sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 13 "Powtórz to co powiedziałeś."

~*~


~*~
-Jak moim bratem?- spojrzałam na nieznajomego, opanowując swojego chłopaka.
-Nie mam pojęcia nawija tak od godziny i stwierdził że tylko tobie powie wszystko, bo nam nie ufa!- Marco naburmuszony założył ręce na klatkę piersiową na co zareagowałam głośnym śmiechem.
-W takim razie papa.. zabierz gdzieś wszystkich, a ja pogadam z naszym gościem.- wypchnęłam go z pokoju, kierując swój wzrok na wysokiego bruneta.
-Cinderella.- wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
-Iglesias.- uścisnął ją szeroko się uśmiechając.
Może nie był blondynem od urodzenia jak ja, ale emanowała z niego taka sama pozytywna energia jak ze mnie.
Więc może rzeczywiście mówił prawdę? 
Cind.. co ty gadasz?! Ogarnij się..! 
-To może wytłumaczysz mi o co chodzi niby z tym że jesteśmy spokrewnieni?- zmierzyłam go przenikliwym spojrzeniem.
-Nie wiem od czego zacząć.- podrapał się po karku. 
-No może od początku.- puściłam mu oczko, ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków.
-Mój tata Luis Enerique jest dość znanym trenerem Barcelony.
-Nadal nie kumam jaki ma to związek ze mną.- westchnęłam ciężko.
-Bo mi przerywasz.- zaśmiał się, a ja walnęłam w czoło.
-Dobra już nic nie mówię.- podniosłam ręce w górę w geście obrony.
-Bardzo dobrze. - prychnął śmiechem, ale widząc moją poważną  minę opanował się.
-I właśnie on jest twoim biologicznym ojcem. Wiem to stąd, że gdy byłem mały razem z moją mamą przeżywali lekki kryzys w związku i mój kochany tatuś udał się wtedy na wakacje do Niemiec zostawiając ją samą. Właśnie w Dortmundzie znalazł sobie kobietę w której się ponoć bezgranicznie zakochał, chciał mieć z nią dzieci i nową rodzinę. Jednak ona nie zbyt była na to chętna, pobawiła się z nim, a potem zostawiła bez ani jednego słowa wyjaśnienia.
A mój ojciec wrócił do mas zapominając o niej. Jednak kilka miesięcy temu, dostał od niej wiadomość. A mianowicie list.- zaczął wyciągać coś z kieszeni. Po czym podał mi większy kawałek pozginanego papieru.
Powoli rozwinęłam go i zaczęłam czytać na głos:
"Cześć Luis..
Wiem że od naszego spotkania minęło dobre kilkanaście lat.
Ale od tego czasu mało się zmieniło, nadal jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu i tak już zostanie chyba na wieki.
Jestem chora, mam raka i to ostatnie dni mojego życia. 
Większość domowników myśli że to przez stres coraz gorzej się czuję i mojego męża który mnie katuje.
Pewnie teraz pomyślisz że jestem głupia że jeszcze siedzę w tym domu i nie próbuję walczyć, ale już nie potrafię.
Rozumiem też jak cię potraktowałam, masz prawo czuć do mnie odrazę.
Ale zawsze gdy jest mi gorzej przypominam sobie nasze spotkanie na ławce w parku.
Kochałam cię, kocham i zawsze będę.
Jednak teraz jest najważniejsza sprawa..
Po twoim wyjeździe zaczęłam mieć poranne mdłości i więcej jadłam.
Poszłam do ginekologa i okazało się że jestem w ciąży, a tatą pomimo wszystko jaka nie byłam 100% jesteś ty.
Boję się że gdy odejdę zostanie sama jak palec, a ta kreatura (mój mąż) zacznie się nad nią znęcać jak nade mną.
Nie mogę do tego dopuścić.
Więc jeżeli chcesz mi pomóc zabierz ją do siebie i nie daj mu odnaleźć.
Ma na imię Cinderella i jest niebieskooką blondynką. Więcej informacji nie będziesz potrzebował aby ją odszukać.
Całuje..
Twoja Anabel."

-Ale..co?..że..jak?- rozpłakałam się jak małe dziecko któremu upadł lizak na ziemię.
Byłam bezradna. Nie mogłam tego pojąć jak ona to zrobiła.
Spojrzałam na datę u góry..
-Data jej śmierci.- cicho załkałam siadając na łóżku.
Czuła już chyba że odchodzi i stąd ta prośba, jednak czemu mi nie powiedziała, że mój ojciec tak naprawdę nie wie że istnieję! 
A tak to od małego wciskała mi kit że mnie porzucił, nie chciał, że ją zostawił!
-To jej wina.- powiedziałam ledwo słyszalnie znów zalewając łzami.
-Przykro mi, ale musiałem ci to powiedzieć, i tak za długo zwlekałem.- dotknął delikatnie mojego ramienia.
-Ty? Niby czemu nie ten cały Luis?!- uniosłam wzrok spoglądając w jego oczy.
-Musi być w Hiszpanii, bo treningu nikt za niego nie poprowadzi, a ja jestem jedyną osobą której teraz ufa. I bardzo chce cie poznać i kazał mi przywieźć cię do Barcelony.- gadał jak opętany, nie mając zamiaru przestać.
-Jejeje.. powtórz to co powiedziałeś.- zahamowałam go myśląc że się przesłyszałam.
-To że mysi być w Hiszpanii?
-Nie to potem.
-Treningi i że mi ufa?
-To od razu po tym.
-Mam cię zabrać do niego.- wzruszył ramionami oglądając obraz nad łóżkiem w pokoju Marco.
-A czy ja wyraziłam na to zgodę?- obraziłam się wstając na równe nogi.
-Ja ci nie karzę tam jechać na zawsze, ale na tydzień dwa. Bardzo dobrze ci to zrobi i poznasz swojego prawdziwego tatę.- chwycił mnie w okolicach nadgarstka.
-Nie zostawię tego co tu mam od tak!- wrzasnęłam poirytowana.
-Od tak nie musisz, jestem tu do jutrzejszego wieczora. Jeśli chcesz tu jest twój bilet i numer mojego telefonu. Jutro 20 wylot, przemyśl to wszystko na spokojnie.- pocałował mnie w czoło wychodząc z pokoju jak i pewnie całego domu.
Opadłam bezwładnie na łóżko, kręcąc niedowierzająco głową.
Jak ona mogła to ukrywać, milczeć tyle lat i kłamać, nie mogę tego pojąc.
Zataczałam kółka na szaro-białej pościeli opuszkami palców.
Zbierałam myśli, chciałam wybrać jak najlepsze wyjście z tej sytuacji, ale bałam się każdego.
Tak cholernie się bałam że aż w pewnych momentach brakowało mi tchu, gdy zalewałam się kolejnymi strumykami łez.
Reus na pewno nie byłby zadowolony wiedząc że teraz gdy wszystko zaczęło się układać, uciekam do innego państwa na Bóg wie ile.
Jednak tam jest mój tata, kit z tym że nigdy go nie widziałam nie wiem jak zareaguje na mój widok ALE TAM JEST!
Zawsze chciałam go poznać, może nie krzyczałam o tym na cały głos, ale w podświadomości zawsze czułam że chce go ujrzeć, zamienić chociaż kilka niezobowiązujących słów.
Powoli zsunęłam się z łóżka, idąc w stronę balkonu.
Nacisnęłam za klamkę i poczułam chłód dający mi w policzek.
Tego właśnie było mi trzeba.
Otrzeźwienia przez zimne przyjemne powietrze drażniące moją skórę.
Podeszłam do barierki, mocno zaciskając na niej palce.
Powoli w mojej głowie kalkulowałam co i jak mam zrobić, ale nie potrafiłam już dziś dać temu zawitać na świat.
Po połowie godziny poszłam się wykąpać, i gdy już miałam kłaść się spać żeby uniknąć spotkania z blondynem który ze wszystkimi wyszedł pewnie do Błaszczykowskich, zgasły światła w moim domu jak i kilku bliskich.
-Ja pierdole!- ryknęłam próbując znaleźć klamkę do drzwi albo chociażby telefon.
Małe światło, zapalniczka cokolwiek! 
Usłyszałam jak ktoś u dołu otwiera drzwi, ale nie kluczem. Musiały być otwarte..
-Marco?!- spytałam głośno przełykając gulę w gardle.
-Marco?- powtórzyłam pytanie nieco ciszej cofając się od drzwi po samą ścianę.
Kroki były coraz głośniejsze, a ja coraz bardziej bałam się o siebie.
 ~*~




Od autorki: Kochane wiem długo nie było ale teraz nadrabiam za cztery dni albo cztery nowy dłuższy.. 
Rozdział!! Będzie się dużo działo.
Komentujcie motywujcie :*
Kingaa dla ciebie ten rozdział :D 
Bo jak nie my to kto ? ;*

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 12 "Każdy Kopciuszek. nienawidzi zakupów!"


