~*~
~*~
Zrobiłam lekki makijaż i założyłam kilka bransoletek na lewą rękę, a prawą zdobił pudrowego koloru zegarek.
Rozpakowałam jeszcze kilka ubrań wraz z laptopem, zbiegając na dół.
-Zgłaszam gotowość do działania!..- krzyknęłam zadowolona.
-To łap i idziemy.- rozkazał rzucając w moją stronę pitnym jogurtem.
-To jest moje śniadanie?!- zdziwiłam się patrząc na butelkę.
-Tak, owoce leśne mam nadzieję że lubisz.- wyszczerzył się otwierając drzwi.
-Heh.. jutro zapieprzasz po bułki.- pogroziłam mu palcem, kierując się w stronę garażu.
-Chciałoby się.- prychnął otwierając mi drzwi, gestem ręki zapraszając do środka.
-Sam mówiłeś że jesteś moim lokajem, a więc nie marudź.- posłałam mu całusa, wchodząc do samochodu.
Był taki uroczy jak się złościł..
~Boże Cind nawet tak nie myśl!~ skarciłam samą siebie, rozsiadając się na wygodnym fotelu.
Na uszy założyłam białe słuchawki całkowicie oddając się muzyce która w nich płynęła.
Mocne bity to coś co lubiłam najbardziej, jednak dziś postawiłam na coś kompletnie innego.
"Chicago - Hard to Say I'm Sorry"
Tak mnie zakręciło że nawet nie wiedziałam kiedy byliśmy pod Camp Nou.
Muszę przyznać że widząc ten stadion łezka w oku mi się zakręciła.
Odkąd pamiętam kochałam FC Barcelonę.
Kibicowałam jej całym sercem, nawet nie wiem czemu..
Pomimo tego że w Dortmundzie był świetny klub ja nigdy nie byłam na jego meczu, a za mecz bordowo-granatowych mogłabym dać sobie rękę uciąć.
Każde ich zwycięstwo i porażkę przeżywałam bardzo mocno, potrafiłam nawijać o niej cały dzień.
Każdego z piłkarzy plakat jak i bluzkę chowałam pod łóżkiem.
Byli dla mnie najlepsi i do teraz tacy są.
Jednak nie wiem czy wezmę się na odwagę i kiedykolwiek im to przyznam.
-Zatkało?- wycedził Bartra uśmiechając się szeroko.
-Nie no co ty stadion jak stadion.- skłamałam wzdychając ciężko.
-Haha... bo ci uwierzę.- objął mnie w pasie prowadząc do środka.
Przy wejściu już słyszałam jak szybko bije mi serce.
Chyba czuło magie tego miejsca tak samo jak ja.
-Ty idziesz tam, a ja idę tam.- tłumaczył mi jak małemu dziecku pokazując palcem to w lewo to w prawo.
-Nie no wiesz co nie skapnęłabym się.- przyłożyłam ręce do policzków udając zszokowaną.
-Wolałem się upewnić.- cmoknął ustami wchodząc do podajże szatni,
-No nic więc zostałaś sama.- powiedziałam sama do siebie kierując się na murawę.
Stanęłam na jej środku, obracając się w okół własnej osi.
-Jest tu masa pozytywnej energii.- skwitował ktoś za mną.
Aż podskoczyłam słysząc ten zachrypnięty głos.
-Tak masz rację.- odwróciłam się widząc Leo! Lionel Andres Messi stoi obok mnie.. nie no!
Piszczałam w myślach z radości, jednak na zewnątrz udawałam bardzo opanowaną.
-Co tu robisz?- spytał zaciekawiony podbijając piłkę.
-Przyjechałam tu..em..z..no..- nie miałam pojęcia co powiedzieć, czy prawdę czy może skłamać?!
-Dobra nie wnikam. A tak w ogóle Leo.- wystawił w moim kierunku rękę ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków,
-Cinderella.- uścisnęłam dłoń piłkarza zabierając mu z pod nóg piłkę.
-Umiesz grać?- uniósł jedną brew do góry zszokowany.
