
Nawet nie wiem w jaki sposób znalazłam się w krainie Morfeusza.
~*~
Obudziły mnie promyki słońca, wdzierające się do pokoju przez żaluzję.
Jęknęłam zła na samą siebie że wieczorem porządnie ich nie zasłoniłam.
Powoli podniosłam się z łóżka przeciągając niczym rasowa kotka.
Spojrzałam na siebie w lustrze z cichą nadzieją że dość szybko uporam się z poranną toaletą. 
Lecz w moim przypadku to chyba nie możliwe. 
Wyglądałam jak siedem nieszczęść, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Stanęłam przed ogromną szafą szukając ubrań na dzisiejszy dzień.
W planach nie miałam jakiś specjalnych wyjść czy czegoś w tym kierunku, więc postawiłam na klasyk mojej garderoby:

Zadowolona z końcowego efektu, chwyciłam telefon z umywalki robiąc sobie selfie, które po chwili znalazło się na Instagramie z podpisem:
#Happy #smile #Barcelona #<3
Nie musiałam długo czekać żeby dostać kilka komentarzy z Dortmundu typu:
'Tęsknimy śliczna'
'Wracaj do nas, bez ciebie to nie to samo'
'Moja kochana siostrzyczka'
'Baw się dobrze, i szybko wracaj do nas<3'
Pokiwałam niedowierzająco głową i nie odpisując im udałam się na dół.
Powoli schodząc schodami usłyszałam stukanie szpilek Amber.
-A ty jeszcze w domu?- zdziwiłam się bo mówiła że dziś ma dużo pracy i nie będzie jej do późna.
-Tak, muszę spakować kilka potrzebnych rzeczy.- zobaczyłam małą walizkę przy jej nodze, wytrzeszczając  szeroko oczy.
-Po co?- uniosłam brew do góry zakładając ręce na piersi.
-Okazało się że muszę wyjechać na cztery dni w delegacje i jesteś skazana przez ten cały czas na Bartre.- zrobiła smutną minę, ale mnie jakoś mało to ruszyło.
-Dam radę, powodzenia.- przytuliłam ją całując w policzek.
Nie wiem dlaczego, cieszyłam się z jej wyjazdu.
Nie żebym znowu nie lubiła brązowookiej, przecież dopiero co złapałam z nią dobry kontakt, ale mało przekonywała mnie ta jej Delegacja.
Weszłam do kuchni od razu sięgając do lodówki po pitny jogurt.
Usiadłam na blacie i opierając się o szafki obserwowałam Amb czekającą na Taksówkę.
Po jakiś pięciu minutach zamiast niej zjawiło się jakiś czarny samochód do którego bez większych oporów wsiadła.
Nie powiem z lekka mnie to zdziwiło, ale nie chcąc wtrącać się w jej życie poleciałam do góry po swój komunikator z całym światem i wyszłam do parku.
Niedaleko niego kupiłam kubek świeżych malin i ruszyłam na wolną ławkę nie daleko fontanny.
Założyłam na nos okulary słoneczne i wyciągnęłam z obszernej torebki laptopa.
Chciałam porozmawiać choć chwilę z Reusem.
Więc na wszelki wypadek kupiłam małą mapę miasta, telefon naładowałam przed samym wyjściem i zapisałam sobie na małej karteczce adres mieszkania Marca.
Nie miałam zamiaru znów spotkać tej dziewczyny.
Na samo jej wspomnienie robiło mi się słabo.
Uruchomiłam Skyp'a spoglądając czy jest aktywny, tak jak się spodziewałam był i po krótkiej chwili sam do mnie zadzwonił.
-Hey misia.- już czułam że ma bardzo dobry humor, którym miałam nadzieję że szybko mnie zarazi, gdyż pomimo uśmiechu na twarzy wciąż miałam w głowię dziewczynę która chciała mnie zabić.
-No Hey.- włączyłam swoją kamerkę.
-Co jest?- piłkarz patrzył na mnie, a jego mina momentalnie zrzedła.
-Nic..- wymamrotałam cicho chcąc uniknąć tematu.
-Jak to nic, przecież widzę że coś jest nie tak. Po co ci te okulary słoneczne jak ze mną rozmawiasz?- wybuchnął śmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Bo jestem o tu.- podniosłam peceta pokazując mu obszar dookoła mnie.
-Aha..- walnął się w czoło co przyjęłam cichym chichotem, żeby nie usłyszał.
-I co z tatą odzywał się od wczoraj?- zapytał zatroskany.
-Nic, nie pytał o mnie od tamtego momentu, chyba że Bartra mi nie powiedział.- odparłam,  moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Może jeszcze się zapyta nie oceniaj go pochopnie.- wydusił z siebie na jednym tchu.
-Wiesz co sama już nie wiem. Ostatnimi czasy zdarzają się chwilę kiedy bywam jak pamiętnik. Wszyscy wrzucają do mnie wszystkie swoje uczucia, a ja mam z nimi walczyć.- wrzuciła do ust kolejny owoc.
-Powinnaś odpocząć i nie martwić się o innych. Jak twój ojciec się nie odezwie to będzie jego strata, pamiętaj że masz mnie i się nie przejmuj.- posłał mi całusa.
-Wiesz jakbym się chciała do ciebie przytulić i już nigdy nie puścić.- rozmarzyłam się przytulając swoimi rękoma.
-Już nie długo się zobaczymy, a na razie musisz się trzymać..
Nasza rozmowa mogłaby się nie kończyć, ale Robert zabrał mi blondyna na maraton w Fifę i nie miałam innego wyjścia jak spakować swoje rzeczy i wrócić do posiadłości Barcelońskiej "15".
Idąc w stronę jego domu zobaczyłam po drugiej stronie chodnika znajomy mi ubiór, a właściwie bluzę zawieszoną na głowie i wypadające z niej blond włosy.
Szybko przebiegłam ulicę i podbiegłam do tej osoby.
Ściągnęłam z jej głowy kaptur i spojrzałam prosto w oczy.
-Co ty robisz?!- wrzasnęła na mnie oburzona kobieta.
Zrobiło mi się strasznie głupio.
Byłam pewna że to ta sama osoba co na plaży.
Bluza była identyczna i jakby tak samo leżała na tej dziewczynie jak na tamtej.
-Przepraszam chyba panią z kimś pomyliłam.- przygryzłam wargę, odwracając się na pięcie.
Zrobiłam kilka kroków po czym odwróciłam w za siebie.
Blondynki już nie było, a ja zostałam sama na ulicy..

