niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 12 "Każdy Kopciuszek. nienawidzi zakupów!"


~*~


*Poniedziałek następnego tygodnia*


Od feralnego wieczoru minął już tydzień.
Dziewczyna krążyła po parku nie mogąc pojąć ile od tego czasu zrobiła.
Pogodziła Kubę i Agatę którzy od teraz okazują sobie uczucia na każdym kroku, wybaczyła Marco który rano wrócił schlany w trupa do domu, Camili za to jak kiedyś ją traktowała i Marcowi za narzucanie się i niepotrzebne wyjawianie swoich uczuć jakich Cinderella nie mogła odwzajemnić, nie potrafiła.
Może w pewnym momencie zaiskrzyło coś między nimi, ale to był impuls, chwila słabości.
Teraz była świadoma że jej farbowany blondasek jest tym jedynym, najważniejszym za którego oddałaby wszystko.
Jednak pomimo tego wciąż jej czegoś brak.
Ma nie opisaną pustkę w sercu, brak jej czegoś lub kogoś?
Nie ma tego co wypełniło by jej uśmiech do końca, żeby był najszczerszym na całym świecie, wyjątkowym, jedynym i niepowtarzalnym.
Chciała tego najbardziej na świecie, pragnęła być szczęśliwa, lecz nie umiała.
Może gdzieś w środku wiedziała czym jest spowodowany ten brak, szkoda tylko że bała to się komuś powiedzieć.
Jak głośno chce wykrzyczeć że jest smutna, zraniona, że musi to wszystko ukryć pod maską, aby nie martwić bliskich.
Liczy czas i wie że ma go coraz mniej, aż w końcu on kompletnie się skończy.
  Poczuła jak ktoś oplata rękoma ją w pasie i całuje namiętnie w szyję.
-Stęskniłem się.- ścisnął ją jeszcze mocniej.
-Nie widzieliśmy się..-spojrzała na zegarek. -Dwie godziny skarbie-chwyciła jego twarz w swoje dłonie, odwracając się na pięcie.
-Wiem, ale to i tak dużo.- pokręciła niedowierzająco głową, słysząc słowa piłkarza i czule pocałowała.
-Jutro Agata i Cam chcą mnie zabrać  na zakupy!- westchnęła ciężko, siadając na ławce.
-No to chyba fajnie?- usiadł obok obejmując ją ramieniem.
-Nie! Nienawidzę zakupów!- założyła ręce na piersi oburzona.
-Chyba sobie żarty robisz? Każda dziewczyna lubi zakupy.
-Ale ja nie nienawidzę, ciuchy najczęściej kupuje w internecie od razu na mój rozmiar i to takie co mam już upatrzone, a nie sześć godzin w centrum handlowym.- przewróciła oczami kładąc głowę na nogach chłopaka.
-No to jesteś inna, ale za to cię kocham.- pocałował ją w nos, a ta cichutko zachichotała.
-A może tak powiedział byś że mnie gdzieś zabierasz i nie mogę z nimi iść. Proszę..- bawiła się włosami, chcąc wymusić na nim pomoc jakiej w tym momencie najbardziej potrzebowała.
-Przepraszam, ale ja jutro mam pierwszy trening. Po tej przerwie, nie mogę.- zwiesił głowę i posmutniał.
-Ooo.. to zabierasz mnie za sobą i potem jedziemy gdzieś.- klasnęła w dłonie siadając.
-Nie potem Mario,  Jakub i Robert przychodzą do nas do domu. Marc pojutrze przecież z Amber wyjeżdża.- pogładził ją ręką po policzku, który po chwili stał się różowiutki.
-Czyli mam to znieść? Nieee.. rób mi tego.- potrząsnęła nim, a ten prychnął nieopanowanym śmiechem.
-Ale nie mogę ich zostawić.
-Tak bo sami sobie Fify nie odpalą?!
-Nie bo mi pół chaty rozwalą!- uśmiechnął się do niej szeroko.
-Kit z chatą, chyba że masz zamiar odwiedzać mnie na cmentarzu, one mnie wykończą.- pokazała swoje oczy pełne strachu przed zbliżającym się shoppingiem.
-Kopciuszku masz kupić sobie sukienkę jak dla  księżniczki bo nie długo będzie impreza nasza charytatywna i cały klub ma się stawić, z osobą towarzyszącą. Chyba nie pójdę sam.
-A co ja nie mam ładnych sukienek? Pół mojej szafy to sukienki i każda z nich dla twojej świadomości jest śliczna.- wytknęła mu język, odwracając w drugą stronę.
-Masz..masz i wiem o tym, ale coś nowego nigdy nie zaszkodzi. Możecie jeszcze Amber zaprosić w 4 raźniej.-
chłopak chciał dobrze, ale jak zawsze nadział się na zły temat.
-A muszę?
-Mogłabyś.
-Jak dziewczyny się zgodzą niech idzie może po drodze je zgubie i wpadnę do was. Oczywiście wcześniej kupie tę sukienkę czy coś.- usiadła mu na kolanach rozkazując zanieść do domu, gdyż strasznie bolą ją nogi.
Nie miała wyjścia, nie chciała kłócić się ze swoim chłopakiem.
Nie było jej to potrzebne, wiedziała że chce jak najlepiej.
Że kocha ją i zawsze będzie chciał jej pomóc, z uwagi na to postanowiła zabrać Amber i skoro wyjeżdża zakończyć ten spór.
Jaki kiedyś pomiędzy nimi dwoma się stworzył.