-Ba!- zaczęłam robić różne tricki z piłką.
-Uhuhu..- usłyszałam jego krzyk, po czym głośne gwizdy reszty Blaugrany wchodzącej na boisko.
-Młoda nie mówiłaś że umiesz grać.- szepnął mi na ucho Marc.
-Kochanie nie musisz wszystkie wiedzieć.- zaczęłam brechać z niego jak głupia.
-A tu co się..- starszy mężczyzna stanął przede mną i go zatkało.
-Kto to?- spojrzał na mnie, a następnie na każdego z chłopaków z osobna.
-To jest..am..eh..- Barcelońska "10" odezwała się, lecz nie mogąc nic mądrego wymyślić zamilkła.
-To może sama się przedstawię.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Proszę bardzo.- podrapał się po kilku dniowym zaroście.
-Nazywam się Cinderella pochodzę z Niemiec i jestem tutaj z tym panem..- wskazałam głową na bruneta, niepewnie wyłamując palce.
-Kopciuszek?- zerknął na mnie pytająco, a ja tylko w odpowiedzi skinęłam głową.
-Córciu.- widać było w jego oczach łzy, patrzył na mnie przewiercając mnie swoim spojrzeniem na wylot.
Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, a wszyscy patrzeli na nas jak na idiotów.
-Możemy nie zaczynać tego tematu.-przełknęłam gule w gardle zmieszana.
-Pewnie.- podszedł do mnie i mocno przytulił.
Odwzajemniłam uścisk, czułam że nie jest zły i się dogadamy.
Ale choć małego stracha chyba jak każdy kto stałby na moim miejscu, miałam.
-O co tu..-Sergio zaczął, lecz nie dane mu było skończyć bo Gerard szturchnął go mrożąc spojrzeniem.
-Co ja znów zrobiłem?!- naburmuszony założył ręce na klatkę piersiową.
-Nic.- pomachałam głową z dezaprobatą.
Roberto jest taki gapciowaty i nie wierzy w siebie tak jak reszta.
Przez to też często jest gorzej traktowany.
Więc postanowiłam mu to jakoś wynagrodzić.
-O co chodzi kurczee..- tupnął nogą obrażony, wyginając buzie w wielkim grymasie.
-Oj mówię ci że nic.- musnęłam jego policzek mocno tuląc do siebie.
-Heh.. skoro tak mówisz.- wypalił, a wszyscy wraz ze mną wybuchnęli śmiechem.
-Młody..młody.- poklepał go po plecach Xavi.
-Stary..stary.- zaczął sobie żartować z niego lokowaty.
-Dobra spokój, bo zaraz znów zaczniecie się wydurniać!- klasnął w dłonie Luis zaganiając wszystkich po piłki.
-Moja lewa..moja..lewa.Moja lewa prawa lewa.- chodził w koło nich wygłupiając się.
Po chwili reszta dołączyła do niego i zaczęli maszerować.
-A teraz kochani 20 kółeczek.- krzyknął do nich, a ci potulnie wykonali polecenie.
Widać kto tu ma władze.
-Podoba się w Barcelonie?- usiadł koło mnie na ławce rezerwowych.
-Pewnie to piękne miasto już wiem czemu tu mieszkasz.- odparłam całkiem poważnie.
-To ta wojna którą musimy wygrać, jesteśmy jak z jasnego nieba grom, to ta wojna którą musimy wygrać, a piłka to nasza broń.- chłopacy biegając podśpiewywali, a ja cicho chichotałam myśląc że nikt nie zauważy.
-Ona się z was śmieje.- wskazał na mnie mój własny ojciec, jak małe dziecko które chciało wkopać kolegę z ławki w szkole.
-Co?- podbiegł do mnie Bartra przewieszając sobie przez ramie.
-Nie jestem workiem pyrek!- kopałam go nogami po klacie.
-Ale tyle ważysz.- oznajmił szczerząc się.
-Osz..ty!- okładałam pięściami jego plecy chcąc coś zdziałać.
-Jaka kara?- luknął na Albe i zaczął mnie łaskotać.