      "Dostałam gorzką czekoladę od życia z napisem "Oby zawsze było ci tak słodko" 




wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 17 "Z" "I" "A" "R" "O" inaczej upadły Anioł"

~*~

"Nie chcę się dowiedzieć, tak się boje bólu.
Piję kłamstwo jak alkohol, tak się boję bólu.
Światło prosto w oczy trochę mocno bije,
Nie chce widzieć, ani słyszeć..
Prawda mnie zabije.. <3 " 

~Narracja trzecioosobowa~
Krążyła po uliczkach Barcelony zapłakana.
Miała dosyć, zawsze musi się coś wydarzyć co zepsuje jej idealny dzień.
Zgubiła się..
Rozmawiając z Marco spacerowała po parku, wychodząc z jego drugiej strony straciła z oczu stadion jak i uliczkę którą tu dotarła.
Przeszła jeszcze kilka przecznic, stojąc na przeciwko wielkiej mapy miasta.
Miejsce w którym się znajdowała było dobre 10 km od Camp Nou.
Nie miała pojęcia jak tego dokonała.
W przeciągu połowy godziny znalazła się tak daleko od centrum.
Spojrzała na zegarek, Bartra za chwilę powinien skończyć trening.
W błyskawicznym tempie wyjęła z kieszeni telefon dotykając jego ekranu.
Nie odblokował się..
Drugi raz wykonała te samą czynność, niestety bez większego efektu.
-Szmelc!- wymamrotała rozgoryczona.
Ostatni raz rzuciła okiem na plan Hiszpańskiego miasta, idąc przed siebie.
Miała dosyć, pierwszy dzień w nowym miejscu i już ma ochotę wracać!
Najchętniej pewnie od razu spakowałaby się i wróciła do Niemiec.
Na całe jej szczęście nie wiedziała gdzie się znajduje! <błagam wyczujcie ten sarkazm>
Nogi coraz bardziej ją bolały, pomimo tego że była tancerką nienawidziła spacerów, a dziwnie by chyba ludzie na nią patrzyli gdyby nagle zaczęła tańczyć na środku ulicy.
Powoli dochodziła do wniosku że na marne tu przyjechała.
Jej ojciec nawet nie ucieszył się gdy ją zobaczył.
Nigdy nie widział swojej córki, a jak już miał okazję ją bliżej poznać, wolał mieć trening z Dumą Katalonii.
Przecież mógł go przełożyć, chłopacy na pewno by go zrozumieli. 
Jednam nie zrobił tego.
Nawet nie ma pojęcia czy kiedykolwiek  on będzie miał czas, żeby nadrobić tyle straconych lat. 
Oczy blondynki całe się zaszkliły, była bezradna.
Nie miała ochoty na nic, a ten marszobieg jaki sobie zapewniła pod sam stadion mógłby się dla niej nigdy nie kończyć.
Usiadła na ławce przed nim i czekała aż ktoś wyjdzie...
Mijały kolejne minuty, a dookoła nie było widać nikogo z drużyny.
Westchnęła ciężko przyglądając się nastolatkom krążącym wkoło budynku.
Chyba też czekali na swoich idoli.
Wściekła że ani jeden z nich nie potrafi wystawić z niego nosa, weszła do środka za pomocą przepustki jaką dostała z rana od Marca.
Waliła o drewniane drzwi od szatni piłkarzy cała czerwona ze złości.
-Jak nie otworzycie to sama wejdę!- fuknęła, zasłaniając ręką oczy i wchodząc do pomieszczenia.
Do jej uszu nie doszły żadne dźwięki..
Zdziwiona spuściła dłoń..
W środku nie było nikogo.
Spojrzała na zegar wiszący nad drzwiami jak i rozkład treningów.
-No ja pierdole!- usiadła na ławce chowając twarz w dłoniach.
To był ich ostatni dziś trening i skończył się już dobrą godzinę temu.
Z jej oczu poleciały słone łzy.
Nie znała adresu posiadłości Barcelońskiej "15" więc mało prawdopodobne było to że dojdzie tam z pamięci, ale musiała chociaż spróbować.
Przetarła twarz wstając i pokierowała się do wyjścia...
~*~

~Narracja pierwszoosobowa~

Robiło się ciemno, a ja zamiast znajdować się w łóżku, siedziałam na plaży?!
Nie znam tu praktycznie nikogo i na dodatek się zgubiłam.
Na szukaniu domu bruneta spędziłam 8 godzin! 
A każda następna uliczka przypominała mi następną.
Tak gratulujcie mi orientacji w terenie która sięga..heh.. ona nigdzie nie sięga! 
Bo ja jej nie mam! 
Upiłam większy łyk mineralnej wody, którą zdołałam kupić za pieniądze jakie zawsze kryję pod obudową Iphon'a.
Chyba miał zastąpić mi  alkohol, bo pijana, sama, dziewczyna to łatwy "cel".
Piasek robił się coraz bardziej zimny, wciąż kombinowałam co zrobić żeby nie zaliczyć spania na plaży.
Lecz nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Moje powieki robiły się coraz bardziej ciężkie.
Miałam ochotę krzyczeć, jak najgłośniej tylko potrafię.
Iść do lasu i się wyżyć.
Ah..tak.. tylko najpierw powinnam mieć świadomość gdzie takowy się znajduję!
Gdybym miała tu Reus'a na pewno bym nie zabłądziła, albo przynajmniej miała towarzystwo!