~*~


*Poniedziałek następnego tygodnia*


Od feralnego wieczoru minął już tydzień.
Dziewczyna krążyła po parku nie mogąc pojąć ile od tego czasu zrobiła.
Pogodziła Kubę i Agatę którzy od teraz okazują sobie uczucia na każdym kroku, wybaczyła Marco który rano wrócił schlany w trupa do domu, Camili za to jak kiedyś ją traktowała i Marcowi za narzucanie się i niepotrzebne wyjawianie swoich uczuć jakich Cinderella nie mogła odwzajemnić, nie potrafiła.
Może w pewnym momencie zaiskrzyło coś między nimi, ale to był impuls, chwila słabości.
Teraz była świadoma że jej farbowany blondasek jest tym jedynym, najważniejszym za którego oddałaby wszystko.
Jednak pomimo tego wciąż jej czegoś brak.
Ma nie opisaną pustkę w sercu, brak jej czegoś lub kogoś?
Nie ma tego co wypełniło by jej uśmiech do końca, żeby był najszczerszym na całym świecie, wyjątkowym, jedynym i niepowtarzalnym.
Chciała tego najbardziej na świecie, pragnęła być szczęśliwa, lecz nie umiała.
Może gdzieś w środku wiedziała czym jest spowodowany ten brak, szkoda tylko że bała to się komuś powiedzieć.
Jak głośno chce wykrzyczeć że jest smutna, zraniona, że musi to wszystko ukryć pod maską, aby nie martwić bliskich.
Liczy czas i wie że ma go coraz mniej, aż w końcu on kompletnie się skończy.
  Poczuła jak ktoś oplata rękoma ją w pasie i całuje namiętnie w szyję.
-Stęskniłem się.- ścisnął ją jeszcze mocniej.
-Nie widzieliśmy się..-spojrzała na zegarek. -Dwie godziny skarbie-chwyciła jego twarz w swoje dłonie, odwracając się na pięcie.
-Wiem, ale to i tak dużo.- pokręciła niedowierzająco głową, słysząc słowa piłkarza i czule pocałowała.
-Jutro Agata i Cam chcą mnie zabrać  na zakupy!- westchnęła ciężko, siadając na ławce.
-No to chyba fajnie?- usiadł obok obejmując ją ramieniem.
-Nie! Nienawidzę zakupów!- założyła ręce na piersi oburzona.
-Chyba sobie żarty robisz? Każda dziewczyna lubi zakupy.
-Ale ja nie nienawidzę, ciuchy najczęściej kupuje w internecie od razu na mój rozmiar i to takie co mam już upatrzone, a nie sześć godzin w centrum handlowym.- przewróciła oczami kładąc głowę na nogach chłopaka.
-No to jesteś inna, ale za to cię kocham.- pocałował ją w nos, a ta cichutko zachichotała.
-A może tak powiedział byś że mnie gdzieś zabierasz i nie mogę z nimi iść. Proszę..- bawiła się włosami, chcąc wymusić na nim pomoc jakiej w tym momencie najbardziej potrzebowała.
-Przepraszam, ale ja jutro mam pierwszy trening. Po tej przerwie, nie mogę.- zwiesił głowę i posmutniał.
-Ooo.. to zabierasz mnie za sobą i potem jedziemy gdzieś.- klasnęła w dłonie siadając.
-Nie potem Mario,  Jakub i Robert przychodzą do nas do domu. Marc pojutrze przecież z Amber wyjeżdża.- pogładził ją ręką po policzku, który po chwili stał się różowiutki.
-Czyli mam to znieść? Nieee.. rób mi tego.- potrząsnęła nim, a ten prychnął nieopanowanym śmiechem.
-Ale nie mogę ich zostawić.
-Tak bo sami sobie Fify nie odpalą?!
-Nie bo mi pół chaty rozwalą!- uśmiechnął się do niej szeroko.
-Kit z chatą, chyba że masz zamiar odwiedzać mnie na cmentarzu, one mnie wykończą.- pokazała swoje oczy pełne strachu przed zbliżającym się shoppingiem.
-Kopciuszku masz kupić sobie sukienkę jak dla  księżniczki bo nie długo będzie impreza nasza charytatywna i cały klub ma się stawić, z osobą towarzyszącą. Chyba nie pójdę sam.
-A co ja nie mam ładnych sukienek? Pół mojej szafy to sukienki i każda z nich dla twojej świadomości jest śliczna.- wytknęła mu język, odwracając w drugą stronę.
-Masz..masz i wiem o tym, ale coś nowego nigdy nie zaszkodzi. Możecie jeszcze Amber zaprosić w 4 raźniej.-
chłopak chciał dobrze, ale jak zawsze nadział się na zły temat.
-A muszę?
-Mogłabyś.
-Jak dziewczyny się zgodzą niech idzie może po drodze je zgubie i wpadnę do was. Oczywiście wcześniej kupie tę sukienkę czy coś.- usiadła mu na kolanach rozkazując zanieść do domu, gdyż strasznie bolą ją nogi.
Nie miała wyjścia, nie chciała kłócić się ze swoim chłopakiem.
Nie było jej to potrzebne, wiedziała że chce jak najlepiej.
Że kocha ją i zawsze będzie chciał jej pomóc, z uwagi na to postanowiła zabrać Amber i skoro wyjeżdża zakończyć ten spór.
Jaki kiedyś pomiędzy nimi dwoma się stworzył.

~*~
Po piętnastu minutach byliśmy już w domu.
Marco pobiegł ze mną na górę i rzucił na łóżko pełne poduszek.
-Wariat.- skwitowałam śmiejąc się na głos.
-I co w związku z tym?- uniósł jedną brew ku górze.
-Amber..!- wydarłam się jak najgłośniej umiałam, a ona jak błyskawica wparowała do pokoju.
-Tak?- spojrzała na mnie zdziwiona.
-Powiedz mi chcesz jutro iść na ostatnie Niemieckie zakupy?- nie wiem jak te słowa przeszły mi przez gardło, ale wypowiedziałam je dość głośno.
-Pewnie.
-No to jutro 9 w razie co jakbym zaspała obudź mnie.- puściłam jej oczko.
-To do jutra.-pomachała nam i wyszła.
-No..no.. gratuluje. Przełamałaś się.- zaczął bić mi brawo blondyn.
-I tak nie myśl że się cieszę że jutro zrobię więcej kilometrów niż w maratonie bym przebiegła. I lepiej żeby jak przyjdę czekało na mnie wino i dwie lampki- pogroziłam mu palcem z cwanym uśmieszkiem.
-Ja po ostatnim nie pije!- wrzasnął Marco przypominając sobie ostatni wypad do Błaszczykowskiego.
-To ja się na piję za nas dwóch.- chwyciłam koszulkę Reus'a i pobiegłam do łazienki.
-Ty to chyba moje!- zdążył krzyknąć a ja się zakluczyłam.
Było dobrze po 22 więc miałam zamiar się wykąpać i iść spać w żółto czarnej koszulce Borussi blondyna.
Tylko mogłam się domyślić że jak wyjdę nie będzie mi dane w spokoju zasnąć.
I nie myliłam się..
Założyłam na siebie koronkową czarną bieliznę i wsuwając na to jego bluzkę wyszłam z łazienki.
-Dobranoc.- machnęłam ręką kierując się w stronę łóżka, a piłkarz szyderczo uśmiechnął.
-Spać idziesz kotek? Wiesz która jest godzina?- wiedział jak bardzo mnie irytuje mówiąc że jestem mała czy jego kotem to musiał celowo to zrobić!
-Czy ja ci w którymś miejscu wyglądam na zwierzę?! Jestem zmęczona i idę spać!- położyłam się pod ciepłą kołdrą, zamykając oczy.
Tak chciałam iść już do krainy Morfeusza.
-A może obejrzymy coś?- spytał kucając przy łóżku.
-Możemy, ale wybierz film.- wymamrotałam ledwo słyszalnie.
-Śpij już jutro coś obejrzymy.- pocałował mnie w czoło, a ja momentalnie zasnęłam.
       -Cind..! Cind..!- usłyszałam jak ktoś głośno wymawia moje imię, ale nie otwierałam oczu.
Byłam tak śpiąca że nie miałam na to ochoty.
-Wstawaj!- wrzasnął czyjś męski głos, a ja otworzyłam jedno oko patrząc na zegarek w swoim telefonie.
Siódma ran, Marco szykuje się na trening.. no tak czego ja się spodziewałam.
-Co jest?- cicho zapytałam zamykając ciężkie powieki.
-Koszulka! Moja żółta koszulka..- stanął przed szafą szukając choć jednej z nich.
-Masz na drugiej półce.- mruknęłam wściekła że obudził mnie o taką błahostkę.
-Nie ma ani jednej.
-No to masz u dołu wyprasowaną z moimi ciuchami.- mówiłam nie otwierając oczu.
-Też nie ma.

~*~

-Też nie ma.- spojrzałem na nią i zobaczyłam z pod pościeli wychodzący skrawek bluzki jaką miała na sobie.
-Rozbieraj się.- powiedziałem nie myśląc jak to brzmi, gdyż strasznie gonił mnie zegarek.
-Słucham?!- zerwała się siadając na łóżku.
-Jesteś w mojej bluzce a innych nie mam czasu szukać!- pośpieszyłem ją.
-Heh..-przeciągnęła się jak najwolniej chyba potrafiła i ściągnęła z siebie bluzkę ukazując swój płaski umięśniony brzuch i czarny stanik jak i majtki, gdyż jej "piżama" sięgała jej do połowy ud.
-Trzymaj i się tak nie glap bo ci gały wylecą.- zakryła się i znów poszła spać.
-Miłych zakupów.- rzuciłem celowo wychodząc.
-A wypchaj się.- cisnęła w moją stronę poduszką.
Na szczęście trafiła w drzwi którymi chwile później wyszedłem.
Wiedziałem że odkąd wszystko z jej ojcem się wyjaśniło lubi długo spać, i nie należy do rannych ptaszków.
Wsiadłem do samochodu i przekręcając kluczyki w stacyjce pojechałem do Iduny.
Niby początki sezonów należą do najłatwiejszych, ale nie w naszym przypadku.
Pierwszy mecz z Bayernem, potem ta cała akcja charytatywna, mecz Ligi Mistrzów z Barceloną i Ajaksem.
Oby tak dalej a na pewno będzie dobrze !
I tak chyba najbardziej dotknie mnie mecz z Blaugraną, znam większość jej zawodników i utrzymuje z nimi bardzo dobre stosunki.
Nie lubię grać przeciw nim, a zwłaszcza jak już wygramy ich załamane miny.
Pewnie oni mają podobnie..
  Stanąłem pierwszy raz w szatni od ponad miesiąca i poczułem ulgę.
Nikt od nas nie odszedł, kompletnie, jedynie stare twarze powróciły.
Skierowałem wzrok w stronę Mario i od razu podszedłem się z nim przywitać.
Jakoś pomimo wszystko to on jest ze mną od początku, pomagamy sobie i razem na boisku tworzymy bardzo dobry duet.
Tak jak Piszczuś i Lewy.
Albo Błaszczyk i Mo.