~*~
Po piętnastu minutach byliśmy już w domu.
Marco pobiegł ze mną na górę i rzucił na łóżko pełne poduszek.
-Wariat.- skwitowałam śmiejąc się na głos.
-I co w związku z tym?- uniósł jedną brew ku górze.
-Amber..!- wydarłam się jak najgłośniej umiałam, a ona jak błyskawica wparowała do pokoju.
-Tak?- spojrzała na mnie zdziwiona.
-Powiedz mi chcesz jutro iść na ostatnie Niemieckie zakupy?- nie wiem jak te słowa przeszły mi przez gardło, ale wypowiedziałam je dość głośno.
-Pewnie.
-No to jutro 9 w razie co jakbym zaspała obudź mnie.- puściłam jej oczko.
-To do jutra.-pomachała nam i wyszła.
-No..no.. gratuluje. Przełamałaś się.- zaczął bić mi brawo blondyn.
-I tak nie myśl że się cieszę że jutro zrobię więcej kilometrów niż w maratonie bym przebiegła. I lepiej żeby jak przyjdę czekało na mnie wino i dwie lampki- pogroziłam mu palcem z cwanym uśmieszkiem.
-Ja po ostatnim nie pije!- wrzasnął Marco przypominając sobie ostatni wypad do Błaszczykowskiego.
-To ja się na piję za nas dwóch.- chwyciłam koszulkę Reus'a i pobiegłam do łazienki.
-Ty to chyba moje!- zdążył krzyknąć a ja się zakluczyłam.
Było dobrze po 22 więc miałam zamiar się wykąpać i iść spać w żółto czarnej koszulce Borussi blondyna.
Tylko mogłam się domyślić że jak wyjdę nie będzie mi dane w spokoju zasnąć.
I nie myliłam się..
Założyłam na siebie koronkową czarną bieliznę i wsuwając na to jego bluzkę wyszłam z łazienki.
-Dobranoc.- machnęłam ręką kierując się w stronę łóżka, a piłkarz szyderczo uśmiechnął.
-Spać idziesz kotek? Wiesz która jest godzina?- wiedział jak bardzo mnie irytuje mówiąc że jestem mała czy jego kotem to musiał celowo to zrobić!
-Czy ja ci w którymś miejscu wyglądam na zwierzę?! Jestem zmęczona i idę spać!- położyłam się pod ciepłą kołdrą, zamykając oczy.
Tak chciałam iść już do krainy Morfeusza.
-A może obejrzymy coś?- spytał kucając przy łóżku.
-Możemy, ale wybierz film.- wymamrotałam ledwo słyszalnie.
-Śpij już jutro coś obejrzymy.- pocałował mnie w czoło, a ja momentalnie zasnęłam.
       -Cind..! Cind..!- usłyszałam jak ktoś głośno wymawia moje imię, ale nie otwierałam oczu.
Byłam tak śpiąca że nie miałam na to ochoty.
-Wstawaj!- wrzasnął czyjś męski głos, a ja otworzyłam jedno oko patrząc na zegarek w swoim telefonie.
Siódma ran, Marco szykuje się na trening.. no tak czego ja się spodziewałam.
-Co jest?- cicho zapytałam zamykając ciężkie powieki.
-Koszulka! Moja żółta koszulka..- stanął przed szafą szukając choć jednej z nich.
-Masz na drugiej półce.- mruknęłam wściekła że obudził mnie o taką błahostkę.
-Nie ma ani jednej.
-No to masz u dołu wyprasowaną z moimi ciuchami.- mówiłam nie otwierając oczu.
-Też nie ma.