Ciekawe co teraz robi? Czy Camila dzwoniła? Co u Agaty i u Kuby? Czy Oliwka już śpi? A Lewy z Mario nawalają w fifę?
NIC NIE WIEM!?
Założyłam ręce na piersi patrząc na morze.
Za dnia było takie błękitne, a w nocy stawało się ciemne jak atrament.
Z baru niedaleko wydobywała się głośna muzyka.
Wsłuchiwałam się w jej tekst i coraz bardziej mi się podobała..
"Jestem nieobliczalny na pozór prosty dzieciak
mój rap jest niewybaczalny, wiem że cię strach obleciał
i suko zrób to lepiej, pokaż że kochasz muzykę 
słyszałem twoje nagrania, celowo mijasz się z bitem?
nic mi nie wmówisz, serio lepiej zamknij pizdę 
było już paru takich co straszyli krucyfiksem
bo moje wersy wszelkie prawa łamią 
to dalej  "Z" "I" "A" "R" "O" inaczej upadły anioł (suko).
Zasłuchana nawet nie zauważyłam kiedy jakaś kobieta z kapturem na głowię zaczęła zbliżać się w moim kierunku.
Serce podeszło mi do gardła, zakręciłam butelkę odkładając ją na bok i przełknęłam gule w gardle.
Czarne myśli krążyły po mojej głowie.
-Ty szmato!- syknęła w moim kierunku stając nade mną.
-Coś ty powiedziała!- krzyknęłam popychając ją do tyłu, co było chyba złym ruchem w tamtej chwili.
-Głucha jesteś może ci przeliterować!- wrzasnęła ciągnąc mnie za moje długie blond włosy.
-Nie musisz, ale jak chcesz mogę zaraz policzyć ci ząbki!- kopnęłam ją w udo, przez co mnie puściła.
-Zabije cię rozumiesz! Zabierasz nam Marco i jeszcze teraz wzięłaś się za Marca!?- dopadła do mnie uderzając w brzuch.
Zatoczyłam się do tyłu prawie wpadając na kamień.
-Spieprzaj nigdy w życiu nikomu nikogo nie zabrałam!- wystawiłam ręce do góry w geście obrony.
-Myślisz że błyszczysz? Nawet nie świecisz!- obrażała mnie stawiając kroki do przodu.
-Jak cie walne to za dwa tygodnie z deszczem spadniesz! Głucha byłaś ja chyba coś mówiłam.- przesuwałam się w stronę wody żeby być jak najdalej od niej.
-Jak masz problem to rozwiąż go sama, ja to pierdole, swoje życie mam w dupie, a co dopiero twoje!- dodałam po chwili, a ta rzuciła się na mnie lądując w wodzie na mnie.
-To twój koniec!- próbowała mnie utopić.
-J..e..s..- ciągle byłam podtapiana nie mogąc powiedzieć ani jednego słowa.
-Puść ją!- usłyszałam po chwili i plusk wody..
Przez moją głowę przewinęły się wszystkie chwile mojego życie.. potem już nic tylko ciemność.
~*~
Obudziłam się w jadącym samochodzie, okryta kocem.
Powoli docierało do mnie co się stało.
Chciałam zobaczyć twarz kierowcy zaczynając się ruszać, żeby zwrócił na mnie uwagę.
Nie minęła chwila, a twarz Messiego skierowała się na mnie.
Był blady i ledwo co wysilił się na sztuczny znikły uśmiech.
-Jak się czujesz?- spytał patrząc na drogę.
-Gorzej już chyba nie mogłam.- wycedziłam ledwo słyszalnie przez zęby.
-Może do szpitala?
-Nie, proszę. Wszystko byle nie szpital.- Leo widząc moją reakcje przestał drążyć temat.
Cały czas patrzyłam za okno.
-Dziękuje, gdyby nie ty, ona była..- nie pozwolił mi dokończyć delikatnie dotykając mojego kolana.
Kciukiem zataczał na nich kółka próbując mnie uspokoić.
-Nie ma za co, ważne że ci nic nie jest.- przegryzłam wargę, szeroko się  po tym uśmiechając.
-I tak dzięki. Gdzie jedziemy?- szybko zmieniłam kurs rozmowy.
-Do Marca chyba że nie chcesz?- zmrużył oczy.
-Pewnie że chce, od jakiś 10 godzin chciałam tam dotrzeć.- walnęłam go w ramie na co prychnął nieopanowanym śmiechem.
-Jak to się stało że akurat tam byłeś?- palnęłam.
-Szukaliśmy cie, odkąd Bartra zadzwonił i powiedział że nie ma cie w domu ani na Camp Nou.- wzruszył ramionami.
-A czego chciała ta dziewczyna?- zapytał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jakaś dziwna o nic zaczęła się mnie czepiać i bić, potem wpadłyśmy do morza i to tyle co pamiętam.- skłamałam unikając zbędnej rozmowy.
Nikt nie może się dowiedzieć czego ona chciała.
-Wyjdziesz czy mam cię zanieść.- poruszył zabawnie brwiami otwierając mi drzwi.
-Wiesz co raczej dam sobie radę.- wyszczerzyłam się wstając z siedzenia.
Idąc w stronę domu piłkarza miałam mieszane uczucia.
Nie byłam w stanie nacisnąć klamki i znaleźć się w środku.
-Służę pomocą.- puściła do mnie oczko "10" Katalońska wpychając mnie wręcz do domu.
-Jesteśmy!- wydarł się jeszcze trzaskając drzwiami, a w progu salonu zobaczyłam Marca.
Był strasznie smutny i zmartwiony dało się to odczuć.
-Cind.- podbiegł do mnie i mocno przytulił.
Tego było mi w tamtej chwili trzeba.
Bezpieczeństwa.. które mógł dać mi w tym wypadku tylko on...