~*~
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię i potrząsa próbując obudzić.
-Czego?- jęknęłam zdruzgotana, chciałam tylko usłyszeć dwa słowa NIE IDZIEMY.
Nie należę ostatnimi czasy do ludzi którzy lubią wcześnie wstawać, a zwłaszcza po to żeby iść kupić sobie sukienkę czy jakieś buty.
-Jest w pół dziesiątej czekamy na ciebie u dołu masz 20 minut.- powiedziałam spokojnie Camila i wyszła.
A właśnie jak już o mojej siostrze, to jest jedna ważna rzecz.
Gry jutro odwieziemy na lotnisko Amb i Marca mamy cały dom z Reusem tylko dla siebie.
Gdyż Cam dwa dni po przyjściu do nas znalazła sobie dom i bardzo dobrze opłacalną pracę.
Hip-hip-HURA.. ! (xD)
Powoli zwlekłam się z łóżka i nie zważając na to że blondynka nadal jest ze mną w pokoju podeszłam do szafy w samej bieliźnie.
-Ohohoho.. teraz wiem czemu jesteś tak zmęczona.- usłyszałam jej głos i skapnęłam się w czym paraduje po pokoju.
-Bo nie dajecie się mi wyspać?! Może dlatego?!- zmierzyłam ją ostrym spojrzeniem.
-No tak, tak wmawiaj sobie takie głupoty.- puściła oczko w moją stronę.
-A co niby miało być co?- zerknęłam na nią kontem oka wybierając z szafy jakąś porządną miętową spódniczkę.
-Wiesz, ja na ogół śpię w piżamie.- zaśmiała się.
Nie miałam pojęcia w ogóle po jaką cholerę ciągnie ten temat, ale naprawdę coraz bardziej odechciewało mi się z nią rozmawiać.
-A wiesz że ja na ogół też.- odburknęłam poirytowana.
-Pewnie tak, tylko dziś zrobiłaś taki wyjątek z Marco.- wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-A won mi na dół muszę się uszykować.- bąknęłam idąc do łazienki.
-Dobra, dobra czekam na dole z dziewczynami.- wydarła się że naprawdę ciężko było jej nie usłyszeć.
    Podeszłam do lustra i odkręcając wodę w karnie, stałam a wszystko dookoła zaczęło mi się rozmazywać.
Jedynie nie woda!
Często od przemęczenia zdarzały mi się takie sytuacje, ale raczej jak byłam młodsza miałam z 14 lat.
No nic.. gdy wszystko znów wróciło do normy przemyłam buzie, umyłam zęby, zrobiłam sobie leciutki makijaż, ubrałam się w to:

I wyszłam z pomieszczenia robiąc ostatnie pociągnięcia grzebieniem.
Zeszłam na dół pakując ostatnie rzeczy do małej torebki i oznajmiłam swoją gotowość.
Dziewczyny zmierzyły mnie wzrokiem i szeroko się uśmiechając minęły kierując się do wyjścia.
-Ej co jest?- spojrzałam w dół, czy aż tak źle wyglądam.
Ale wszystko wydawało się być w normie, jak zawsze.
-Ja chce być matką chrzestną!- oznajmiła Agata krzyżując ręce na piersiach.
-A nie bo ja!- wytknęła jej język Cam.
-No to zostanie nią Amber!- wypaliłam śmiejąc się jak głupia do sera.
-Czyli to już pewne?!- spytały zaskoczone.
-Pewnie że tak, przecież to nie pierwszy raz.. a teraz do przodu!- ironizowałam idąc chodnikiem prosto do najgorszego miejsca na ziemi CENTRUM HANDLOWE, tu nie odnajdzie się żaden kopciuszek!
W myślach miałam tylko jedyne  ostatnie wyjście jakie mi zostało.
-Ałaaa..-zwinęłam się w kłębek udając ból brzucha.
-Nie kokietuj tu nas twój blondasek powiedział nam że możesz udawać coś żeby tylko tam nie wejść.- pogroziły mi palcem.
-Jprdl ten farbowany blondasek ma imię to po pierwsze, a po drugie ja mu pokaże w domu.- cicho westchnęłam i weszłam przez obrotowe drzwi do środka.
-O cholera!- zasłoniłam usta dłonią widząc cztery piętra pełna najróżniejszych sklepów szerokie jak pas startowy na lotnisku!
-A może tak wybierzemy tylko 5 sklepów?- spytałam spokojnie, a dziewczyny prychnęły śmiechem.
-Obejdziemy pierwsze dwa piętra potem zjemy obiad, obejdziemy ostatnie dwa i pójdziemy do kina na przeciwko.- wyszczerzyły się i zaciągnęły mnie do pierwszego sklepu.
-Jeszcze jakieś 200.- wyłkałam żałośnie.
-Mówiłaś coś.- spytały krążąc pomiędzy wieszakami.
-Nie zdawało się wam.- zakończyłam temat i udałam się do miejsca gdzie są sukienki i spódniczki.
Marco tak bardzo chciał moich zakupów.. ależ proszę bardzo, przy okazji kupi sobie nową szafę!
Z cwanym uśmieszkiem przymierzałam najróżniejsze kolory kloszowanych oraz koronkowych spódniczek i sukienek.
    -Proszę.- rzuciłam na pierwszą kasę z dobre 20 różnych ciuchów.
-Wszystko?- zerknął na mnie kasjer.
-Tak.- zrobiłam słodkie oczka i wyciągnęłam portfel z torebki.
O dziwo nie miałam zamiaru wydawać swoich pieniędzy jeszcze za lekcje tańca jakie kiedyś prowadziłam, bo pracy jako takiej sobie nie znalazłam.
Jednak miałam zamiar utrzeć nosa swojemu chłopakowi i pokazać co to znaczy mnie wkopać w coś czego nie chce!
Zapłaciłam za swoje ciuchy i siadając na ławeczce obserwowałam resztę dziewczyn latających po sklepie.
To był już koniec prawie moich zakupów brakowało mi tylko sukienki odpowiedniej na ten cały bal i butów.
Niestety u dziewczyn zapowiadał się to dopiero początek..
         Siedziałyśmy w chińskiej restauracji na drugim piętrze w której z tego co słyszałam podają bardzo dobre sushi.
A z dziewczyn linią raczej ciężko byłoby je nakłonić na kebaba z budki nieopodal w parku.
-Proszę bardzo i życzę smacznego.- położył przede mną danie kelner z firmowym uśmiechem i odszedł.
Dwie pałeczki kilo ryżu trochę mięsa z ryby i to wszystko?
Ja zwykła dziewczyna mam się najeść takim czymś za 50 złoty?!
Załamana oparłam głowę na ręce i zaczęłam próbować tego czegoś co nazywają jedzeniem.
Moje towarzyszki oczywiście były w niebo wzięte,  zachwycały się swoją ciemno zieloną zupą wyglądającą jak nie powiem co i następnie tym śmiesznym dla mnie sushi.
-Co ty wyprawiasz?- spytały gdy nie próbując nawet chwycić swojego obiadu pałeczkami, brałam go ręką.
-Jem.- skwitowałam, a te podstawiły mi zawinięte w białą chusteczkę dwa drewniane patyki.
-Że tym?- uniosłam wzrok patrząc na nie.
-A czym?!- skarciły mnie i całą następną godzinę próbowałam chwycić jeden kawałek latający po moim talerzu z jednego końca na drugi.
      Wychodząc z restauracji zostawiłam na stole pieniądze za obiad i wpadłam do pierwszego lepszego butiku.
Od razu dziewczyn uwagę przykuły piękne białe szpilki na platformie.
-Przymierzaj.- same usadowiły mnie pomiędzy sobą i ściągnęły mi buta.
-No i jak?- stanęłam naprzeciwko nich udając że mnie to obchodzi.
-Świetnie, kupujemy!- klasnęła dłońmi Amber i już nie było odwrotu.
-Na akcje z klubu pójdziesz ubrana cała na biało.- wydarła się Camila, a sprzedawca głupio spojrzał.
-Głośniej niech wszyscy wiedzą kto tu jest, a ciekawa jestem jak stąd wyjdziesz z dziennikarzami na głowię!- wyszeptałam jej ostro i stanowczo do ucha.
-Dobra nic nie mówiłam.
-No ja myślę.- poszłam stanąć koło Agi przy kasie, która uparcie ze swoich pieniędzy płaciła za szpilki.
-Dziękuje.- objęłam ją ramieniem.
-Nie ma za co, ale ty to niesiesz.- wręczyła mi kolejną siatkę.
-Heh..- wzięłam głęboki oddech i szybko skończyć te zakupy.
-Dziewczynki moje kochane! Ostatnie dwa sklepy ja muszę kupić sukienkę, a wy co tam chcecie i wychodzimy bo się ciemno zrobiło.- byłam tak znudzona już patrzeniem na to wszystko, przy takiej ilości ludzi, z ciągłym chodzeniem w te i we wte.
Nie znosiłam tego, lecz sukienkę porządną obiecałam że kupię, więc naprawdę to zrobię.
Ma być elegancka i biała albo jasno niebieska jak ujęły moje panie.
Pierwszy sklep nic.. kompletnie.
Więc ostatnia wersja mojego ratunku.
Pierwsza długa niebieska..
Ohydna, brzydka, tandeta, ale według Amber wspaniała.
Więc przymierzyłam:

-Pff... jaka jestem śliczna, oh z kopciuszka w księżniczkę, jeszcze tylko brakuje mi torebeczki z diamentów i tiary.- wydurniałam się w sklepie, a wszystkich oczy były skierowane na mnie.
-Ty.. ale to do tego!- założyła mi Aga na głowę fulcap i wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-Oh..ah..- zaczęła robić z siebie błazna razem ze mną.
Lecz Cam i Amb brakuje tego poczucia humoru i chowały się po przymierzalniach.
Nasze wygłupy przerwał dopiero dźwięk mojego telefonu.
*Marco* 
I jak tam żyjesz? 
*Ja*
Umarłam, ale przeżyłam. Niedługo wrócę.
*Marco*
To czekamy.
*Ja*
My?! 
*Marco*
Wrócisz zobaczysz ;*
*Ja*
No niech ci będzie ;*
Ciekawiło mnie kto u nas jeszcze jest o tej porze, więc w błyskawicznym tempie znalazłam śnieżnobiałą sukienkę

 i wyszłyśmy z centrum.
Reus oczywiście na napisał już żadnego sms'a, bo po co się zapytać czy nie przyjechać bo jest już zimno i ciemno!?
     Z impetem weszłam do domu trzaskając drzwiami i usadowiłam pomiędzy Mario i Marco.
-Dawać mi to!- zabrałam dżojstik mojemu chłopakowi i piwo.
Upiłam jego duży łyk, a chłopacy wytrzeszczyli oczy.
-Dobrze się czujesz?- spytał brunet.
-Ujdzie w tłoku.- znów się napiłam strzelając przy tym dwie bramki.
-Uhu..!- krzyknęłam po czym zagwizdałam, a moje zakupowe towarzyszki otworzyły sobie drzwi i władowały się do domu.
-Zmęczona?- spytał mój piłkarzyk.
-Nawet nie wiesz jak.- pocałowałam go w policzek.
-Zakupy widać że się udały.- uśmiechnął się Mario do Camili, a Marc zbiegł na dół wywalając się na ostatnim stopniu.
-Łamaga.- skwitowałam nawet nie odrywając wzroku od telewizora.
-Mamy u góry mały problem!- wydarł się Bartra do Reusa. A ten zniknął z mojego pola widzenia.
-Co wy tam kombinujecie!?- wbiegłam na górę i otwarłam drzwi od jednego z pokoi w którym siedział wysoki młody chłopak.
-Kto to?- spytałam zdziwiona.
-Jestem twoim przyrodnim bratem..- powiedział, a ja słysząc to zsunęłam się po ścianie na podłogę i zakryłam twarz dłońmi.
-Że co?- wydukałam ledwo słyszalnie.
-Mówi ci prawdę.- chwycił mnie za rękę, a blondyn pchnął go do tyłu że wleciał na łóżko.



***
Od autorki-
Czekaliście więc proszę, ale nie będzie 11 komentarzy nie będzie następnego :3 jest 300 wyświetleń na jednym rozdziale a 7 komentarzy.
Mam nadzieje że mnie nie zawiedziecie i spełnicie moje oczekiwania.
Żegnam na dziś i życzę miłego komentowania.
Mam nadzieje że się podoba.
Nie jest jakiś specjalny ale nie jest zły.
<3 *.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*






poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 11 "Nie interere bo kici kici!"

~*~


-Cii..Spokojnie już jesteś bezpieczna.- gładził mnie po głowię, co jakiś czas całując w jej czubek.
Nie mogłam uwierzyć w to wszystko.
Jak ja mogłam być taka głupia i iść do tego psychola SAMA !? 
Do tej pory tego nie rozumiem i strasznie żałuję że byłam tak bezmyślna.
Wtulałam się w tors piłkarza, wsłuchując się w szybkie i głośne bicie jego serca.
Zawsze był gdy go potrzebowałam, nigdy mnie nie zawiódł, tak też i dziś.
Gdy myślałam że nic mnie nie uratuje, że tak skończy się moje życie na ziemi, przez własną głupotę.
Przybiegł, uratował mnie, nie pozwolił skrzywdzić.
-Dziękuje Marco..- wydukałam żałośnie, tając się prze coraz większą liczbę łez.
-Nie masz za co.- przytulił mnie jeszcze mocniej, przejeżdżając czubkiem nosa po moim policzku.
-Mam uratowałeś mi życie- uniosłam głowę do góry żeby spojrzeć w jego oczy.
-Ciebie mogę ratować zawsze rozumiesz? Zawszee..- uśmiechnął się blado, zbliżając do mnie swoją głowę, tak że stykaliśmy się czołami.
-Kocham Cię.- powiedziałam muskając przelotnie usta blondyna.
-Ja ciebie bardziej..- starł kropelkę słonej substancji spływającą po moim rozgrzanym policzku.
-Wcale że nie i się nie kłóć.- wytknęłam język w jego stronę i opadłam bezwładnie na kanapę.
-A może lubię?- zmierzył mnie wzrokiem.
-A ja może nie..- zaśmiałam się i biorąc pilota znalazłam powtórkę meczu Barcelony z Realem.
-Oglądałem już.- machnął ręką, chcąc wyrwać mi przy tym pilota, lecz byłam szybsza.
-Refleks kochanie.- prychnęłam śmiechem wpatrując się w ekran.
-Będzie 3:1 dla Realu jedną strzeli w Barcy Bartra, a w Królewskich Ronaldo, Banzema i na koniec Bale.- poszedł do kuchni z cwanym uśmieszkiem.
-Jak mogłeś!- ruszyłam za nim oburzona.
-No co mówiłem że oglądałem- wzruszył ramionami, nalewając sobie wody do szklanki.
-Reus! Ale ja nie! Ugh..- walnęłam go w bok z całej siły.
-Oj..ty kruszynko, chcesz mi coś zrobić? Mi?- przyciągnął mnie do siebie, chwytając w tali.
-Tak- założyłam ręce na piersi.
-Niby co?- nachylił się, robiąc wielki błąd.
-To!- chwyciłam butelkę z blatu i oblałam chłopaka.
-Osz.. ty!- zaczął mnie gnoić po całym domu.
-I tak mnie nie złapiesz.- wycedziłam zadowolona po drugiej stronie stołu.
-A co to?- pokazał za mnie, a ja odruchowo skierowałam tam głowę.
-Mówiłaś coś?- złapał mnie od tyłu rozbawiony.
-Pieprzony oszust!- palnęłam odsuwając się od niego.
-Jak tak. to tak!- zaczął mnie łaskotać.
-Prze-esta-ań..!- próbowałam się wysłowić przez fale śmiechu.
-Błagam- powtórzyłam, żeby się nade mną zlitował.
-A co będę z tego miał?- uniósł brew do góry, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Wszystko, tylko ja cię proszę nie znęcaj się tak już nade mną.- odparłam, a piłkarz z własnej woli przestał mi fundować te męczarnie i stwierdził że mam odpocząć, a on jedzie do Kuby bo chciał żeby dziś do niego wpadł.
Poszedł na górę się przebrać i pojechał.
Oczywiście nie obyło się bez uprzedzania mnie że niech się tylko ważę wyjść z domu i znów coś sama kombinować, ale no cóż.
Drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
Powlekłam się na górę do naszej wspólnej sypialni.
Ułożyłam się na łóżku, i się zaczęło..
Walka ze samą sobą, z każdą najmniej ważną myślą.
Znów przed oczami pojawił się pijany nie panujący nad sobą ojciec, jego krzyk jak zabierała go policja i pięć słów jakie odbijały się w mojej głowie jak złudne echo:
-Jeszcze z wami nie skończyłem.
Powoli dochodziło do mnie co się stało, co tak naprawdę mogło się stać, jak zawiodłam Reusa, pokazując jaka jestem nieobliczalna i porywcza!
Że mogłam go stracić na zawsze, mogłam stracić to co kocham najbardziej ŻYCIE, a wraz z nim jego.
Przymknęłam oczy, powoli zatapiając się w krainie Morfeusza.
Nie zostało mi w tamtym momencie nic innego, jak tylko odpoczynek.
Zresztą najbardziej go potrzebowałam.
~*~
Obudził mnie odgłos domofonu.
Strasznie zaspana zwlekłam się z łóżka, ciągnąc za sobą aż na schody koc jakim byłam okryta podczas snu.
-Boże czy on nie umie zabierać kluczy.- wymamrotałam wściekła przez zęby, otwierając drzwi.
-Ty się nigdy nie nauczysz brać takiego czegoś jak klucze od domu!- nie patrząc kto przyszedł skierowałam się do kuchni, po szklankę soku pomarańczowego.
-Odebrało ci mowę, czy co?!- wyszłam znów na korytarz.
I widząc moją siostrę zbledłam.
-Boże, czemu ty uciekłaś?- podbiegłam do niej i przytuliłam.