~*~

-Też nie ma.- spojrzałem na nią i zobaczyłam z pod pościeli wychodzący skrawek bluzki jaką miała na sobie.
-Rozbieraj się.- powiedziałem nie myśląc jak to brzmi, gdyż strasznie gonił mnie zegarek.
-Słucham?!- zerwała się siadając na łóżku.
-Jesteś w mojej bluzce a innych nie mam czasu szukać!- pośpieszyłem ją.
-Heh..-przeciągnęła się jak najwolniej chyba potrafiła i ściągnęła z siebie bluzkę ukazując swój płaski umięśniony brzuch i czarny stanik jak i majtki, gdyż jej "piżama" sięgała jej do połowy ud.
-Trzymaj i się tak nie glap bo ci gały wylecą.- zakryła się i znów poszła spać.
-Miłych zakupów.- rzuciłem celowo wychodząc.
-A wypchaj się.- cisnęła w moją stronę poduszką.
Na szczęście trafiła w drzwi którymi chwile później wyszedłem.
Wiedziałem że odkąd wszystko z jej ojcem się wyjaśniło lubi długo spać, i nie należy do rannych ptaszków.
Wsiadłem do samochodu i przekręcając kluczyki w stacyjce pojechałem do Iduny.
Niby początki sezonów należą do najłatwiejszych, ale nie w naszym przypadku.
Pierwszy mecz z Bayernem, potem ta cała akcja charytatywna, mecz Ligi Mistrzów z Barceloną i Ajaksem.
Oby tak dalej a na pewno będzie dobrze !
I tak chyba najbardziej dotknie mnie mecz z Blaugraną, znam większość jej zawodników i utrzymuje z nimi bardzo dobre stosunki.
Nie lubię grać przeciw nim, a zwłaszcza jak już wygramy ich załamane miny.
Pewnie oni mają podobnie..
  Stanąłem pierwszy raz w szatni od ponad miesiąca i poczułem ulgę.
Nikt od nas nie odszedł, kompletnie, jedynie stare twarze powróciły.
Skierowałem wzrok w stronę Mario i od razu podszedłem się z nim przywitać.
Jakoś pomimo wszystko to on jest ze mną od początku, pomagamy sobie i razem na boisku tworzymy bardzo dobry duet.
Tak jak Piszczuś i Lewy.
Albo Błaszczyk i Mo.

~*~
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię i potrząsa próbując obudzić.
-Czego?- jęknęłam zdruzgotana, chciałam tylko usłyszeć dwa słowa NIE IDZIEMY.
Nie należę ostatnimi czasy do ludzi którzy lubią wcześnie wstawać, a zwłaszcza po to żeby iść kupić sobie sukienkę czy jakieś buty.
-Jest w pół dziesiątej czekamy na ciebie u dołu masz 20 minut.- powiedziałam spokojnie Camila i wyszła.
A właśnie jak już o mojej siostrze, to jest jedna ważna rzecz.
Gry jutro odwieziemy na lotnisko Amb i Marca mamy cały dom z Reusem tylko dla siebie.
Gdyż Cam dwa dni po przyjściu do nas znalazła sobie dom i bardzo dobrze opłacalną pracę.
Hip-hip-HURA.. ! (xD)
Powoli zwlekłam się z łóżka i nie zważając na to że blondynka nadal jest ze mną w pokoju podeszłam do szafy w samej bieliźnie.
-Ohohoho.. teraz wiem czemu jesteś tak zmęczona.- usłyszałam jej głos i skapnęłam się w czym paraduje po pokoju.
-Bo nie dajecie się mi wyspać?! Może dlatego?!- zmierzyłam ją ostrym spojrzeniem.
-No tak, tak wmawiaj sobie takie głupoty.- puściła oczko w moją stronę.
-A co niby miało być co?- zerknęłam na nią kontem oka wybierając z szafy jakąś porządną miętową spódniczkę.
-Wiesz, ja na ogół śpię w piżamie.- zaśmiała się.
Nie miałam pojęcia w ogóle po jaką cholerę ciągnie ten temat, ale naprawdę coraz bardziej odechciewało mi się z nią rozmawiać.
-A wiesz że ja na ogół też.- odburknęłam poirytowana.
-Pewnie tak, tylko dziś zrobiłaś taki wyjątek z Marco.- wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-A won mi na dół muszę się uszykować.- bąknęłam idąc do łazienki.
-Dobra, dobra czekam na dole z dziewczynami.- wydarła się że naprawdę ciężko było jej nie usłyszeć.
    Podeszłam do lustra i odkręcając wodę w karnie, stałam a wszystko dookoła zaczęło mi się rozmazywać.
Jedynie nie woda!
Często od przemęczenia zdarzały mi się takie sytuacje, ale raczej jak byłam młodsza miałam z 14 lat.
No nic.. gdy wszystko znów wróciło do normy przemyłam buzie, umyłam zęby, zrobiłam sobie leciutki makijaż, ubrałam się w to:

I wyszłam z pomieszczenia robiąc ostatnie pociągnięcia grzebieniem.
Zeszłam na dół pakując ostatnie rzeczy do małej torebki i oznajmiłam swoją gotowość.
Dziewczyny zmierzyły mnie wzrokiem i szeroko się uśmiechając minęły kierując się do wyjścia.
-Ej co jest?- spojrzałam w dół, czy aż tak źle wyglądam.
Ale wszystko wydawało się być w normie, jak zawsze.
-Ja chce być matką chrzestną!- oznajmiła Agata krzyżując ręce na piersiach.
-A nie bo ja!- wytknęła jej język Cam.
-No to zostanie nią Amber!- wypaliłam śmiejąc się jak głupia do sera.
-Czyli to już pewne?!- spytały zaskoczone.
-Pewnie że tak, przecież to nie pierwszy raz.. a teraz do przodu!- ironizowałam idąc chodnikiem prosto do najgorszego miejsca na ziemi CENTRUM HANDLOWE, tu nie odnajdzie się żaden kopciuszek!
W myślach miałam tylko jedyne  ostatnie wyjście jakie mi zostało.
-Ałaaa..-zwinęłam się w kłębek udając ból brzucha.
-Nie kokietuj tu nas twój blondasek powiedział nam że możesz udawać coś żeby tylko tam nie wejść.- pogroziły mi palcem.
-Jprdl ten farbowany blondasek ma imię to po pierwsze, a po drugie ja mu pokaże w domu.- cicho westchnęłam i weszłam przez obrotowe drzwi do środka.
-O cholera!- zasłoniłam usta dłonią widząc cztery piętra pełna najróżniejszych sklepów szerokie jak pas startowy na lotnisku!
-A może tak wybierzemy tylko 5 sklepów?- spytałam spokojnie, a dziewczyny prychnęły śmiechem.
-Obejdziemy pierwsze dwa piętra potem zjemy obiad, obejdziemy ostatnie dwa i pójdziemy do kina na przeciwko.- wyszczerzyły się i zaciągnęły mnie do pierwszego sklepu.
-Jeszcze jakieś 200.- wyłkałam żałośnie.
-Mówiłaś coś.- spytały krążąc pomiędzy wieszakami.
-Nie zdawało się wam.- zakończyłam temat i udałam się do miejsca gdzie są sukienki i spódniczki.
Marco tak bardzo chciał moich zakupów.. ależ proszę bardzo, przy okazji kupi sobie nową szafę!
Z cwanym uśmieszkiem przymierzałam najróżniejsze kolory kloszowanych oraz koronkowych spódniczek i sukienek.
    -Proszę.- rzuciłam na pierwszą kasę z dobre 20 różnych ciuchów.
-Wszystko?- zerknął na mnie kasjer.
-Tak.- zrobiłam słodkie oczka i wyciągnęłam portfel z torebki.
O dziwo nie miałam zamiaru wydawać swoich pieniędzy jeszcze za lekcje tańca jakie kiedyś prowadziłam, bo pracy jako takiej sobie nie znalazłam.
Jednak miałam zamiar utrzeć nosa swojemu chłopakowi i pokazać co to znaczy mnie wkopać w coś czego nie chce!
Zapłaciłam za swoje ciuchy i siadając na ławeczce obserwowałam resztę dziewczyn latających po sklepie.
To był już koniec prawie moich zakupów brakowało mi tylko sukienki odpowiedniej na ten cały bal i butów.
Niestety u dziewczyn zapowiadał się to dopiero początek..
         Siedziałyśmy w chińskiej restauracji na drugim piętrze w której z tego co słyszałam podają bardzo dobre sushi.
A z dziewczyn linią raczej ciężko byłoby je nakłonić na kebaba z budki nieopodal w parku.
-Proszę bardzo i życzę smacznego.- położył przede mną danie kelner z firmowym uśmiechem i odszedł.
Dwie pałeczki kilo ryżu trochę mięsa z ryby i to wszystko?
Ja zwykła dziewczyna mam się najeść takim czymś za 50 złoty?!
Załamana oparłam głowę na ręce i zaczęłam próbować tego czegoś co nazywają jedzeniem.
Moje towarzyszki oczywiście były w niebo wzięte,  zachwycały się swoją ciemno zieloną zupą wyglądającą jak nie powiem co i następnie tym śmiesznym dla mnie sushi.
-Co ty wyprawiasz?- spytały gdy nie próbując nawet chwycić swojego obiadu pałeczkami, brałam go ręką.
-Jem.- skwitowałam, a te podstawiły mi zawinięte w białą chusteczkę dwa drewniane patyki.
-Że tym?- uniosłam wzrok patrząc na nie.
-A czym?!- skarciły mnie i całą następną godzinę próbowałam chwycić jeden kawałek latający po moim talerzu z jednego końca na drugi.
      Wychodząc z restauracji zostawiłam na stole pieniądze za obiad i wpadłam do pierwszego lepszego butiku.
Od razu dziewczyn uwagę przykuły piękne białe szpilki na platformie.
-Przymierzaj.- same usadowiły mnie pomiędzy sobą i ściągnęły mi buta.
-No i jak?- stanęłam naprzeciwko nich udając że mnie to obchodzi.
-Świetnie, kupujemy!- klasnęła dłońmi Amber i już nie było odwrotu.
-Na akcje z klubu pójdziesz ubrana cała na biało.- wydarła się Camila, a sprzedawca głupio spojrzał.
-Głośniej niech wszyscy wiedzą kto tu jest, a ciekawa jestem jak stąd wyjdziesz z dziennikarzami na głowię!- wyszeptałam jej ostro i stanowczo do ucha.
-Dobra nic nie mówiłam.
-No ja myślę.- poszłam stanąć koło Agi przy kasie, która uparcie ze swoich pieniędzy płaciła za szpilki.
-Dziękuje.- objęłam ją ramieniem.
-Nie ma za co, ale ty to niesiesz.- wręczyła mi kolejną siatkę.
-Heh..- wzięłam głęboki oddech i szybko skończyć te zakupy.
-Dziewczynki moje kochane! Ostatnie dwa sklepy ja muszę kupić sukienkę, a wy co tam chcecie i wychodzimy bo się ciemno zrobiło.- byłam tak znudzona już patrzeniem na to wszystko, przy takiej ilości ludzi, z ciągłym chodzeniem w te i we wte.
Nie znosiłam tego, lecz sukienkę porządną obiecałam że kupię, więc naprawdę to zrobię.
Ma być elegancka i biała albo jasno niebieska jak ujęły moje panie.
Pierwszy sklep nic.. kompletnie.
Więc ostatnia wersja mojego ratunku.
Pierwsza długa niebieska..
Ohydna, brzydka, tandeta, ale według Amber wspaniała.
Więc przymierzyłam:

-Pff... jaka jestem śliczna, oh z kopciuszka w księżniczkę, jeszcze tylko brakuje mi torebeczki z diamentów i tiary.- wydurniałam się w sklepie, a wszystkich oczy były skierowane na mnie.
-Ty.. ale to do tego!- założyła mi Aga na głowę fulcap i wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-Oh..ah..- zaczęła robić z siebie błazna razem ze mną.
Lecz Cam i Amb brakuje tego poczucia humoru i chowały się po przymierzalniach.
Nasze wygłupy przerwał dopiero dźwięk mojego telefonu.
*Marco* 
I jak tam żyjesz? 
*Ja*
Umarłam, ale przeżyłam. Niedługo wrócę.
*Marco*
To czekamy.
*Ja*
My?! 
*Marco*
Wrócisz zobaczysz ;*
*Ja*
No niech ci będzie ;*
Ciekawiło mnie kto u nas jeszcze jest o tej porze, więc w błyskawicznym tempie znalazłam śnieżnobiałą sukienkę

 i wyszłyśmy z centrum.
Reus oczywiście na napisał już żadnego sms'a, bo po co się zapytać czy nie przyjechać bo jest już zimno i ciemno!?
     Z impetem weszłam do domu trzaskając drzwiami i usadowiłam pomiędzy Mario i Marco.
-Dawać mi to!- zabrałam dżojstik mojemu chłopakowi i piwo.
Upiłam jego duży łyk, a chłopacy wytrzeszczyli oczy.
-Dobrze się czujesz?- spytał brunet.
-Ujdzie w tłoku.- znów się napiłam strzelając przy tym dwie bramki.
-Uhu..!- krzyknęłam po czym zagwizdałam, a moje zakupowe towarzyszki otworzyły sobie drzwi i władowały się do domu.
-Zmęczona?- spytał mój piłkarzyk.
-Nawet nie wiesz jak.- pocałowałam go w policzek.
-Zakupy widać że się udały.- uśmiechnął się Mario do Camili, a Marc zbiegł na dół wywalając się na ostatnim stopniu.
-Łamaga.- skwitowałam nawet nie odrywając wzroku od telewizora.
-Mamy u góry mały problem!- wydarł się Bartra do Reusa. A ten zniknął z mojego pola widzenia.
-Co wy tam kombinujecie!?- wbiegłam na górę i otwarłam drzwi od jednego z pokoi w którym siedział wysoki młody chłopak.
-Kto to?- spytałam zdziwiona.
-Jestem twoim przyrodnim bratem..- powiedział, a ja słysząc to zsunęłam się po ścianie na podłogę i zakryłam twarz dłońmi.
-Że co?- wydukałam ledwo słyszalnie.
-Mówi ci prawdę.- chwycił mnie za rękę, a blondyn pchnął go do tyłu że wleciał na łóżko.



***
Od autorki-
Czekaliście więc proszę, ale nie będzie 11 komentarzy nie będzie następnego :3 jest 300 wyświetleń na jednym rozdziale a 7 komentarzy.
Mam nadzieje że mnie nie zawiedziecie i spełnicie moje oczekiwania.
Żegnam na dziś i życzę miłego komentowania.
Mam nadzieje że się podoba.
Nie jest jakiś specjalny ale nie jest zły.
<3 *.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*






poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 11 "Nie interere bo kici kici!"