"Popełniam wiele błędów, wiem.
Ale dzięki nim nauczyłam się że życie nie jest takie proste i trzeba nauczyć się walczyć z każdą przeciwnością losu.
Być silnym, nie poddawać się.
Tylko wstać i walczyć o to by było nam jak najlepiej.
Walczyć o swoje szczęście."


Od autorki:
Hejoo..:)
Rozdział jest według mnie nawet nawet..
Nowy około hm..Poniedziałku/wtorku. 
Może wcześniej ale jak już wcześniej to w piątek/sobotę.
Liczę na dużo komentarzy bo wejść jest.. WOW 
450 pod ostatnim rozdziałem *.*
Komentarze motywują więc dlatego tak bardzo je chce.
Mają być szczere :D 
Tylko o to mi chodzi..;*
Do następnego Baju.. :> 





czwartek, 15 stycznia 2015

Piłka nożna do cholery!

NAJLEPSZEGO *.*

Marc... Nasz Marc (poprawka) :D
Kończy dziś 24 lata :*
Życzę mu, a właściwie wszystkie mu chyba życzymy tego:
-ZŁOTEJ PIŁKI za kilka lat <3
-Dużo strzelonych goli dla Barcelony :D
-Wytrwania w tym klubie do końca :)
-Zero kontuzji, a jak już to minimalnych.
-Dużo zdrówka.
-Tego szczerego uśmiechu jaki ma ciągle :))
-Poczucia humoru którym potrafił by zarazić każdego :*
-Fajnej ładnej dziewczyny.
-Zdrówka kochanemu psiakowi, jakiego posiada <33
-Radości z życia
-Wychodzenia częściej w pierwszym składzie.
-Staranności w tym co robisz, i żebyś doszedł tam gdzie chcesz.
I WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE.
Sto lat..sto lat..niech żyję żyję nam. Sto lat sto lat niech żyję żyję nam.
Niech żyję nam :D 
Niech mu gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, nigdy nie zagaśnie.
A kto z nami nie wypije niech go piorun trzaśnie :D
1000 lat Kochany *.*.*.*.*.**.*.*.*.*

Przy okazji ogłoszenia dusz pasterskie:
-Nowy rozdział w weekend.
-Wiem że tamten zawaliłam w tym się zregeneruje.
-Rozdziały będę uprzedzała co ile będą dodawane bo może nastąpić tu mała zmiana.
-Dużo się będzie działo i liczę dlatego na dużo komentarzy.
-Ten blog zakończony będzie w okolicach maja więc przed nami jeszcze kilka miesięcy ciekawej myślę opowieści.
-Od tego momemtu możecie dawać pomysły co może stać się w rozdziałach. Będę je czytać i wybierać najlepsze.
To nawet nie muszą być pomysły może jakieś słowa cytaty jestem otwarta :D 
To ma być nasze wspólne dzieło<333

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 16 "Nie pytaj mnie, czy to ma sens, podobno wszystko po coś jest."