-Kretynie przestań, błagam..hahah...- miałam dość tego bolał mnie cały brzuch, a oni nie chcieli przestać.
Nawet Enerique się do nich dołączył.
-Proszę..Stoop.
-Puśćcie ją.- czyjś głos rozniósł się z drugiego końca murawy.
-Neymar?- głupkowato się spojrzałam.
To jeden z moich ulubionych piłkarzy, a ja nawet nie zauważyłam że go nie ma.
Podrapałam się po głowie, otrzepując i wstając z trawy.
Już po chwili domyśliłam się czemu był nie obecny.
Szedł w naszym kierunku kulejąc..
-Pewnie że to ja Neymar da-Silva Santos Junior.- ukłonił się przede mną całując w rękę.
Moje policzki przybrały kolor piwonii,
-A już myślałem że będzie moja to musiał przyjść!- Jordi zrobił smutną buźkę.
-Ty chwila ja jestem zajęta! I chyba mam coś do powiedzenia.- podparłam się rękoma patrząc na nich wyczekująco.
-Nie no pewnie.- wymruczał Dani.
-Zajęta?- zdziwił się brunet spoglądając na mnie z pod czapki Jordana. (Neymar)
-Marco Reus mówi ci to coś?- spytałam spokojnym tonem.
-Pewnie bardzo dobrze znam Marco.- wywrócił oczami.
-To teraz masz okazje bardzo dobrze poznać jego dziewczynę.- mrugnęłam do niego okiem.
-Żartujesz sobie??
-Nie jestem bardzo poważna.-wzruszyłam ramionami.
-Ten to ma szczęście.- palnął piłkarz, a ja walnęłam "faceplana".
W mojej kieszeni po chwili zaczął wibrować telefon.
-Może chcesz mu to sam powiedzieć?- uśmiechnęłam się widząc na wyświetlaczu zdjęcie Reusa.
-Nie rozmawiajcie sobie sami.- wzruszył ramionami idąc na krzesełka.
-Bartra idę się przejść wrócę jak skończycie trening.- posłałam wszystkim szeroki uśmiech i wyszłam ze stadionu oddzwaniając do Niemca.
-Hey kotek.- głos Dortmundziej "11"od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy.
-Hey misiek.- mówiłam po Niemiecku, a ludzie mijający mnie patrzyli na mnie jak na odmieńca.
-I jak tam się bawisz? Co z tatą?
-Hm..jak ci to powiedzieć. Tatuś mój jest nawet nawet.. poznałam piłkarzy i w ogóle. Ale ja tęsknie za tobą..- wyjęczałam smutna.
-Czy to ma sens?!- zapytałam wściekła.
-Nie pytaj mnie, czy to ma sens, podobno wszystko po coś jest..
Od autorki:
Hejo...wiem nudny i krótki rozdział, ale w następnym obiecuję że będzie się działo dużo więcej.
Nowy około piątku/soboty.
Bajo...
Liczę na 11 komentarzy dacie radę? :D
Rozpakowałam jeszcze kilka ubrań wraz z laptopem, zbiegając na dół.
-Zgłaszam gotowość do działania!..- krzyknęłam zadowolona.
-To łap i idziemy.- rozkazał rzucając w moją stronę pitnym jogurtem.
-To jest moje śniadanie?!- zdziwiłam się patrząc na butelkę.
-Tak, owoce leśne mam nadzieję że lubisz.- wyszczerzył się otwierając drzwi.
-Heh.. jutro zapieprzasz po bułki.- pogroziłam mu palcem, kierując się w stronę garażu.
-Chciałoby się.- prychnął otwierając mi drzwi, gestem ręki zapraszając do środka.
-Sam mówiłeś że jesteś moim lokajem, a więc nie marudź.- posłałam mu całusa, wchodząc do samochodu.
Był taki uroczy jak się złościł..
~Boże Cind nawet tak nie myśl!~ skarciłam samą siebie, rozsiadając się na wygodnym fotelu.
Na uszy założyłam białe słuchawki całkowicie oddając się muzyce która w nich płynęła.