~*~


-Cii..Spokojnie już jesteś bezpieczna.- gładził mnie po głowię, co jakiś czas całując w jej czubek.
Nie mogłam uwierzyć w to wszystko.
Jak ja mogłam być taka głupia i iść do tego psychola SAMA !? 
Do tej pory tego nie rozumiem i strasznie żałuję że byłam tak bezmyślna.
Wtulałam się w tors piłkarza, wsłuchując się w szybkie i głośne bicie jego serca.
Zawsze był gdy go potrzebowałam, nigdy mnie nie zawiódł, tak też i dziś.
Gdy myślałam że nic mnie nie uratuje, że tak skończy się moje życie na ziemi, przez własną głupotę.
Przybiegł, uratował mnie, nie pozwolił skrzywdzić.
-Dziękuje Marco..- wydukałam żałośnie, tając się prze coraz większą liczbę łez.
-Nie masz za co.- przytulił mnie jeszcze mocniej, przejeżdżając czubkiem nosa po moim policzku.
-Mam uratowałeś mi życie- uniosłam głowę do góry żeby spojrzeć w jego oczy.
-Ciebie mogę ratować zawsze rozumiesz? Zawszee..- uśmiechnął się blado, zbliżając do mnie swoją głowę, tak że stykaliśmy się czołami.
-Kocham Cię.- powiedziałam muskając przelotnie usta blondyna.
-Ja ciebie bardziej..- starł kropelkę słonej substancji spływającą po moim rozgrzanym policzku.
-Wcale że nie i się nie kłóć.- wytknęłam język w jego stronę i opadłam bezwładnie na kanapę.
-A może lubię?- zmierzył mnie wzrokiem.
-A ja może nie..- zaśmiałam się i biorąc pilota znalazłam powtórkę meczu Barcelony z Realem.
-Oglądałem już.- machnął ręką, chcąc wyrwać mi przy tym pilota, lecz byłam szybsza.
-Refleks kochanie.- prychnęłam śmiechem wpatrując się w ekran.
-Będzie 3:1 dla Realu jedną strzeli w Barcy Bartra, a w Królewskich Ronaldo, Banzema i na koniec Bale.- poszedł do kuchni z cwanym uśmieszkiem.
-Jak mogłeś!- ruszyłam za nim oburzona.
-No co mówiłem że oglądałem- wzruszył ramionami, nalewając sobie wody do szklanki.
-Reus! Ale ja nie! Ugh..- walnęłam go w bok z całej siły.
-Oj..ty kruszynko, chcesz mi coś zrobić? Mi?- przyciągnął mnie do siebie, chwytając w tali.
-Tak- założyłam ręce na piersi.
-Niby co?- nachylił się, robiąc wielki błąd.
-To!- chwyciłam butelkę z blatu i oblałam chłopaka.
-Osz.. ty!- zaczął mnie gnoić po całym domu.
-I tak mnie nie złapiesz.- wycedziłam zadowolona po drugiej stronie stołu.
-A co to?- pokazał za mnie, a ja odruchowo skierowałam tam głowę.
-Mówiłaś coś?- złapał mnie od tyłu rozbawiony.
-Pieprzony oszust!- palnęłam odsuwając się od niego.
-Jak tak. to tak!- zaczął mnie łaskotać.
-Prze-esta-ań..!- próbowałam się wysłowić przez fale śmiechu.
-Błagam- powtórzyłam, żeby się nade mną zlitował.
-A co będę z tego miał?- uniósł brew do góry, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Wszystko, tylko ja cię proszę nie znęcaj się tak już nade mną.- odparłam, a piłkarz z własnej woli przestał mi fundować te męczarnie i stwierdził że mam odpocząć, a on jedzie do Kuby bo chciał żeby dziś do niego wpadł.
Poszedł na górę się przebrać i pojechał.
Oczywiście nie obyło się bez uprzedzania mnie że niech się tylko ważę wyjść z domu i znów coś sama kombinować, ale no cóż.
Drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
Powlekłam się na górę do naszej wspólnej sypialni.
Ułożyłam się na łóżku, i się zaczęło..
Walka ze samą sobą, z każdą najmniej ważną myślą.
Znów przed oczami pojawił się pijany nie panujący nad sobą ojciec, jego krzyk jak zabierała go policja i pięć słów jakie odbijały się w mojej głowie jak złudne echo:
-Jeszcze z wami nie skończyłem.
Powoli dochodziło do mnie co się stało, co tak naprawdę mogło się stać, jak zawiodłam Reusa, pokazując jaka jestem nieobliczalna i porywcza!
Że mogłam go stracić na zawsze, mogłam stracić to co kocham najbardziej ŻYCIE, a wraz z nim jego.
Przymknęłam oczy, powoli zatapiając się w krainie Morfeusza.
Nie zostało mi w tamtym momencie nic innego, jak tylko odpoczynek.
Zresztą najbardziej go potrzebowałam.
~*~
Obudził mnie odgłos domofonu.
Strasznie zaspana zwlekłam się z łóżka, ciągnąc za sobą aż na schody koc jakim byłam okryta podczas snu.