~*~


~*~
Zrobiłam lekki makijaż i założyłam kilka bransoletek na lewą rękę, a prawą zdobił pudrowego koloru zegarek.
Rozpakowałam jeszcze kilka ubrań wraz z laptopem, zbiegając na dół.
-Zgłaszam gotowość do działania!..- krzyknęłam zadowolona.
-To łap i idziemy.- rozkazał rzucając w moją stronę pitnym jogurtem.
-To jest moje śniadanie?!- zdziwiłam się patrząc na butelkę.
-Tak, owoce leśne mam nadzieję że lubisz.- wyszczerzył się otwierając drzwi.
-Heh.. jutro zapieprzasz po bułki.- pogroziłam mu palcem, kierując się w stronę garażu.
-Chciałoby się.- prychnął otwierając mi drzwi, gestem ręki zapraszając do środka.
-Sam mówiłeś że jesteś moim lokajem, a więc nie marudź.- posłałam mu całusa, wchodząc do samochodu.
Był taki uroczy jak się złościł..
~Boże Cind nawet tak nie myśl!~ skarciłam samą siebie, rozsiadając się na wygodnym fotelu.
Na uszy założyłam białe słuchawki całkowicie oddając się muzyce która w nich płynęła.
Mocne bity to coś co lubiłam najbardziej, jednak dziś postawiłam na coś kompletnie innego.
"Chicago - Hard to Say I'm Sorry"
Tak mnie zakręciło że nawet nie wiedziałam kiedy byliśmy pod Camp Nou.
Muszę przyznać że widząc ten stadion łezka w oku mi się zakręciła.
Odkąd pamiętam kochałam FC Barcelonę.
Kibicowałam jej całym sercem, nawet nie wiem czemu..
Pomimo tego że w Dortmundzie był świetny klub ja nigdy nie byłam na jego meczu, a za mecz bordowo-granatowych mogłabym dać sobie rękę uciąć.
Każde ich zwycięstwo i porażkę przeżywałam bardzo mocno, potrafiłam nawijać o niej cały dzień.
Każdego z piłkarzy plakat jak i bluzkę chowałam pod łóżkiem.
Byli dla mnie najlepsi i do teraz tacy są.
Jednak nie wiem czy wezmę się na odwagę i kiedykolwiek im to przyznam.
-Zatkało?- wycedził Bartra uśmiechając się szeroko.
-Nie no co ty stadion jak stadion.- skłamałam wzdychając ciężko.
-Haha... bo ci uwierzę.- objął mnie w pasie prowadząc do środka.
Przy wejściu już słyszałam jak szybko bije mi serce.
Chyba czuło magie tego miejsca tak samo jak ja.
-Ty idziesz tam, a ja idę tam.- tłumaczył mi jak małemu dziecku pokazując palcem to w lewo to w prawo.
-Nie no wiesz co nie skapnęłabym się.- przyłożyłam ręce do policzków udając zszokowaną.
-Wolałem się upewnić.- cmoknął ustami  wchodząc do podajże szatni,
-No nic więc zostałaś sama.- powiedziałam sama do siebie kierując się na murawę.
Stanęłam na jej środku, obracając się w okół własnej osi.
-Jest tu masa pozytywnej energii.- skwitował ktoś za mną.
Aż podskoczyłam słysząc ten zachrypnięty głos.
-Tak masz rację.- odwróciłam się widząc Leo! Lionel Andres Messi stoi obok mnie.. nie no!
Piszczałam w myślach z radości, jednak na zewnątrz udawałam bardzo opanowaną.
-Co tu robisz?- spytał zaciekawiony podbijając piłkę.
-Przyjechałam tu..em..z..no..- nie miałam pojęcia co powiedzieć, czy prawdę czy może skłamać?!
-Dobra nie wnikam. A tak w ogóle Leo.- wystawił w moim kierunku rękę ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków,
-Cinderella.- uścisnęłam dłoń piłkarza zabierając mu z pod nóg piłkę.
-Umiesz grać?- uniósł jedną brew do góry zszokowany.
-Ba!- zaczęłam robić różne tricki z piłką.

-Uhuhu..- usłyszałam jego krzyk, po czym głośne gwizdy reszty Blaugrany wchodzącej na boisko.
-Młoda nie mówiłaś że umiesz grać.- szepnął mi na ucho Marc.
-Kochanie nie musisz wszystkie wiedzieć.- zaczęłam brechać z niego jak głupia.
-A tu co się..- starszy mężczyzna stanął przede mną  i go zatkało.
-Kto to?- spojrzał na mnie, a następnie na każdego z chłopaków z osobna.
-To jest..am..eh..- Barcelońska "10" odezwała się, lecz nie mogąc nic mądrego wymyślić zamilkła.
-To może sama się przedstawię.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Proszę bardzo.- podrapał się po kilku dniowym zaroście.
-Nazywam się Cinderella pochodzę z Niemiec i jestem tutaj z tym panem..- wskazałam głową na bruneta, niepewnie wyłamując palce.
-Kopciuszek?- zerknął na mnie pytająco, a ja tylko w odpowiedzi skinęłam głową.
-Córciu.- widać było w jego oczach łzy, patrzył na mnie przewiercając mnie swoim spojrzeniem na wylot.
Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, a wszyscy patrzeli na nas jak na idiotów.
-Możemy nie zaczynać tego tematu.-przełknęłam gule w gardle zmieszana.
-Pewnie.- podszedł do mnie i mocno przytulił.
Odwzajemniłam uścisk, czułam że nie jest zły i się dogadamy.
Ale choć małego stracha chyba jak każdy kto stałby na moim miejscu, miałam.
-O co tu..-Sergio zaczął, lecz nie dane mu było skończyć bo Gerard szturchnął go mrożąc spojrzeniem.
-Co ja znów zrobiłem?!- naburmuszony założył ręce na klatkę piersiową.
-Nic.- pomachałam głową z dezaprobatą.
Roberto jest taki gapciowaty i nie wierzy w siebie tak jak reszta.
Przez to też często jest gorzej traktowany.
Więc postanowiłam mu to jakoś wynagrodzić.
-O co chodzi kurczee..- tupnął nogą obrażony, wyginając buzie w wielkim grymasie.
-Oj mówię ci że nic.- musnęłam jego policzek mocno tuląc do siebie.
-Heh.. skoro tak mówisz.- wypalił, a wszyscy wraz ze mną wybuchnęli śmiechem.
-Młody..młody.- poklepał go po plecach Xavi.
-Stary..stary.- zaczął sobie żartować z niego lokowaty.
-Dobra spokój, bo zaraz znów zaczniecie się wydurniać!- klasnął w dłonie Luis zaganiając wszystkich po piłki.
-Moja lewa..moja..lewa.Moja lewa prawa lewa.- chodził w koło nich wygłupiając się.
Po chwili reszta dołączyła do niego i zaczęli maszerować.
-A teraz kochani 20 kółeczek.- krzyknął do nich, a ci potulnie wykonali polecenie.
Widać kto tu ma władze.
-Podoba się w Barcelonie?- usiadł koło mnie na ławce rezerwowych.
-Pewnie to piękne miasto już wiem czemu tu mieszkasz.- odparłam całkiem poważnie.
-To ta wojna którą musimy wygrać, jesteśmy jak z jasnego nieba grom, to ta wojna którą musimy wygrać, a piłka to nasza broń.- chłopacy biegając podśpiewywali, a ja cicho chichotałam myśląc że nikt nie zauważy.
-Ona się z was śmieje.- wskazał na mnie mój własny ojciec, jak małe dziecko które chciało wkopać kolegę z ławki w szkole.
-Co?- podbiegł do mnie Bartra przewieszając sobie przez ramie.
-Nie jestem workiem pyrek!- kopałam go nogami po klacie.
-Ale tyle ważysz.- oznajmił szczerząc się.
-Osz..ty!- okładałam pięściami jego plecy chcąc coś zdziałać.
-Jaka kara?- luknął na Albe i zaczął mnie łaskotać.
-Kretynie przestań, błagam..hahah...- miałam dość tego bolał mnie cały brzuch, a oni nie chcieli przestać.
Nawet Enerique się do nich dołączył.
-Proszę..Stoop.
-Puśćcie ją.- czyjś głos rozniósł się z drugiego końca murawy.
-Neymar?- głupkowato się spojrzałam.
To jeden z moich ulubionych piłkarzy, a ja nawet nie zauważyłam że go nie ma.
Podrapałam się po głowie, otrzepując i wstając z trawy.
Już po chwili domyśliłam się czemu był nie obecny.
Szedł w naszym kierunku kulejąc..
-Pewnie że to ja Neymar da-Silva Santos Junior.- ukłonił się przede mną całując w rękę.
Moje policzki przybrały kolor piwonii,
-A już myślałem że będzie moja to musiał przyjść!- Jordi zrobił smutną buźkę.
-Ty chwila ja jestem zajęta! I chyba mam coś do powiedzenia.- podparłam się rękoma patrząc na nich wyczekująco.
-Nie no pewnie.- wymruczał Dani.
-Zajęta?- zdziwił się brunet spoglądając na mnie z pod czapki Jordana. (Neymar)
-Marco Reus mówi ci to coś?- spytałam spokojnym tonem.
-Pewnie bardzo dobrze znam Marco.- wywrócił oczami.
-To teraz masz okazje bardzo dobrze poznać jego dziewczynę.- mrugnęłam do niego okiem.
-Żartujesz sobie??
-Nie jestem bardzo poważna.-wzruszyłam ramionami.
-Ten to ma szczęście.- palnął piłkarz, a ja walnęłam "faceplana".
W mojej kieszeni po chwili zaczął wibrować telefon.
-Może chcesz mu to sam powiedzieć?- uśmiechnęłam się widząc na wyświetlaczu zdjęcie Reusa.
-Nie rozmawiajcie sobie sami.- wzruszył ramionami idąc na krzesełka.
-Bartra idę się przejść wrócę jak skończycie trening.- posłałam wszystkim szeroki uśmiech i wyszłam ze stadionu oddzwaniając do Niemca.
-Hey kotek.- głos Dortmundziej "11"od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy.
-Hey misiek.- mówiłam po Niemiecku, a ludzie mijający mnie patrzyli na mnie jak na odmieńca.
-I jak tam się bawisz? Co z tatą?
-Hm..jak ci to powiedzieć. Tatuś mój jest nawet nawet.. poznałam piłkarzy i w ogóle. Ale ja tęsknie za tobą..- wyjęczałam smutna.
-Czy to ma sens?!- zapytałam wściekła.
-Nie pytaj mnie, czy to ma sens, podobno wszystko po coś jest..