Mocne bity to coś co lubiłam najbardziej, jednak dziś postawiłam na coś kompletnie innego.
"Chicago - Hard to Say I'm Sorry"
Tak mnie zakręciło że nawet nie wiedziałam kiedy byliśmy pod Camp Nou.
Muszę przyznać że widząc ten stadion łezka w oku mi się zakręciła.
Odkąd pamiętam kochałam FC Barcelonę.
Kibicowałam jej całym sercem, nawet nie wiem czemu..
Pomimo tego że w Dortmundzie był świetny klub ja nigdy nie byłam na jego meczu, a za mecz bordowo-granatowych mogłabym dać sobie rękę uciąć.
Każde ich zwycięstwo i porażkę przeżywałam bardzo mocno, potrafiłam nawijać o niej cały dzień.
Każdego z piłkarzy plakat jak i bluzkę chowałam pod łóżkiem.
Byli dla mnie najlepsi i do teraz tacy są.
Jednak nie wiem czy wezmę się na odwagę i kiedykolwiek im to przyznam.
-Zatkało?- wycedził Bartra uśmiechając się szeroko.
-Nie no co ty stadion jak stadion.- skłamałam wzdychając ciężko.
-Haha... bo ci uwierzę.- objął mnie w pasie prowadząc do środka.
Przy wejściu już słyszałam jak szybko bije mi serce.
Chyba czuło magie tego miejsca tak samo jak ja.
-Ty idziesz tam, a ja idę tam.- tłumaczył mi jak małemu dziecku pokazując palcem to w lewo to w prawo.
-Nie no wiesz co nie skapnęłabym się.- przyłożyłam ręce do policzków udając zszokowaną.
-Wolałem się upewnić.- cmoknął ustami wchodząc do podajże szatni,
-No nic więc zostałaś sama.- powiedziałam sama do siebie kierując się na murawę.
Stanęłam na jej środku, obracając się w okół własnej osi.
-Jest tu masa pozytywnej energii.- skwitował ktoś za mną.
Aż podskoczyłam słysząc ten zachrypnięty głos.
-Tak masz rację.- odwróciłam się widząc Leo! Lionel Andres Messi stoi obok mnie.. nie no!
Piszczałam w myślach z radości, jednak na zewnątrz udawałam bardzo opanowaną.
-Co tu robisz?- spytał zaciekawiony podbijając piłkę.
-Przyjechałam tu..em..z..no..- nie miałam pojęcia co powiedzieć, czy prawdę czy może skłamać?!
-Dobra nie wnikam. A tak w ogóle Leo.- wystawił w moim kierunku rękę ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków,
-Cinderella.- uścisnęłam dłoń piłkarza zabierając mu z pod nóg piłkę.
-Umiesz grać?- uniósł jedną brew do góry zszokowany.
-Ba!- zaczęłam robić różne tricki z piłką.
-Uhuhu..- usłyszałam jego krzyk, po czym głośne gwizdy reszty Blaugrany wchodzącej na boisko.
-Młoda nie mówiłaś że umiesz grać.- szepnął mi na ucho Marc.
-Kochanie nie musisz wszystkie wiedzieć.- zaczęłam brechać z niego jak głupia.
-A tu co się..- starszy mężczyzna stanął przede mną i go zatkało.
-Kto to?- spojrzał na mnie, a następnie na każdego z chłopaków z osobna.
-To jest..am..eh..- Barcelońska "10" odezwała się, lecz nie mogąc nic mądrego wymyślić zamilkła.
-To może sama się przedstawię.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Proszę bardzo.- podrapał się po kilku dniowym zaroście.
-Nazywam się Cinderella pochodzę z Niemiec i jestem tutaj z tym panem..- wskazałam głową na bruneta, niepewnie wyłamując palce.
-Kopciuszek?- zerknął na mnie pytająco, a ja tylko w odpowiedzi skinęłam głową.
-Córciu.- widać było w jego oczach łzy, patrzył na mnie przewiercając mnie swoim spojrzeniem na wylot.
Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, a wszyscy patrzeli na nas jak na idiotów.