-Boże czy on nie umie zabierać kluczy.- wymamrotałam wściekła przez zęby, otwierając drzwi.
-Ty się nigdy nie nauczysz brać takiego czegoś jak klucze od domu!- nie patrząc kto przyszedł skierowałam się do kuchni, po szklankę soku pomarańczowego.
-Odebrało ci mowę, czy co?!- wyszłam znów na korytarz.
I widząc moją siostrę zbledłam.
-Boże, czemu ty uciekłaś?- podbiegłam do niej i przytuliłam.
-Nie chciałam być dla ciebie ciężarem, ale potem zrozumiałam że nie mam nikogo innego do kogo mogę iść.- załkała patrząc mi w oczy.
-Ale ty nie potrzebujesz nikogo innego, masz mnie.-wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do salonu.
-Myślę że jak porozmawiam z Marco możesz tu na trochę zostać.- uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do kuchni po apteczkę.
-Byłaś z tym u lekarza?- dotknęłam jej ran na twarzy.
-Nie, i nie chcę iść z tym nigdzie. Tata i tak zgnije w więzieniu więc po co mi to.- wzruszyła ramionami, a ja nie chcąc się z nią kłócić, tylko odkaziłam otwarte rany.
-Skąd ty wiesz że..?- zdziwiłam się.
-Spotkałam Marco po drodze i nie powiem nie było to miłe spotkanie, ale dowiedziałam się przynajmniej ile dla mnie zrobiłaś. Dziękuje jeszcze nikt tak się dla mnie nie jeszcze nigdy nie poświęcił.- powiedziała ciągle bawiąc się palcami.
Musiała czuć się niezręcznie, ale czego jej się dziwić.
Przeżyła tyle w jedną noc, ile ja przez całe lata.
-Nie masz za co dziękować, na mnie możesz zawsze liczyć.- usiadłam obok niej na kanapie i objęłam ramieniem.
-Zgoda?- spojrzałam na nią, a ta pokiwała znacząco głową.
-To się cieszę.-uśmiechnęłam się szeroko.
-Ja też.- ukazała swoje śnieżnobiałe ząbki w najszczerszym od lat, właściwie od zawsze.. uśmiechu.
    Miałyśmy dużo tematów do rozmów, po mimo wszystko co kiedyś było między nami, znalazłyśmy wspólny język.
Choć wciąż gryzła mnie jedna rzecz, a mianowicie co Reus powiedział Camili.
Wiem że się o mnie martwi i troszczy, ale nie powinien jej nic mówić.
Pomimo wszystko jest, była i będzie moją siostrą.
Wstałam z sofy i poszłam do góry po telefon.
-No pięknie.- zmarszczyłam czoło, widząc 30 nieodebranych połączeń.
-Agata?- zdziwiłam się, wybierając szybko jej numer.
-Hey, czemu nie odbierasz?!- spytała zmartwiona.
-No, bo wiesz.. telefon zostawiłam u góry i teraz dopiero..- nie mogłam sklecić dwa do dwóch, próbując się wytłumaczyć.
-Dobra, dobra nie tłumacz się. Powiedz mi tylko czy mogę wpaść na kawkę i pogadać?
-Pewnie.-krzyknęłam zadowolona i się rozłączyłam.
Zaczęłam bawić się telefon w rękach, rzucając na łóżko.
Uwielbiam Agatę, w prawdzie znamy się od kilku dni, ale zdążyłam ją polubić.
Jest inna, taka szczera, miła, a zarazem zabawna.
Wiem że mogę jej zaufać i powiedzieć wszystko co leży mi na sercu.
Brakowało mi takiej przyjaciółki, odkąd Paulina okazała się fałszywą i wyrachowaną suką!
Oszukała mnie dla własnych potrzeb, dla zapewnienia sobie lepszych kwalifikacji i wygodnego startu.
   Po pięciu minutach rozległ się głos domofonu.
Zbiegłam na dół, sprawnie i szybko otwierając drzwi.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a blondynka z szampanem wkroczyła do domu.
-Gdzie masz lampki?- zniknęła za rogiem, kierując się do kuchni.
-Nie wiem, nie znam tak dobrze tego domu.- westchnęłam ciężko i poszłam za nią.
-Na szczęście ja wiem.- zaśmiała się otwierając pierwszą szafkę od okna.
-Zapamiętać, lampki do szampana, pierwsza szafka od okna.- prychnęłam śmiechem.
-Sięgnij trzy.- dziewczyna na moje słowa, stanęła jak wryta.
-Jak to?- podrapała się po głowie.
-Reus i Marc u Kuby.. Amber?!- zatkała sobie usta dłonią.
-Nie Cam, moja siostra.- podeszłam i zabrałam jej butelkę alkoholu.
-Salon?
-Salon.- powędrowałam w jego stronę.
-Chyba zmęczona była.- Agata zrobiła kila kroków do sofy na której smacznie spała Camila i okryła ją kocem.
-Na górę.- obróciła mnie, pchając do przodu.
Zaśmiałam się pod nosem i wykonałam jej polecenie.
Nie powiem ciekawiło mnie za co będziemy pić, ale wolałam aż sama mi to powie nie chciałam być jakaś wścipska.