Od autorki:
Hejo...wiem nudny i krótki rozdział, ale w następnym obiecuję że będzie się działo dużo więcej.
Nowy około piątku/soboty.
Bajo...
Liczę na 11 komentarzy dacie radę? :D 

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 15 "Dobra czyli szykuje mi się posada lokaja."

~*~

"Tylko ja sypiam w jego ramionach. To dla niego zostałam stworzona. Tylko mnie nazywa kochaniem. To mój teren pod jego ubraniem. [Wdowa.]"

 ~*~
Usiadłam przy oknie, zakładając na uszy słuchawki.
Myślałam że one pomogą mi się uspokoić, że dzięki nim nie rozkleję się jak małe dziecko, niestety pomyliłam się..
Pierwszą piosenką która dotarła do moich uszu była Ziarecki- Miało być pięknie.
Słysząc jej tekst powoli przymknęłam oczy, a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
Miałam dosyć, nie mogłam pojąć tego co właśnie robię!
Uciekam od miłości mojego życia na całe 21 dni, tak postanowione, już zabukowałam bilet na lot powrotny na za trzy tygodnie.
Wiedziałam że dwa tygodnie to bardzo mało dlatego już przed wyjazdem postanowiłam że te siedem dni w te czy we wte  nikogo nie zbawi.
Może i nie byłam stu procentowo pewna jak przyjmie mnie mój tata, ale widząc swojego przyszywanego brata byłam pewna że choć trochę jest do mnie podobny i raczej szybko złapie z nim kontakt.
Ale pozory mylą..
Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu, oznaczający że dostałam od kogoś sms'a.
Tak jak myślałam Reus..
-Jak lot ja już umieram z tęsknoty. <3
-Skarbie widzieliśmy się 20 minut temu, dasz radę, damy radę :* 
-No niby wiem, ale tak pusto bez ciebie w domu..*,*
-Hm... to idź do Mario, albo Roberta,czy Kuby? ;p
-No dobra to pójdę na Idunę pogram trochę pobiegam z piłką i mi przejdzie :D
-Jak chcesz.. życzę miłej gry :)
-A ja tb lądowania ;* Pa..
-Bajo.. ;* 
Pisząc z nim do samego końca miałam łzy w oczach.
To co pisał było takie słodkie że aż się rozpływałam.
-Trzymaj- usłyszałam czyjś głos za sobą i białą chusteczkę przed oczami.
-Dziękuje.- odwróciłam się chcąc zobaczyć kto był taki miły.
Oczywiście był to Marc.
Byłam mu wdzięczna, pomagał mi jak tylko mógł.
-Weź te torebkę z miejsca obok siebie.- puścił do mnie oczko, a ja wykonałam jego polecenie z szerokim uśmiechem na ustach.
-I jak gotowa już na zobaczenie pięknej słonecznej Barcelony?- uniósł jedną brew do góry.
-Na to tak.- machnęłam ręką, ukazując szereg białych zębów.
-A na co nie?- widać było że słucha mnie uważnie i obchodzi go moje samopoczucie.
-Wiesz nie wiem jacy są ci ludzie, czego oczekują, obawiam się spotkania z nimi.- westchnęłam ciężko wycierając mokre policzki.
-Nie martw się ja ich bardzo dobrze znam i powiem ci tyle że z Luisem jesteście jak dwie krople wody.- prychnął nieopanowanym śmiechem, za co dostał ode mnie w bok.
-Auł..- rozmasował bolące go miejsce.
-Pocałuj.- wskazał na swój policzek.
-Chyba w to miejsce nie dostałeś?- spojrzałam na niego z pod byka.
-Ale to będzie rekompensata za tamto i to że przez tyle czasu będziesz u mnie mieszkać.- wyszczerzył się jak głupi do sera.
-Jak ci to przeszkadza mogę spać w hotelu!?- fuknęłam oburzona zakładając ręce na piersi.
-Przecież żartowałem.- obił się barkiem o mój bark, chcąc mnie pchnąć na okno.
-Osz.. ty małpo!- poprawiłam się i zaczęliśmy się przepychać jak małe dzieci które pierwszy raz lecą samolotem.
-Ahaha..-wybuchnęłam śmiechem widząc jak piłkarz leży na podłodze, a stweardessa ma z niego taki sam ubaw jak ja.
-I z czego się tak ryjesz co, mam FOCHA!- naburmuszony siedział z głową zadartą do góry.
-A mam ci powiedzieć co znaczy to słowo.- krztusiłam się łzami od śmiechu, nie mogąc przestać.
-Fachowe ob..
-Dobra nie kończ tu są ludzie!- przytknął mi palec do ust, a ja niby poważnym wzrokiem obserwowałam jego niebieskie tęczówki.
-A gdzie Amber?- zdziwiłam się nigdzie nie widząc dziewczyny Bartry.
-Za nami, zasnęła już przy starcie.- no po prostu bosko jaka idiotka!
Dziewczyna śpi za nami, a ja jej nie zauważyłam!
Pewnie gdzieś cenią sobie taką spostrzegawczość!
-Aham.. nie zauważyłam.- walnęłam się w czoło, opierając głowę na jego ramieniu.
Byłam też już mocno zmęczona tym wszystkim, że nawet nie wiem kiedy gadając z przyjacielem odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~
-Ej.. wstawaj lądujemy.-usłyszałam czyjś cichy szept, po czym runęłam na drugi fotel jak kłoda.
Okazało się że to brunet wstał obudzić tak samo Amb i to przez niego miałam bliskie spotkanie z tapicerką, powiedziałabym nawet że bardzo bliskie.
-Zabije.- wymamrotałam pod nosem, przeciągając się niczym rasowa kotka.
Założyłam na siebie bluzę która całą podróż znajdowała się na mojej torebce i spojrzałam na zegarek.
00:35 westchnęłam ciężko, przecierając piąstkami oczy.
-Przyjeżdżamy do ciebie do domu i idę spać!- oznajmiłam stanowczo z niemrawym wyrazem twarzy.
-Okey..okey.. nie mam nic przeciwko.- podniósł ręce do góry w geście obrony.
-Proszę o zabranie wszystkich swoich rzeczy i skierowanie się do wyjścia właśnie wylądowaliśmy.- przemilutki damski głos rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Zabierając swoje rzeczy zrobiłam tak jak powiedziała kobieta.
Stojąc na pierwszym schodku za tłumem ludzi próbowałam dostrzec krajobraz Barcelony.
Niestety nie było mi to dane wszyscy pchali się na mnie nie zwracając uwagi że zaraz mogą włożyć mi swoje palce do oczu.
-Chodź.- chwycił mnie Bartra za ramiona i prowadził tak, dopóki nie poczułam gruntu pod nogami.
Pocałowałam go w policzek w podziękowaniu, a w tej samej chwili podbiegła do nas Amber z Iglesiasem.
-Dalej kto pierwszy po walizki!- pisnęła brązowooka, a mnie zamurowało.
W Dortmundzie byli zupełni inni tacy dorośli, opanowani, a tutaj?!
Od samego wyjścia zachowują się jak dzieci, co nie powiem, ale bardzo mi się podoba.
Wzięłam głęboki oddech klepiąc Barcelońską "15" po plecach.
-Dawaj ty nędzny piłkarzyno zobaczymy na co cie stać!- krzyknęłam biegnąc do przodu.
-Ah..tak!- ruszył za mną z cwanym uśmieszkiem.
    W domu byliśmy około drugiej.
Przejazd do domu chłopaka wcale nie zajął aż tak długo.. jednak wystarczył on żebym zobaczyła jakie to miasto jest naprawdę.
Oddane całkowicie swojemu klubowi! 
Wszędzie pełno plakatów o najbliższym meczu Fc Barcelony,w samochodach poprzyczepiane szaliki.. mogłabym wręcz powiedzieć że w żyłach każdego z mieszkańców, jak i każdej z rzeczy, rośliny czy zwierzęcia płynie bordowo granatowa krew.
Nikt się nigdzie nie spieszy, nie martwi co przyniesie nowy dzień.
Zaczynało mnie to bardzo wkręcać, chciałam poczuć się tak samo jak oni BEZTROSKO.
~*~
Puk..puk..
-Kto ma czelność budzić mnie z samego rana!- jęknęłam zamykając z powrotem oczy.
-To chyba ja.- wskazał placem na siebie szczerząc się Marc.
-Błagam cię daj mi spać, albo giń!- nie otwierając swoich paczadełek leżałam uśmiechnięta.
-A myślałam że przejdziesz się dzisiaj ze mną na trening, od razu poznałabyś ojca i chłopaków.- usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ale że teraz??
-Nie, masz jakąś godzinę, chyba że to problem.- zmarszczył czoło siadając obok.
-Skąd, jakbyś mógł zrób mi śniadanie za 30 minut zejdę.- pobiegłam do walizki i zaczęłam wyciągać potrzebne mi ubrania.
-Dobra czyli szykuje mi się posada lokaja.- mrugnął do mnie okiem.
-A i owszem.- cmoknęłam ustami, wywalając go za drzwi.
Nocą gdy tylko podjechaliśmy pod wille nie miałam nawet ochoty ruszyć się nogą w innym kierunku niż łóżka.
Byłam tak padnięta jak chyba jeszcze nigdy, nie miałam pojęcia że lot może z człowieka wyssać całą chęć do życia.
Ubrałam się w szybkim tempie w białą boxerkę do której założyłam jeansowe spodenki i białe trampki.
Zrobiłam lekki makijaż i założyłam kilka bransoletek na lewą rękę, a prawą zdobił pudrowego koloru zegarek.
Rozpakowałam jeszcze kilka ubrań wraz z laptopem, zbiegając na dół.
-Gotowa zgłaszam gotowość do działania!..



Od autorki:
Nie mam pojęcia co powiedzieć naprawdę.. 
Ten rozdział może nie jest idealny, ale w następnym będzie się tyle działo że masakraaa...
Jenak nie wiem czy zostaniecie ze mną do tego czasu.
7 komentarzy pod ostatnim rozdziałem..:c 
Co się z wami dzieje..
Ja wiem były święta teraz wraca szkola, ale jeżeli jesteście to napiszcie choć jedno słowo w komentarzu nawet literkę, a to pomaga uwierzcie.
12 komentarzy następny rozdział.
Przepraszam ale muszę tak zrobić.. :( 
No nic mam nadzieję że nie zawiedźcie bo wyświetleń mamy ponad 7500 tysiąca.
P.S
Chciałabym was serdecznie zaprosić na bloga który ostatnio bardzo mnie uwiódł, choć jest tam dopiero Prolog dziewczyna widać że zaczyna. Pomożemy jej:
- samandneymar.blogspot.com
I do następnego *.*














czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 14 "Dobrze..dla ciebie wszystko."