-Nie chciałam być dla ciebie ciężarem, ale potem zrozumiałam że nie mam nikogo innego do kogo mogę iść.- załkała patrząc mi w oczy.
-Ale ty nie potrzebujesz nikogo innego, masz mnie.-wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do salonu.
-Myślę że jak porozmawiam z Marco możesz tu na trochę zostać.- uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do kuchni po apteczkę.
-Byłaś z tym u lekarza?- dotknęłam jej ran na twarzy.
-Nie, i nie chcę iść z tym nigdzie. Tata i tak zgnije w więzieniu więc po co mi to.- wzruszyła ramionami, a ja nie chcąc się z nią kłócić, tylko odkaziłam otwarte rany.
-Skąd ty wiesz że..?- zdziwiłam się.
-Spotkałam Marco po drodze i nie powiem nie było to miłe spotkanie, ale dowiedziałam się przynajmniej ile dla mnie zrobiłaś. Dziękuje jeszcze nikt tak się dla mnie nie jeszcze nigdy nie poświęcił.- powiedziała ciągle bawiąc się palcami.
Musiała czuć się niezręcznie, ale czego jej się dziwić.
Przeżyła tyle w jedną noc, ile ja przez całe lata.
-Nie masz za co dziękować, na mnie możesz zawsze liczyć.- usiadłam obok niej na kanapie i objęłam ramieniem.
-Zgoda?- spojrzałam na nią, a ta pokiwała znacząco głową.
-To się cieszę.-uśmiechnęłam się szeroko.
-Ja też.- ukazała swoje śnieżnobiałe ząbki w najszczerszym od lat, właściwie od zawsze.. uśmiechu.
    Miałyśmy dużo tematów do rozmów, po mimo wszystko co kiedyś było między nami, znalazłyśmy wspólny język.
Choć wciąż gryzła mnie jedna rzecz, a mianowicie co Reus powiedział Camili.
Wiem że się o mnie martwi i troszczy, ale nie powinien jej nic mówić.
Pomimo wszystko jest, była i będzie moją siostrą.
Wstałam z sofy i poszłam do góry po telefon.
-No pięknie.- zmarszczyłam czoło, widząc 30 nieodebranych połączeń.
-Agata?- zdziwiłam się, wybierając szybko jej numer.
-Hey, czemu nie odbierasz?!- spytała zmartwiona.
-No, bo wiesz.. telefon zostawiłam u góry i teraz dopiero..- nie mogłam sklecić dwa do dwóch, próbując się wytłumaczyć.
-Dobra, dobra nie tłumacz się. Powiedz mi tylko czy mogę wpaść na kawkę i pogadać?
-Pewnie.-krzyknęłam zadowolona i się rozłączyłam.
Zaczęłam bawić się telefon w rękach, rzucając na łóżko.
Uwielbiam Agatę, w prawdzie znamy się od kilku dni, ale zdążyłam ją polubić.
Jest inna, taka szczera, miła, a zarazem zabawna.
Wiem że mogę jej zaufać i powiedzieć wszystko co leży mi na sercu.
Brakowało mi takiej przyjaciółki, odkąd Paulina okazała się fałszywą i wyrachowaną suką!
Oszukała mnie dla własnych potrzeb, dla zapewnienia sobie lepszych kwalifikacji i wygodnego startu.
   Po pięciu minutach rozległ się głos domofonu.
Zbiegłam na dół, sprawnie i szybko otwierając drzwi.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a blondynka z szampanem wkroczyła do domu.
-Gdzie masz lampki?- zniknęła za rogiem, kierując się do kuchni.
-Nie wiem, nie znam tak dobrze tego domu.- westchnęłam ciężko i poszłam za nią.
-Na szczęście ja wiem.- zaśmiała się otwierając pierwszą szafkę od okna.
-Zapamiętać, lampki do szampana, pierwsza szafka od okna.- prychnęłam śmiechem.
-Sięgnij trzy.- dziewczyna na moje słowa, stanęła jak wryta.
-Jak to?- podrapała się po głowie.
-Reus i Marc u Kuby.. Amber?!- zatkała sobie usta dłonią.
-Nie Cam, moja siostra.- podeszłam i zabrałam jej butelkę alkoholu.
-Salon?
-Salon.- powędrowałam w jego stronę.
-Chyba zmęczona była.- Agata zrobiła kila kroków do sofy na której smacznie spała Camila i okryła ją kocem.
-Na górę.- obróciła mnie, pchając do przodu.
Zaśmiałam się pod nosem i wykonałam jej polecenie.
Nie powiem ciekawiło mnie za co będziemy pić, ale wolałam aż sama mi to powie nie chciałam być jakaś wścipska.
Usiadłyśmy na dość obszernym łóżku, a na twarz mojej towarzyszki wkradł się grymas.
-Co jest?-chwyciłam ją za kolano.
-Ja nie przyszłam nic opić jak pewnie myślisz, ja przyszłam się upić.- podciągnęła nosem, zakrywając twarz dłońmi.
-Dlaczego?!- nie kryłam zaskoczenia.
-Który coś zrobił!? Już jest martwy- zakasałam rękawy swetra.
-Kuba, pokłóciliśmy się.- podniosła twarz do góry, na której widniały pojedyncze łezki.
-Nie płacz tylko powiadaj.- podeszłam do szafy i ze swojej torby wyciągnęłam Jecka Danielsa.
Aga od razu wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
-No co ? Tym chcesz się upić!- wskazałam palcem na "soczek" jaki przyniosła.
-Co racja to racja, lej do pełna.- puściła mi oczko, a ja wykonałam jej polecenie.
-To o co chodzi?- musiałam wrócić do tematu.
-On stwierdził że nie okazuje mu uczuć, że traktuje go przedmiotowo odkąd urodziła się Oliwka. Stwierdził że jest jak mebel, który jest bo jest!- wydarła się wściekła.
-Cind, czy on ma racje?- zapytała, gdy włączałam wierzę z moimi ulubionymi piosenkami.
-Mój farbowany blondasek zapunktował, moja ulubiona.- blado się uśmiechnęłam, po cichu uruchamiając bardzo fajny kawałek Celine Dion.
-Przynajmniej on.-rzuciła się na poduszki, a ja walnęłam w czoło.
Gratulujemy inteligencji Cinderella!
Po prostu bije nią od ciebie na kilometr!
-Wcale nie, może on nie miał tego na myśli. Nie zrozumieliście się.- przycisnęłam ją do siebie.
-Ja to bardzo dobrze go zrozumiałam nie wystarczam już mu!- zawyła, wypijając duszkiem zawartość swojej lampeczki.
-Uhuhu..ale masz spust.
-Jak jestem zdruzgotana, a i owszem.- odparła, zaczynając nucić kawałek utworu.
-Musicie sobie to wyjaśnić tak nie może być, Jakub na pewno cię kocha i wystarczasz mu.- pocałowałam ją w czubek głowy.
-Tsaa.. to napisz do niego.- rzuciła telefon w moim kierunku.
-Co mam napisać?- wrzuciłam na jego numer telefonu i pole do napisania sms'a.
-Już ci mówię. Yghm.. pisz tak jak powiem słowo w słowo.- podniosła palec do góry i zaczęła:
-Podoba ci się nadal Agata?
-Jaja sobie robisz? Na serio mam tak napisać?!- zmierzyłam ją wzrokiem, na co przytaknęła.
Wykonałam oczywiście polecenie PRZYJACIÓŁKA NASZ PAN.
Błaszczykowski dość długo nie odpowiadał czego się niestety się obawiałam.
"Kocham twoje oczy, kocham w dzień i w nocy. Chce byś była tu. Kocham jak się śmiejesz, kocham jak szalejesz, do utraty tchu."
Dzwonek na moje wiadomości i imię Kubuś na środku ekranu.
-Przeczytaj.- wepchnęła mi telefon do rąk roztrzęsiona.
-Pewna jesteś?!- spojrzałam na nią ukradkiem.
-Tak, tak.- popędzała mnie.
-Nie interere bo kici kici.- przeczytałam.
Agata uciekła z butelką brązowego trunku do łazienki, zamykając się.
-Pijany Kubo ja cię uduszę!- wymamrotałam, waląc pięścią o drzwi.
-Otwórz.. Aguś..!-błagałam, ale jak grochem o ścianę.
Wcale mnie nie chciała słuchać.
-Życie polega na tym, by razem spędzać czas, by mieć ten czas na wspólne spacery, trzymanie się za rękę, cichą rozmowę i przyglądanie się zachodowi słońca. A ja nie oszukujmy się nie dałam mu tego. Nie będę zła jak znajdzie sobie inną!- krzyczała, dławiąc się łzami.
I nawet nie miała najmniejszej ochoty otworzyć drzwi.
-To nie prawda, co ty gadasz. Otwórz, porozmawiajmy!
-Nie spędzę tu resztę życia jak będzie trzeba.
Taa.. Marco się ucieszy. NA 100%.
Oparłam głowę o ścianę,waląc w nią.
Nie byłam w stanie jej pomóc sama, musiał mi ktoś w tym pomóc.
Poderwałam się na nogi..