Usiadłyśmy na dość obszernym łóżku, a na twarz mojej towarzyszki wkradł się grymas.
-Co jest?-chwyciłam ją za kolano.
-Ja nie przyszłam nic opić jak pewnie myślisz, ja przyszłam się upić.- podciągnęła nosem, zakrywając twarz dłońmi.
-Dlaczego?!- nie kryłam zaskoczenia.
-Który coś zrobił!? Już jest martwy- zakasałam rękawy swetra.
-Kuba, pokłóciliśmy się.- podniosła twarz do góry, na której widniały pojedyncze łezki.
-Nie płacz tylko powiadaj.- podeszłam do szafy i ze swojej torby wyciągnęłam Jecka Danielsa.
Aga od razu wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-No co ? Tym chcesz się upić!- wskazałam palcem na "soczek" jaki przyniosła.
-Co racja to racja, lej do pełna.- puściła mi oczko, a ja wykonałam jej polecenie.
-To o co chodzi?- musiałam wrócić do tematu.
-On stwierdził że nie okazuje mu uczuć, że traktuje go przedmiotowo odkąd urodziła się Oliwka. Stwierdził że jest jak mebel, który jest bo jest!- wydarła się wściekła.
-Cind, czy on ma racje?- zapytała, gdy włączałam wierzę z moimi ulubionymi piosenkami.
-Mój farbowany blondasek zapunktował, moja ulubiona.- blado się uśmiechnęłam, po cichu uruchamiając bardzo fajny kawałek Celine Dion.
-Przynajmniej on.-rzuciła się na poduszki, a ja walnęłam w czoło.
Gratulujemy inteligencji Cinderella!
Po prostu bije nią od ciebie na kilometr!
-Wcale nie, może on nie miał tego na myśli. Nie zrozumieliście się.- przycisnęłam ją do siebie.
-Ja to bardzo dobrze go zrozumiałam nie wystarczam już mu!- zawyła, wypijając duszkiem zawartość swojej lampeczki.
-Uhuhu..ale masz spust.
-Jak jestem zdruzgotana, a i owszem.- odparła, zaczynając nucić kawałek utworu.
-Musicie sobie to wyjaśnić tak nie może być, Jakub na pewno cię kocha i wystarczasz mu.- pocałowałam ją w czubek głowy.
-Tsaa.. to napisz do niego.- rzuciła telefon w moim kierunku.
-Co mam napisać?- wrzuciłam na jego numer telefonu i pole do napisania sms'a.
-Już ci mówię. Yghm.. pisz tak jak powiem słowo w słowo.- podniosła palec do góry i zaczęła:
-Podoba ci się nadal Agata?
-Jaja sobie robisz? Na serio mam tak napisać?!- zmierzyłam ją wzrokiem, na co przytaknęła.
Wykonałam oczywiście polecenie PRZYJACIÓŁKA NASZ PAN.
Błaszczykowski dość długo nie odpowiadał czego się niestety się obawiałam.
"Kocham twoje oczy, kocham w dzień i w nocy. Chce byś była tu. Kocham jak się śmiejesz, kocham jak szalejesz, do utraty tchu."
Dzwonek na moje wiadomości i imię Kubuś na środku ekranu.
-Przeczytaj.- wepchnęła mi telefon do rąk roztrzęsiona.
-Pewna jesteś?!- spojrzałam na nią ukradkiem.
-Tak, tak.- popędzała mnie.
-Nie interere bo kici kici.- przeczytałam.
Agata uciekła z butelką brązowego trunku do łazienki, zamykając się.
-Pijany Kubo ja cię uduszę!- wymamrotałam, waląc pięścią o drzwi.
-Otwórz.. Aguś..!-błagałam, ale jak grochem o ścianę.
Wcale mnie nie chciała słuchać.
-Życie polega na tym, by razem spędzać czas, by mieć ten czas na wspólne spacery, trzymanie się za rękę, cichą rozmowę i przyglądanie się zachodowi słońca. A ja nie oszukujmy się nie dałam mu tego. Nie będę zła jak znajdzie sobie inną!- krzyczała, dławiąc się łzami.
I nawet nie miała najmniejszej ochoty otworzyć drzwi.
-To nie prawda, co ty gadasz. Otwórz, porozmawiajmy!
-Nie spędzę tu resztę życia jak będzie trzeba.
Taa.. Marco się ucieszy. NA 100%.
Oparłam głowę o ścianę,waląc w nią.
Nie byłam w stanie jej pomóc sama, musiał mi ktoś w tym pomóc.
Poderwałam się na nogi..


"Wszystko było wspaniale, bo przecież u każdego 'wspaniale' wygląda mniej więcej tak samo. A potem wszystko zaczęło się pieprzyć, co jest dużo ciekawsze, bo u każdego wszystko zaczyna się pieprzyć odrobinę inaczej."


~*~
Witam :D
Wiem że długo kazałam czekać, ale nie miałam czasu.
Ktoś zabrał mi wenę i tak jakby nie chciał oddać.
Wrócił on wróciła wena i rozdział.
Wiem nie jest idealny i jakiś super mega, ale od następnego to się zmieni. ;*
Chcem dużo komentarzy, wtedy będzie szybciej rozdział.
Bajo..
*,*