~*~
-Marco..?- przełknęłam głośno ślinę, chowając twarz w dłoniach.
Klamka powoli zaczęła się ruszać, a drzwi uchyliły się.
Serce podeszło mi do gardła, bałam się.. tak strasznie się bałam.
-Reus..?- zapytałam ostatni raz, biorąc do ręki prostownice która od rana leżała na wannie.
-Cind.- wychrypiał jakiś mężczyzna stojąc nade mną.
Zdezorientowana nie wiedziałam co mam robić.
Odruchowo podniosłam się do pionu i z całej siły uderzyłam przedmiotem który trzymałam w dłoniach, w miejsce z którego chwile temu słyszałam głos.
Było ciemno nie miałam pojęcia czy trafiłam w niego czy nie.
Byłam oszołomiona i przestraszona jak chyba jeszcze nigdy!
-Auć..- usłyszałam znajomy jęk i jak ktoś siada na płytki.
To był blondyn!
Uderzyłam swojego chłopaka..!
-Co ty odpierdalasz?- spytał wściekły.
-Yy.. nie wiedziałam że to ty..spanikowałam.- ukucnęłam obok niego przygryzając dolną wargę.
-Czym ty mnie uderzyłaś, cholera wiesz jak to boli?!- bąknął oburzony.
-Prostownicą, przepraszam.- próbowałam znalezć jego rękę, lecz na marne.
-Heh.. nic się nie stało, rzeczywiście mogłem ci odpowiedzieć.- westchnął głośno. -Ale mój policzek! W nagrodę chcę słodkiego całusa.- nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby widzieć że gości na niej szeroki cwaniacki uśmieszek.
-Dobra, jak włączą światło dostaniesz.- cmoknęłam ustami zadowolona.
-Niech ci będzie.- usiadłam obok niego opierając głowę o wannę, kompletnie zapominając że jestem naga.
Nagle w pomieszczeniu znów zagościło światło, a ja tempem błyskawicy zakryłam chłopakowi oczy.
-Co robisz?- zapytał oburzony.
-Jestem bez bielizny, więc wychodzisz do sypialni.- rozkazałam nadal przytykając ręce do jego oczu.
-Mm.. no to ja zostaję.- zaśmiał się cicho.
-Reus..- wymamrotałam naburmuszona.
-No co?- zdziwił się.
-Wypad!
-A..
-Nie chce tego słyszeć..papa..- dałam mu buziaka w policzek i wypchnęłam z pomieszczenia.
Nie powiem musiałam mu dość mocno pociągnąć, bo ma czerwony ślad po lewej stronie twarzy.
Jak to zobaczy udusi mnie, tego mogę być 100% pewna.
Szybko narzuciłam na siebie bluzkę piłkarza którą  zamiast piżamy wyciągnęłam z szafy, na całe szczęście była na tyle duża że bez problemu zakrywała moje czarne koronkowe majtki.
Podchodząc do lustra spięłam włosy w dość wysokiego kuca i spojrzałam na siebie..
Może to dziwnie zabrzmi, ale w swoim odbiciu nie znalazłam już tej samej osoby co dwa miesiące temu.
Przestałam się ciąć, martwić o siebie, czuć urazę do swojej siostry, stałam się inna.
Nauczyłam się kochać ludzi i dawać im drugą szansę, nawet jeśli bardzo nas skrzywdzili.
    Powolnym krokiem ruszyłam do pokoju, jedyna rzecz o jakiej teraz marzyłam to był sen..
Niestety nie było mi pisane tak po prostu położyć się i zasnąć.
Miałam podjąć decyzje na temat wyjazdu..
I poinformować o niej mojego chłopaka.
-Musimy porozmawiać.- usiadłam na łóżku koło blondyna, zwieszając głowę w dół.
-A właśnie jak rozmowa z twoim 'bratem'?- zbył moje słowa, zadając jednak bardzo podobne pytanie.
-Dokładnie o nią chodzi.- wciąż nie mogłam na niego patrzeć, byłam świadoma że jak na niego spojrzę rozkleję się jak małe dziecko.
-To mów.- poganiał mnie, jednak widząc moje zachowanie zmienił ton swojego głosu. -Jak nie chcesz teraz mi tego mówić nie musisz.- delikatnie ujął moją rękę, głaszcząc nią opuszką swojego palca.
-Nie! Muszę powiedzieć ci to teraz.- przełknęłam gule w gardle niepewnie zaczynając. -On mówił prawdę, pokazał mi list do jego ojca od mojej matki gdy była już umierająca, z prośbą żeby się mną zaopiekował. I informacją że ma w ogóle córkę! Szukali mnie dość długo.
Dopiero gdy przeprowadziłam się do ciebie dowiedzieli się od Bartry o wszystkim, kojarząc fakty.
-To chyba dobrze.- pocałował mnie, uśmiechając się pokrzepiająco.
-Reus ty nie rozumiesz, oni chcą żebym pojechała do Barcelony.- wydusiłam z siebie na jednym tchu.
-Co..?- widać było że ta informacja go zmieszała.
-Na stałe?- spytał podnosząc moją twarz za podbródek do góry.
-Nie, na dwa najwięcej trzy tygodnie.- w moich oczach zaświeciły się pojedyncze łzy.
-Tylko nie płacz damy sobie radę, przecież pojadę z tobą.- pocałował mnie namiętnie.
-Nie możesz, a treningi i bankiet?! Mecze zaczynają się też niedługo?!-odepchnęłam go od siebie, spoglądając w jego oczy.
Zraniłam go, choć nie chciałam tego, zrobiłam to!
Po moim policzku spłynęła łza, którą szybko starł kciukiem.
-Cholera!- wymamrotał pod nosem.
-Poradzimy sobie i tak. To tylko 14 góra 21 dni, zleci bardzo szybko.- starał się mnie pocieszyć, lecz marnie mu to wychodziło.
Coraz więcej słonej substancji zataczało mokre okręgi na moich policzkach.
-Tak myślisz?- zerknęłam na niego z nadzieją.
-Pewnie. Możemy codziennie ze sobą rozmawiać. Tylko powiedz mi kiedy wyjeżdżasz?
-Jutro wieczorem.- zaczęłam krztusić się łzami wymawiając te słowa.
-Cicho.. nie płacz. Przecież nic się nie stanie.- przytulił mnie do siebie tak mocno że aż brakowało mi tchu.
-Nie musisz za mną czekać, zrozumiem cię.- wtuliłam się w jego umięśniony tors jeszcze mocniej, unosząc wzrok do góry.
-Odbija ci, ty mój głupolku. Kocham cię! I nie mam zamiaru stracić.- dał mi buziaka w czubek głowy, kołysząc to w lewo to w prawo.
Powoli zaczynałam się uspokajać w jego ramionach.
Czułam się w nich beztrosko, bezpiecznie, jak jeszcze przy nikim.
-A co z Camilą?- spojrzałam na niego pytająco.
-Nie wyrzucę jej na bruk dopóki sobie czegoś nie znajdzie.- rzucił mnie na poduszki.
-Kochany jesteś.- wyszeptałam zawieszając ręce na jego szyi.
-Wiem.- całował mnie bez opamiętania.
Nie byłam mu dłużna ani chwilę, oddawałam każdy jego pocałunek z taką samą namiętnością.
Powoli podciągnął moją bluzkę, obcałowując mój brzuch.
-Co ty wyprawiasz.- zaśmiałam się, ściągając koszulkę z powrotem na dół.
-Skoro uciekasz, muszę ci pokazać że masz do czego wrócić.- wychrypiał zmysłowo do mojego ucha.
-Śmieszny jesteś wiesz, a ja za to bardzo śpiąca.- cicho chichocząc złożyłam krótkiego całusa na jego rozgrzanych ustach i ułożyłam się do snu.
-Śpioch.- skwitował kładąc się obok.
Przyciągnął mnie bliżej siebie i oplótł rękoma moją talie.
-A Cam ma gdzie spać?
-Tak stwierdziła że może jeszcze dziś spać na kanapie, a jutro pójdzie do pokoju Marca i Amber bo też przecież jutro wracają do Hiszpanii.- powiedział muskając delikatnie skórę mojej szyi.
-Dziękuje ci, za wszystko.
-Nie masz za co.- odparł  drażniąc mnie nosem.
-Heh.. Dobranoc.
-Branoc..