"Wszystko było wspaniale, bo przecież u każdego 'wspaniale' wygląda mniej więcej tak samo. A potem wszystko zaczęło się pieprzyć, co jest dużo ciekawsze, bo u każdego wszystko zaczyna się pieprzyć odrobinę inaczej."


~*~
Witam :D
Wiem że długo kazałam czekać, ale nie miałam czasu.
Ktoś zabrał mi wenę i tak jakby nie chciał oddać.
Wrócił on wróciła wena i rozdział.
Wiem nie jest idealny i jakiś super mega, ale od następnego to się zmieni. ;*
Chcem dużo komentarzy, wtedy będzie szybciej rozdział.
Bajo..
*,*
  






wtorek, 14 października 2014

Rozdział 10 "Życie ci nie miłe?!"




~*~
-Camila?!- stałam zdezorientowana przed moją siostrą, całą poobijaną, posiniaczoną, zmasakrowaną! 
-Co ci się stało?- zasłoniłam dłonią usta, i bez większego zastanowienia wciągnęłam ją za rękaw kurtki do środka.
Teraz nie było dla mnie ważne to ile przez nią wycierpiałam, ile łez wylałam w poduszkę, ile bólu czułam narastającego z dnia na dzień coraz szybciej.
Pomimo wszystko jest moją rodziną, a rodziny nie zostawia się bez pomocy.
Gdy ściągnęła kurtkę zobaczyłam zadrapania na jej rękach.
-Kto ci to zrobił?- chwyciłam ją za nadgarstki, a ta syknęła z bólu.
W błyskawicznym tempie zabrałam od niej swoje ręce.
Kucała zakrywając twarz włosami, bez zbędnych słów przykucnęłam obok i podniosłam jej podbródek tak że spokojnie mogłam patrzeć w jej oczy.
Strach.. to mało co w nich panowało, iskierki ognia jakie zawsze w nich widniały wypaliły się! Zastąpił je żal, żal do ludzi, do otoczenia.
Obawa że ktoś znów ją skrzywdzi.
-Ja..ja..ja cie przepraszam, Cind- nie dałam jej dokończyć, szybko wzięłam ją w ramiona. 
Wiedziałam że żałuje, musiało być jej cholernie trudno tu przyjść, ale jednak.. zrobiła to i dzięki temu wygrała coś.
To nie rzecz którą można chwycić, albo dostrzec gołym okiem.
Miłość, siostrzana miłość, tyle zawsze mogę jej dać, jeżeli tylko będzie tego chciała.
-Choć- wstając, wyciągnęłam do niej dłoń.
Uniosła wzrok ku górze i powoli podnosząc się również do pionu, poszła ze mną do kuchni.
-Chcesz się czegoś napić?- podeszłam do kuchenki.
-Wody.- uśmiechnęła się gorzko.
Powoli z szafki wyciągnęłam dwie szklanki i wlałam do nich zimną, mineralną z lodówki.
Położyłam je na wysepce, siadając na przeciwko dziewczyny.
-Teraz masz mi wszystko wytłumaczyć.- powiedziałam stanowczo.
-Mhm..- wymruczała nie będąc pewna chyba od czego zacząć.
-To wszystko przez niego, znów się napił, nie panował nad sobą, wszedł do twojego pokoju, rozejrzał się po nim i ogarnął się że brakuje w nim twoich rzeczy. Stwierdził że ja ci je dałam jesteśmy w spisku. Próbowałam mu wytłumaczyć że to nie prawda, lecz nie rozumiał. Chwycił wazon i uderzył mnie nim. Straciłam na chwilę przytomność. Odzyskałam ją leżąc w swoim pokoju. Rozejrzałam się w po nim, w rodu siedział on. Był schlany w trupa, myślałam że śpi. Wstałam i poszłam do drzwi, ale myliłam się.
Zaczął się ze mną szarpać, z całej siły rzucając mnie na łóżko. Zaczęłam krzyczeć i się miotać.. to nic nie dało, on mnie..- rozpłakała się nie mogąc dokończyć. 
Słuchając tego miałam ciarki na całym ciele, skrzywdził ją jeszcze bardziej niż się tego spodziewałam.
Krajało mi się serce jak tylko na nią spoglądałam.
Biedna krztusiła się łzami.
-Cii.. spokojnie- pokuśtykałam do niej na jednej nodze, szybko obejmując.
-Nie chciałam..ja tak ba-r-dz-o nie ch-cia-łam- taiła się, brała głębokie oddechy po każdej prawie literce jaką mówiła.
-Wiem- gładziłam ją po głowie. Próbowałam choć trochę uspokoić te, niewiarygodną sytuacje.
~*~
-Proszę- trzymając się o kulach dałam jej chusteczki.
-Nigdzie się stąd nie ruszaj, pójdę się przebrać i zaraz do ciebie wracam.- leciutko się do niej uśmiechnęłam, co ta krzywo, ale przynajmniej odwzajemniła.
Ruszyłam na górę. 
-O nie, nie, nie.- otwarłam drzwi od sypialni.
-Wstajemy kochanie.- przegryzłam płatek ucha chłopaka, po czym załagodziłam to delikatnym pocałunkiem.
-Mmm..- usłyszałam grymas ze strony Marco.
-Pff.. chciałam po dobroci!- zwaliłam go z impetem z łóżka na lodowatą i twardą podłogę.
-Aał..!- podniósł się trzymając za bark.
-Wole wersje A.- przyciągnął mnie do siebie i już chciał pocałować, ale przymknęłam jego usta opuszką palca.
-Nie teraz, mamy mały problem.- westchnęłam ciężko, odsuwając się kawałek dalej.
-Jaki?- zdziwił się patrząc w moje tęczówki.
-Camila- wymamrotałam bardzo cicho.
-Kto?
-Nie karz mi powtarzać, wiem że słyszałeś.- założyłam ręce na piersi, zwieszając głowę w dół.
Wytłumaczyłam mu wszystko jak najszybciej tylko szło i bez zbędnych jego pytań, ubrałam się i zeszłam z powrotem na dół.
-Już jestem!- krzyknęłam wpadając do salonu, pocierając o siebie ręce.
Pusto! Nie było jej tam.
Usiadłam na kanapie i przytrzymałam głowę rękami z dwóch stron.
Nie powinnam jej zostawiać! 
Obwiniałam się patrząc tempo w dywan.
-Ja pierdole!- walnęłam otwartą dłonią o mały szklany stolik.
-A to co?..- zauważyłam kartkę na nim z obok leżącym długopisem.
"Przepraszam że w ogóle tu przyszłam. Nie powinnam, wiem że jesteś dobra, ale nie potrzebuje litości. Zapomnij że tu byłam, co ci mówiłam. Dam sobie sama radę. Dziękuje za wszystko, ale tak będzie dla nas lepiej.
                                                        Camila"
-Marcoo...!- krzyknęłam roztrzęsiona.
-Tak- zbiegł w samych bokserkach do mnie.
-Spójrz.- śwignęłam w jego stronę ten cholerny list.
Podeszłam do drzwi i zaczęłam ubierać buty.
-Pff..- przeczesał włosy ręką.
-Nie wiem co o tym myśleć- wypalił lampiąc się w kartkę.
-Ja też.- ściągnęłam z wieszaka swoją torebkę.
-Gdzie ty się wybierasz?!- wstał i zbliżył się do mnie.
-Idę ją znalezć nie zostawię jej tak!- schowałam telefon do kieszonki w torbie i zawieszając ją na ramieniu, chwyciłam klamkę.
-Obiecaj mi że nie zrobisz nic głupiego? Ubiorę się i zaraz do ciebie dołączę, okey?- chwycił mnie i rozkazał siłą uchwytu spojrzeć na siebie.
-Dobrze.- pocałowałam go w policzek, pocierając go potem palcem.
-Pa.- wyszłam kierując się w ważną dla mnie stronę.
Ta szuja zapłaci za wszystko, za to co mi zrobiła i jej, zabije go jak będzie trzeba!
Powtarzałam sobie w myślach.
Zniszczył mi tyle lat życia, nie postąpi tak samo z nią! Po moim trupie..
Moje szybkie tempo chodu, sprawiło że po niespełna dziesięciu minutach byłam na miejscu.
Wygrzebałam stare klucze i przekręcając je w zamku, uchyliłam drzwi.
Byłam pewna na sto procent że schlany śpi u siebie w pokoju.
Wzięłam głęboki wdech i tak jak mnie nogi kierowały szłam w stronę pomieszczenia.
Powoli, po cichu, żeby za szybko go nie obudzić..
Nie spał, siedział na łóżku z flaszką i patrzył w okno.
-Hah.. to było pewne że wrócisz.- wysyczał odwracając się.
-Tak, na pewno byłeś pewien że cie odwiedzę? Uu.. no proszę, jednak jesteś w jakimś stopniu inteligentny, wódka całego rozumu ci nie wyżarła.- opanowana spokojnie mówiłam, to co zawsze chciałam.
-Haha.. nie boisz się mnie? To lepiej zacznij!- wstał i rzucił w moim kierunku butelką.
Rozbiła się na tysiące kawałków, uderzając o ścianę.
-Ups..pudło.- wypaliłam sarkastycznie.
-Przesadzasz- ryknął na mnie.
-Jestem twoim ojcem! Należy mi się szacunek!- wrzeszczał na mnie.
-Nie jesteś moim ojcem, mój ojciec nie żyję. Nigdy nie dorastałeś mu nawet do pięt, pojmij to w końcu. Nigdy nie traktowałam cie tak jak go i nigdy nie zacznę!- krzyknęłam rozdrażniona.
-Ty suko! Zabije cię!- podchodził do mnie, a ja cofałam coraz bardziej w tył.
-Już jesteś martwa- chwycił nóż z blatu komody, a ja szybko wbiegłam do łazienki i się w niej zamknęłam.
-Otwieraj!
-Nie!
-Otwieraj! 
-Nie!
-Zobaczymy- walnął w drzwi pięścią.
Zsunęłam się po ścianie i wybrałam numer Reusa.
-Przepraszamy, ale numer jest poza zasięgiem sieci.-
-Tylko nie to- drzwi wleciały do pomieszczenia wraz z zawiasami.
-Mówiłem nie igraj ze mną. Sama chciałaś!
-Aaa...!




~*~
Hey :D
Nastraszyłam was ? 
Macie ciary? 
O to chodziło :* 
Heh.. ostatnio tylko 9 kom, musicie się poprawić :D 
Nie no żart. 3356  wejść
Dziękuje *.*.*.*.*.*.*
Po prostu jak to zobaczyłam aż się popłakałam ;( 
Ale cóż ze szczęścia mogę :) 
Dziś chcę także coś komuś dać.
KINGA! 
To o tobie mowa. Motywujesz mnie jak nikt inny, dajesz siłę i chęć pisania. Jesteś moim aniołkiem dzięki któremu pisze :* Wyjątkowa jesteś, nie wiem czy znajdę kiedyś kogoś podobnego do cb. I rozdział nie może być dla nikogo innego.
Motywacja i wola walki jest dzięki tobie moimi priorytetami.
A twój blog..
Bajaka. Piszesz sto razy lepiej niż ja, ale nie wytykasz mi tego że jestem gorsza.
Jestem też świeżą blogerką i wprowadzasz mnie też w jakiś sposób do blogera. 
Może nie mówiąc to jest tu, a to tu, ale jednak.. :* 
P.S Jeszcze raz dziękuje i wszystkim moim czytelniczką polecam tego bloga:
serce-nie-slugaa.blogspot.com

To już 10, pobijmy rekord komentarzy 15 :D 


sobota, 4 października 2014

Rozdział 9 "Jeśli nie masz wyboru pozostaje Ci przetrwać, jeśli masz przejebane, to zęby zaciśnij, nie płacz."