-Możemy nie zaczynać tego tematu.-przełknęłam gule w gardle zmieszana.
-Pewnie.- podszedł do mnie i mocno przytulił.
Odwzajemniłam uścisk, czułam że nie jest zły i się dogadamy.
Ale choć małego stracha chyba jak każdy kto stałby na moim miejscu, miałam.
-O co tu..-Sergio zaczął, lecz nie dane mu było skończyć bo Gerard szturchnął go mrożąc spojrzeniem.
-Co ja znów zrobiłem?!- naburmuszony założył ręce na klatkę piersiową.
-Nic.- pomachałam głową z dezaprobatą.
Roberto jest taki gapciowaty i nie wierzy w siebie tak jak reszta.
Przez to też często jest gorzej traktowany.
Więc postanowiłam mu to jakoś wynagrodzić.
-O co chodzi kurczee..- tupnął nogą obrażony, wyginając buzie w wielkim grymasie.
-Oj mówię ci że nic.- musnęłam jego policzek mocno tuląc do siebie.
-Heh.. skoro tak mówisz.- wypalił, a wszyscy wraz ze mną wybuchnęli śmiechem.
-Młody..młody.- poklepał go po plecach Xavi.
-Stary..stary.- zaczął sobie żartować z niego lokowaty.
-Dobra spokój, bo zaraz znów zaczniecie się wydurniać!- klasnął w dłonie Luis zaganiając wszystkich po piłki.
-Moja lewa..moja..lewa.Moja lewa prawa lewa.- chodził w koło nich wygłupiając się.
Po chwili reszta dołączyła do niego i zaczęli maszerować.
-A teraz kochani 20 kółeczek.- krzyknął do nich, a ci potulnie wykonali polecenie.
Widać kto tu ma władze.
-Podoba się w Barcelonie?- usiadł koło mnie na ławce rezerwowych.
-Pewnie to piękne miasto już wiem czemu tu mieszkasz.- odparłam całkiem poważnie.
-To ta wojna którą musimy wygrać, jesteśmy jak z jasnego nieba grom, to ta wojna którą musimy wygrać, a piłka to nasza broń.- chłopacy biegając podśpiewywali, a ja cicho chichotałam myśląc że nikt nie zauważy.
-Ona się z was śmieje.- wskazał na mnie mój własny ojciec, jak małe dziecko które chciało wkopać kolegę z ławki w szkole.
-Co?- podbiegł do mnie Bartra przewieszając sobie przez ramie.
-Nie jestem workiem pyrek!- kopałam go nogami po klacie.
-Ale tyle ważysz.- oznajmił szczerząc się.
-Osz..ty!- okładałam pięściami jego plecy chcąc coś zdziałać.
-Jaka kara?- luknął na Albe i zaczął mnie łaskotać.
-Kretynie przestań, błagam..hahah...- miałam dość tego bolał mnie cały brzuch, a oni nie chcieli przestać.
Nawet Enerique się do nich dołączył.
-Proszę..Stoop.
-Puśćcie ją.- czyjś głos rozniósł się z drugiego końca murawy.
-Neymar?- głupkowato się spojrzałam.
To jeden z moich ulubionych piłkarzy, a ja nawet nie zauważyłam że go nie ma.
Podrapałam się po głowie, otrzepując i wstając z trawy.
Już po chwili domyśliłam się czemu był nie obecny.
Szedł w naszym kierunku kulejąc..
-Pewnie że to ja Neymar da-Silva Santos Junior.- ukłonił się przede mną całując w rękę.
Moje policzki przybrały kolor piwonii,
-A już myślałem że będzie moja to musiał przyjść!- Jordi zrobił smutną buźkę.
-Ty chwila ja jestem zajęta! I chyba mam coś do powiedzenia.- podparłam się rękoma patrząc na nich wyczekująco.
-Nie no pewnie.- wymruczał Dani.
-Zajęta?- zdziwił się brunet spoglądając na mnie z pod czapki Jordana. (Neymar)
-Marco Reus mówi ci to coś?- spytałam spokojnym tonem.