~*~
Przebudziłam się o 5 rano nie mogłam spać. 
Nie wiem czemu, ale martwiłam się że zostawiam swojego chłopaka w rękach mojej siostry na tyle czasu.
Może i jej wybaczyłam, lecz te myśli nie dawały mi spokoju że może coś pomiędzy nimi się stać.
Ufałam Marco i byłam świadoma jego miłości do mnie, choć nie mogłam być pewna czy by jej nie uległ z biegiem czasu.
Zastanawiałam się czy podjęłam dobrą decyzje, czy nie lepiej zostać i nigdy nie zobaczyć ojca. 
Rozglądałam się po pokoju próbując znaleźc jakieś proste rozwiązanie.
Jednak nie było ono inne od poprzedniego.
Musiałam tam pojechać zobaczyć swoją rodzinę, a Reus skoro mnie kocha nie powinien zrobić żadnej głupoty.
Usiadłam na materacu po, najpierw wyplątując się uścisku piłkarza.
Moje nogi powędrowały pod brodę, a ręce szczelnie je oplotły.
Nie miałam ochoty nawet próbować znów wpaść w krainę Morfeusza.
Musiałam się uspokoić i zrobić coś pożytecznego.
   Wyciągnęłam z szafy dwie walizki jedną mniejszą, a drugą większą.
Powoli do dużej zaczęłam wkładać swoje sukienki, spódniczki, bluzki na krótki rękaw, boxerki, krótkie spodenki itp.
A do małej wrzuciłam kilka par butów oraz swoje kosmetyki jak i biżuterię.
Zapinając je wybrałam ciuchy na dzisiaj i ruszyłam po cichu do łazienki.
Szybko się ubrałam i wymalowałam po czym wróciłam do pokoju.
Marco jeszcze spał..
Na paluszkach zeszłam na dół żeby nikogo nie obudzić.
Weszłam do kuchni, włączając cicho radio.
Podeszłam do lodówki i widząc że jest pełna składników które potrzebuje, przygotowałam śniadanie dla nas wszystkich.
Rozłożyłam talerze jak i kubki do kawy po czym weszłam do salonu w którym smacznie spała Camila.
-Wstajemy!- krzyknęłam zrzucając z niej kołdrę.
Ile sił miałam w nogach pobiegłam na górę żeby obudzić Marca i Amber.
-Halo..Halo..Wstawać!- wrzasnęłam zabierając im poduszki spod głów.
Bawiło mnie takie budzenie ich, ale najlepsze jak zawsze zostawiłam sobie na koniec..
Do rąk chwyciłam wiadro które wcześniej napełniłam lodowatą wodą i ruszyłam do pokoju.
Tak jak myślałam.. nadal śpi.
Stanęłam nad nim i z pełną świadomością wylałam na niego zawartość wiaderka.
-Aa...!- wydarł się tak głośno że co najmniej cała nasza ulica go słyszała.
-Wstajemy.- prychnęłam nieopanowanym śmiechem.
-Jak mogłaś?- wstał z bardzo poważną miną.
Dzieliły nas centymetry, a on jeszcze bliżej się przysuwał.
-Czego chcesz?- zrobiłam dwa kroki do tyłu.
-Daj się przytulić.- chciał się na mnie rzucić, ale zrobiłam jeszcze jeden krok do tyłu i wylądował na twardej podłodze.
-Sorki kotek, nie mogę być mokra.- posłałam mu całusa wychodząc z pomieszczenia.
-Mmm..-usłyszałam czyjś głos w kuchni.
-A ty nie umiesz się ubrać.- spojrzałam na Bartre który po kuchni paradował w samych spodniach bez koszulki.
-A ty nie umiesz człowieka normalnie obudzić?- podniósł jedną brew do góry.
-Nie.- uśmiechnęłam się cwaniacko siadając na krześle.
Po krótkiej chwili dołączyły do nas Amb i Cam, a Reusa jak nie było tak nie ma.
Zastanawiałam się co zajmuje mu tak dużo czasu, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać.
-A gdzie..
-Suszy się.- zaśmiałam się słodko, a Camila nie musiała kończyć już swojego pytania.
-Okey, nie wnikam.- podniosła ręce w geście obrony.
-Lepiej tak będzie.- posłałam jej całusa.
Nie patrząc na nic zaczęłam wcinać grzankę z dżemem malinowym.
Wtedy właśnie poczułam zimno spadające na mnie z góry.
-Kara słońce.- Dortmundzka '11' śmiała się ze mnie, a ja byłam cała mokra!
-Farbowany blondasku nie żyjesz!- zaczęłam go gonić po całym domu.
W pewnym momencie jednak znaleźliśmy się w ogrodzie przy basenie.
-Lepiej już zacznij pisać testament.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie nerwuj się tak kochanie.- stał na samej krawędzi tafli wody.
Teraz albo nigdy!
Pchnęłam go z całej siły do wody.
Niestety w tym samym momencie on chwycił mnie za ramię i wpadliśmy obydwóch pod wodę.
-Jesteś głupi.-wynurzyłam się na powierzchnie.
-Chyba ty.- wycedził po czym zaczęłam go podtapiać.
Nie umiem pływać dlatego był to jedyny sposób żebym się nie zanurzyła.
-Cind zlituj się.- spojrzał na mnie smutnymi oczami.
-Niby czemu, ty tego nie zrobiłeś.- założyła, ręce na piersi.
-Ah.. tak.- chwycił mnie w pasie.
-Wiem że nie umiesz pływać.- patrzył na mnie, a w jego oczach było widać te złośliwe iskierki.
-Nie puszczaj.-przytuliłam się do niego, nogi krzyżując na jego plecach.
-O co ty mnie prosisz, tu nie jest głęboko.
-Ale nie mam gruntu.- przeczesałam jego mokre włosy.
-Wariatko przecież ci nic nie zrobię.- pokręcił niedowierzająco głową namiętnie całując.
Podpłynął ze mną do brzegu, usadawiając na płytkach..
~*~
-Pamiętaj że masz do mnie dzwonić zawsze jakby się coś złego działo.- Agata przytulała mnie że brakowało mi powietrza.
-Do mnie też i baw się dobrze.- uśmiechnął się Kuba. 
-Tak jest-zasalutowałam podchodząc do Cam.
-A do mnie masz dzwonić co 7 godzin i zdawać relacje.- palnęła śmiejąc się jak głupia.
-Oczywiście.- przesunęłam się i ujrzałam smutny wyraz twarzy mojego ukochanego Niemca.
-Nie smutaj, bo jak ty będziesz smutał, to ja też zacznę smutać, i będziemy tak razem smutać, a ja nie lubię jak ty smutasz.- pogładziłam jego policzek.
-Dobrze dla ciebie wszystko..