~*~
Siedziałam na jego kolanach całkowicie oddana chwili.
Marco delikatnie gładził moją rękę opuszką swojego palca, ciemne niebo rozświetlały miliony gwiazd.
Nie bałam się że jak w bajce o mojej imienniczce (kopciuszku) czar pryśnie.
Nie miałam chyba do tego podstaw, jest dobrze po północy, a Marco nadal ogrzewa mnie swoim ciałem jak i bluzą.
-Wiesz co?- odwróciłam głowę w jego kierunku.
-Hm..- wymruczał zmysłowo, swoim nosem drażniąc skórę mojej szyi.
-Byłam pewna że nie odwzajemniasz moich uczuć, w pewnym momencie kompletnie w  to zwątpiłam że kiedyś mogę z tobą być i to taka szczęśliwa, nosić twoje bluzy- lekko się uśmiechnęłam patrząc co mam na sobie i do kogo to należy.
-przytulać do ciebie, budzić przy tobie i bez żadnego opamiętania całować twoje usta.- mówiłam nie mogąc przestać. Wychodził powoli z tego bardzo dobry monolog, a nie dialog.
-Przestań już..- wymamrotał po czym swoimi idealnymi wargami zaczął smakować moje.
-Też cię kocham.- uśmiechnął się szeroko, zabierając z mojej twarzy niesforny kosmyk włosów jaki wyleciał z koka, którego niedbale chwilę temu splotłam.
-Ja ciebie też- wysapałam prosto w jego usta, na co chłopak roześmiał się ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki.
-Wracamy?- spytał po chwili, gdyż robiło się coraz bardziej zimno.
-Mhm..- podniosłam się o własnych siłach na brązowe deski pomostu.
Niestety przy tym krzyżując nogi, zaczęłam się chwiać i tracić równowagę.
-Aa..- chwyciłam za rękaw bluzki piłkarza i po chwili znaleźliśmy się w lodowatej wodzie.
-Ple..ple- nałykałam się dość dużo.. słonej? Kwaśnej? W każdym bądź razie ohydnej wody.
-Hahahahaha..- prychnął śmiechem chłopak, trzymając mnie w pasie żebym przez gips nie poszła przypadkiem na dno.
-I z czego się śmiejesz też jesteś mokry.- oburzona założyłam ręce na piersi.
-No i co z tego, to nie przeze mnie wylądowaliśmy w jeziorze.- wybuchnął nieopanowanym śmiechem, a ja nie dowierzając zaczęłam kręcić głową.
-Marco tu jest cholernie zimno.- zadrżałam z grymasem na ustach.
-To cie rozgrzeje.- ujął moją twarz w swoje duże dłonie i delikatnie musnął moje wargi, po czym coraz bardziej zachłannie wpijał się w nie, niczym pijawka.
-I jak cieplej- odsunął się ode mnie tak że stykaliśmy się czubkami nosów.
-Mhm..- przegryzłam wargę, rumieniąc się.
~*~
Weszliśmy do starego pokoju piłkarza cali mokrzy.
Tak właściwie, to ja nawet nie szłam bo piłkarz niósł mnie od połowy drogi.
Byłam tak senna że mało co nie zasnęłam w jego ramionach..
-To co idziemy spać?- spytał z cwanym uśmieszkiem.
-No raczej.- walnęłam go w bok za zboczone myśli.
-Auć..- udawał że go to bolało, a ja w tym czasie wyciągnęłam z jego szafy oficjalną bluzkę Borussi.
-Nawet tu je masz?- zmierzyłam go wzrokiem, a ten wzdrygnął ramionami i ruszył do łazienki.
-Otwieraj!- walnęłam pięścią o drewniane drzwi.
-Chcesz ze mną brać prysznic ? 
-No raczej że NIE! 
-No to po co każesz mi otwierać? 30 Minut.
-Chyba cię głowa boli!- wrzasnęłam a ten puścił wodę i już mi nie odpowiedział.
-Ugh..- usiadłam na łóżku z wielkim fochem na Reusa.
Siedziałam bezczynnie wsłuchując się w cisze panującą dookoła mnie.
To powoli może zaczynać uwierzcie..
     -Wreszcie!- krzyknęłam, gdy wyszedł z ręcznikiem przewieszonym na szyi.
-Proszę bardzo- wskazał gestem ręki na łazienkę w której po chwili się znalazłam.
-Ooo..matko- zasłoniłam dłonią usta.
Wielka wanna cała wypełniona aż parującą wodą piana i świeczki.
Ludu.. a ja tak go potraktowałam.
Walnęłam się w czoło, wściekła na swoją głupotę.
Zanurzając się czułam każdą część swojego ciała.
To było takie przyjemne jak jeszcze nigdy.
Pomimo trudności jakie sprawiał mi gips, byłam uśmiechnięta i pełna nadziei że to już koniec moich wszystkich zmartwień.
Jutro wracam z Marco do domu i zostaje tam na stałe.
~*~
Usłyszałem jak drzwi się otwierają i w nich ujrzałem ją.
Czarne koronkowe majtki, moja bluzka i włosy spięte standardowo w kuca.
Cinderella.. moja dziewczyna.
Do tej pory ciężko mi w to uwierzyć, bezbronna, krucha, śliczna, pełna pozytywnej energii.. IDEALNA.
I na dodatek cała moja.
-Dziękuje.- szepnęła wtulając się we mnie.
-Nie masz za co- uśmiechnąłem się całując ją w czoło.
-Śpij dobrze.- pogładziłem ją po głowie.
~*~
Błagam..błagam..błagam..!
Zabrać mnie od tych wariatów.
Jeszcze nie widziałam drużyny piłkarskiej która tak się zachowuje.
W ogóle nigdy nie widziałam drużyny piłkarskiej, ale mniejsza o to..
Jakub z Mario tańczyli na stole schlani w trupa.
Robert z Mortizem ledwo trzymając się na nogach pili kolejne drinki robione przez Kevina.
A cała reszta nie była lepsza.
Co  chwile mieli jeszcze lepsze pomysły..
Wróciliśmy nie całe 6 godzin temu do domu, a oni zdążyli zorganizować taką imprezę w domu Błaszczykowskich.
Szczęście że Oliwki nie ma w domu, bo raczej nie mogli by aż tak się wygłupiać.
Siedziałam na kolanach Marca pijąc drinka zrobionego przez Agatę.
Tak, ta osoba była najbardziej zadowolona z mojego powrotu, nie żeby reszcie coś nie pasowało.. po prostu z nią zżyłam się najbardziej.
-Gramy w butelkę !- usłyszałam czyjś krzyk, a po chwili na dół zbiegł Łukasz ze szklanym przedmiotem w ręku.
-Tak!- wrzasnął uradowany tą wiadomością Kuba.
Widziałam minę Agaty, gdy na niego patrzyła.
Współczułam jej i to bardzo, bo jutro ona będzie musiał donosić mu wodę i tabletki, a nie jego kumple którzy doprowadzili go do tego stanu.
-Dobra.- machnął ręką Lewandowski.
Wszyscy pomału zbieraliśmy się w kółku, jak do domu wszedł Marc i Amber.
Cholera kto ich tu zaprosił!?
Usiedli nie daleko mnie i czekali na rozwój wydarzeń.
Kilka kolejek beze mnie i Marco co bardzo nas cieszyło.
-No to teraz ja!- krzyknął Mario i zakręcił.
Tylko nie ja. Proszę !
-Cind- uśmiechnął się cwaniacko, a ja stojąc kilka metrów od niego czułam znienawidzoną woń czystej wódki.
-Tak słucham cię ?- wyszczerzyłam się ukazując szereg białuch ząbków.
-Pytanie czy wyzwanie?- spytał unosząc lewą brew do góry.
-Pytanie.- posłałam mu buziaka z ręki, i żeby nie wybuchnąć śmiechem, przegryzłam od środka policzki.
-Czy łączyło cie coś z Marciem ?- zerknął na Bartre następnie na mnie i założył ręce na klatkę piersiową.
Skąd mu się wzięło to pytanie?!
-Yyy..ja..yyy..tak.- zaczęłam się jąkać nie wiedząc czy kłamać czy mówić prawdę.
Jednak to drugie wzięło górę.
Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami, zapanowała ciężka do przerwania cisza.
-Co?- Reus nie mógł w to uwierzyć, wstając z fotela za mną, szybko chwycił mnie za rękę i zaprowadził na taras.
-Ty i Bartra!? Mój najlepszy przyjaciel.
Cinderella!- nie mógł się opanować.
-Marco, to był jeden pocałunek pod wpływem impulsu, on nic dla mnie nie znaczy.- podeszłam bliżej niego i wtuliłam w jego tors.
Słyszałam nierównomierne bicie jego serca, które z sekundy na sekundę stawało się coraz cichsze i spokojniejsze.
Objął mnie swoimi ramionami i schował twarz w moich rozpuszczonych włosach.
-Nie chcę przez taką głupotę cie stracić.- wymamrotałam żałośnie.
-Nie stracisz.- wyszeptał delikatnie muskając skórę mojej szyi.
-Wiem że powinnam ci to wczoraj powiedzieć, ale nie potrafiłam
-Rozumiem cię- odparł przekonująco  obejmując mnie mocniej w pasie.
~*~
Rano obudziłam się ze strasznym bólem głowy.
KAC MORDERCA NIE MA SERCA ! 
Ześlizgnęłam się z łóżka i człapiąc po schodach z kulą znalazłam się w kuchni.
Wyciągnęłam z szafki proszki przeciwbólowe i popiłam dużą ilością źródlanej wody.
Nie wypiłam za dużo, a złapał mnie tak potworny ból głowy.
Ciekawa jestem w takim razie jak trzymają się chłopacy z drużyny Marco.
Włączyłam radio i stwierdziłam że czas najwyższy coś zjeść bez odruchu wymiotnego jak w domu rodziców Reusa.
Jego mam gotowała bardzo dobrze, ale jej pytania do mojej osoby sprawiały że odechciewało mi się połykać to co miałam w buzi.
Była strasznie oschła do mnie i nie wiedziałam czym to jest spowodowane.
Jego tata na początku zdawał mi się gorszy, ale pomyliłam się co do tej osoby.
Ta część rodziny jest najbardziej gościnna i kulturalna, ta druga nie koniecznie.
-Powiem to jednym tchem, to czysta formalność i ty o tym wiesz. Dawno już jak te dwie flagi na wietrze miotamy się.- nuciłam krojąc bułki i smarując masłem.
Nagle jednak ucichłam słysząc pukanie do drzwi.
Podeszłam do nich i lekko uchyliłam.
Stała w nich Camila miała posiniaczoną twarz..



"Jeśli nie masz wyboru pozostaje Ci przetrwać, jeśli masz przejebane, to zęby zaciśnij, nie płacz."

~*~
Wow! Napisałam wreszcie ten rozdział :D 
Jednak wiem że jest do dupy i krótki :/
Ale cieszy mnie liczba komentarzy dziewczyny 13?! 
Postarałyście się za co dziękuje <3
A rozdział macie dzięki dwóm osobom które mnie mobilizują.
Tak mnie nogi wczoraj po dyskotece bolały a zamiast spać pisałam dla was ! :* mam nadzieje że docenicie prosto od serducha rozdział :D 
A teraz czekam na 14 kom, bo wiem że tyle was jest i na następną niedziele macie naxta <3 
*.*






sobota, 20 września 2014

Rozdział 8 "Uczucia są niebezpieczne. Jeśli się zaczyna coś czuć, traci się odporność."