-Pewnie bardzo dobrze znam Marco.- wywrócił oczami.
-To teraz masz okazje bardzo dobrze poznać jego dziewczynę.- mrugnęłam do niego okiem.
-Żartujesz sobie??
-Nie jestem bardzo poważna.-wzruszyłam ramionami.
-Ten to ma szczęście.- palnął piłkarz, a ja walnęłam "faceplana".
W mojej kieszeni po chwili zaczął wibrować telefon.
-Może chcesz mu to sam powiedzieć?- uśmiechnęłam się widząc na wyświetlaczu zdjęcie Reusa.
-Nie rozmawiajcie sobie sami.- wzruszył ramionami idąc na krzesełka.
-Bartra idę się przejść wrócę jak skończycie trening.- posłałam wszystkim szeroki uśmiech i wyszłam ze stadionu oddzwaniając do Niemca.
-Hey kotek.- głos Dortmundziej "11"od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy.
-Hey misiek.- mówiłam po Niemiecku, a ludzie mijający mnie patrzyli na mnie jak na odmieńca.
-I jak tam się bawisz? Co z tatą?
-Hm..jak ci to powiedzieć. Tatuś mój jest nawet nawet.. poznałam piłkarzy i w ogóle. Ale ja tęsknie za tobą..- wyjęczałam smutna.
-Czy to ma sens?!- zapytałam wściekła.
-Nie pytaj mnie, czy to ma sens, podobno wszystko po coś jest..
Od autorki:
Hejo...wiem nudny i krótki rozdział, ale w następnym obiecuję że będzie się działo dużo więcej.
Nowy około piątku/soboty.
Bajo...
Liczę na 11 komentarzy dacie radę? :D
Co Ty za głupotki opowiadasz ? ;D Świetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCzyżby Ney miał namieszać ? xd
Czekam na następny! ;**/Zuza
Ulallalalal <3 Mój czopie xd
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze ci wyszedł :')
Jego ostatnie zdanie *o* "Nie pytaj mnie, czy to ma sens, podobno wszystko po coś jest."
Kocham ten blog :D ;*
Super!
OdpowiedzUsuńNudny? Kochana, on jest cudny!! Już się nie mogę doczekać, co będzie dalej. Hehe - "teraz masz okazję poznać bardzo dobrze jego dziewczynę" - dobre. :D Uwielbiam Cind. Czekam na next <33
OdpowiedzUsuńNie rozumiem koncowki tak to rozdz
OdpowiedzUsuńFajny <3
OdpowiedzUsuńDziewczyny mam odczucie że zawaliłam ten rozdział.
UsuńNie wiem jak mogłam napisać taki chłam.
Nie napisze drugi raz tego samego ale trochę inaczej.
Ale wiem że to jest poniżej moich możliwości.
Czuję się okropnie bo na mnie liczyłyście.
Jak jednak ufacie mi że następny będzie o niebo lepszy zostańcie.
Choć sama nwm co bym zrobiła na waszym miejscu.
No ta dziękuje za uwagę.
Do zobaczenia.
Oby. :)
Kochana... Nie rozumiem.. Ale MadzikVeB. Czego tutaj nie rozumieć? Dla mnie wszystko jest zrozumiałe i to bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńHahaha. Neymar. Nie mogę. To mu Cind pocisnęła. Uwielbiam ją.
Tak sobie teraz pomyślałam.. Przecież ona jest mega podobna do siebie. Jest jak ty.
Czekam na nn. ;)) I ja na pewno zostaję. Nigdzie się nie ruszam!
Ja tu zostaję! To nie dla mnie! Odpłynęła łódź... Nanananana. Jeeee..! Brawa dla Kingi. Darmowy koncert! Mieliście ten zaszczyt słuchać mojego wycia!! :D
Buziaki, Bleisiv! ;**
<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo tu nie zaglądałam :( :*
OdpowiedzUsuńAle bardzo tęskniłam za tym opowiadaniem :)
Uwielbiam Cind, jej teksty powalają :D
Rozdział jest super, i nie waż się myśleć inaczej! <3 :*