~*~
"Mam szacunek do przyjaźni, 
Mam szacunek do miłości.
Cenie uczucia w człowieku, a nie jego posiadłości.
Mam szacunek dla prawdziwych,
Mam pogardę dla fałszywych.
Zaciskam piąchy za te wszystkie wyrządzone krzywdy."


~*~
Stałam ledwo trzymając się na nogach oparta o granitowy blat w kuchni.
Ciężko oddychałam, trudno było mi złapać powietrze.
I pomyśleć że wszystko przez nerwy i stres!
Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę, żeby przez taką błahostkę, doprowadzić swoje ciało do takiego stanu.
Drżałam cała z zimna panującego dookoła mnie.
Pierwszy raz w domu Reusa zastałam taki chłód, a zwłaszcza z rana.
Ale chwile później ogarnęło mnie ciepło bijące od czyjegoś ciała.
Ręce bardzo dobrze znanej mi osoby oplotły się w okół mojej talii, jego palce założone na siebie znalazły się na moim brzuchu, a w środku niego wszystko się topiło.
Działał na mnie aż tak że ledwo co mogłam wydusić z siebie ciche westchnienie.
Delikatnie kołysał się ze mną z boku na bok, jego świeży miętowy oddech drażnił skórę mojej szyi.
-Czemu wstałaś? Lekarz kazał ci leżeć..- wymruczał z lekką chrupką.
-No wiesz nie mam zamiaru drugiego dnia przeleżeć. Starczy że wczoraj nie poszedłeś przeze mnie na imprezę.- zgryzłam wargę wymawiając te słowa. Było mi tak cholernie głupio.
-To nie twoja wina, po prostu za bardzo się denerwujesz i przemęczasz nogę.
-No dobra, dobra. Ale dziś nie leżę cały dzień w łóżku!- byłam stanowcza pomimo że w środku, gdy słyszałam jego głos wszystko unosiło się do góry, sprawiało że chciałam latać.
-Pewnie i tak miałem zamiar zabrać cię w pewne miejsce.
-Jakie?- odwróciłam się w jego stronę że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
-Nie powiem..
-Plose..- zrobiłam maślane oczka próbując coś zdziałać.
-Nie ma, tak mnie nie przekonasz.- skończony egoista! Przecież ja muszę wszystko wiedzieć, zawsze i wszędzie! 
Czy on tego nie pojmuje ?!
-Marco.- dałam mu buziaka w policzek i wtuliłam w jego klatkę piersiową.
-To niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek.- wytknęłam do niego język, po czym własnymi siłami wdrapałam na blat koło kuchenki.
-Trudno wytrzymasz.
-Dupek- wymamrotałam mijając go i kuśtykając kierowałam się w stronę salonu.
-Na 12 bądź gotowa?
-A kto powiedział że gdzieś się wybieram?- spytałam sarkastycznie choć znałam odpowiedź na to pytanie.
-Ja- prychnął śmiechem idąc na górę.
-To ja nie wyrażam na to zgody.
-Nie musisz jak coś to cie porwę z mojego domu!- uśmiechnął się cwaniacko i zniknął za ścianą.
-Wołami mnie stąd nie wyciągniesz.
-Ale czołgiem już tak.- wybuchnął śmiechem, a ja nie dowierzając zaczęłam kręcić głową i przerzucać kanały w TV.
Jak zawsze same dramaty, komedie, telenowele i durne kreskówki.
Nic, absolutnie nic sensownego.
Jednak.. po jakiejś godzinie natrafiłam na jakiś stary wywiad z Luisem Enerique, obecnym trenerem FC Barcelony.
Tak, to było właśnie o przejściu do mojego ukochanego klubu.
-Ooo.. co oglądasz?- klapnął koło mnie Bartra zabierając pilota.
-Łe.. tam to stare, pytają się tu tylko o jego rodzinę, chęć założenia kolejnej z nami jako jego pionkami do gry.- dziwnie to strasznie ujął. -Oraz o jakiejś jego córce ze starego związku z młodzieńczych lat, ale ona ponoć nie żyje od dawna.- powiedział cicho, a ja rozdziawiłam buzie nie dowierzając.
-Bo ci mucha wleci!- uśmiechnął się szeroko.
Nie mam pojęcia czemu, ale zainteresowała mnie ta informacja.
Wiem że to może dziwne, lecz jakby okazało się że to mój tata?
Nie no o czym ja myślę! 
Jego córka nie żyję, a ja sobie jakieś drugie dno w tej sprawie znajduje.
-To trochę przykre.
-Może i tak, ale Luis jej nigdy nie widział i jak sam twierdzi ma syna, nie potrzebuje jakiejś tam córuni!- wycedził ostro, a ja trochę pomimo wszystko zmęczyłam to jakże krótką rozmową.
-Idę na górę.- stwierdziłam i powoli udałam się do sypialni Marco.
Boshe.. 10 a ten idiota jeszcze śpi!
-Pobudka- walnęłam go poduszką.
-Co?
-Wstajemy!- wydarłam się tak że runął na podłogę razem ze mną.
-Złaz za lekki to ty nie jesteś- uderzyłam go w plecy.
-A pójdziesz dziś ze mną ?
-Reus..!
-Odpowiedz mi na pytanie.
-No tak głupolu, moja noga cholera!
-Przepraszam, ale musiałem.
-Pff..- usiadłam na łóżku i odgarnęłam niesforne kosmyki włosów z twarzy.
-Farbowany blondasek..- wymamrotałam pod nosem.
-Słucham?- podchodził coraz bliżej mnie.
-Odejdź zmoro nieczysta!
-Musi być nauczka.
-Nieee... hahahaha..- zaczął mnie łaskotać.
-Ahaha.. M-a-r-c-o..!- wiłam się pod nim jak nienormalna.
Musiał mieć ze mnie naprawdę niezły ubaw.
~*~
Od pięciu minut leżałam cała zasypana ciuchami wraz z małą Błaszczykowską.
Odwiedziły nas z Agatą dosłownie chwilkę temu i jak tylko usłyszały że wychodzę w dwie się mną zajęły.
Oliwka w postaci zabawy na łóżku moimi sukienkami i bluzkami, a starsza wyrzucała wszystko z moich walizek.
Hm.. może w końcu przez to je rozpakuje?
-Ple..ple..ple- maleńka zaczęła przedrzeźniać swoją mamę która mówiła tylko dwa słowa.
-Nie.
-Przymierzysz.
Na całe szczęście nie mogła gniewać się na mało rozumiejącą córeczkę, a mnie rozbawiła ona do reszty.
Z chęcią pomogła bym jej wkurzać Agatkę, ale jakoś wole nie widzieć jej wściekłości.
-A gdzie tak w ogóle  macie Kubę ?
-Odsypia po wczorajszym.- przekręciła oczami blondynka.
-No tak.- walnęłam się w czoło i w właśnie tym momencie zobaczyłam co przykuło uwagę koleżanki.
Moje bandaże, a pod nimi największy gojący się ból świata!
-Założysz sukienkę?- spojrzała na mnie jakby wszystko już wiedziała.
-Mogę jak jest ciepło.
-No jest, a to?- dotknęła mojej ręki.
-Ał..- syknęłam z bólu.
Jak nikt tego nie dotykał ran było bosko, lecz jak ktoś dotknie mi tego w samym środku najmocniejszej rany?! 
Nie ma czego mi się dziwić!
Boli okropnie i przypomina.. Tak dużo..
-Przepraszam- objęła mnie, a po miej na kolanka wskoczyła mi Oliwka.
-Nic się nie stało, ale chyba nie muszę ci tłumaczyć co to jest?! 
-Nie Marco nam trochę powiedział dlatego ostatnio byłam cicho, ale teraz mnie tknęło.- usiadła obok.
-Ta jest piękna- wskazała na krótką letnią sukienkę.
-W takim razie idę się ubrać i już wracam do was.- skradłam buziaka kruszynce na moich nóżkach i delikatnie żeby nie naruszyć mojej nogi w gipsie położyłam ją koło jej mamy. 
    Szybko jak na moją sytuacje, znalazłam się w wannie.
Umyłam po czym całe ciało wytarłam miękkim ręcznikiem i się zaczęło.
Mocny makijaż? Delikatny? Proste włosy ? Spięte? 
Na moje szczęście za ścianą miałam moje wierne pomocniczki i wyglądałam jak księżniczka.
Tak, z kopciuszka w księżniczkę.
Choć i tak na zawsze tak nie zostanie, czar w pewnej chwili pryśnie.
Chciałam się cieszyć że pomimo wszystko teraz wyglądam wspaniale.
~*~
-Baw się dobrze.- usłyszałam szept za mną i szeroki uśmiech Agaty.
-Dziękuje- pożegnałam się z małą jak i jej mamą po czym podeszłam do samochodu Niemca.
Szybko podszedł do mnie i pomógł wejść do samochodu.
-Dzisiaj ja wybieram muzykę- dorwałam się do jego radia jak i karty pamięci.
-Co ty tu masz?
-Dno,dno,dno- chwyciłam się za głowę i podłączyłam szybko mój telefon do tego urządzenia.
-Masz wybór?- zerknęłam na niego.
-Rap w wykonaniu dziewczyn albo chłopaków.- byłam stanowcza.
-Faceci- szybko dał mi odpowiedz, a z głośników wybił się mój ulubiony raper, jak i jego piosenka.
-Tańcz gdy w klubie błyszczy ultrafiolet widać po oczach że kochasz czasem tracić kontrolę..- nuciłam pod nosem tekst nie mogąc się na niczym skupić.
Zdawało mi się że jesteśmy gdzieś za miastem gdy samochód stanął.
-Co jest?- zdziwiłam się bo staliśmy w środku jakiegoś lasu przez który biegła szosa.
-Nic..- mruknął niezadowolony.
-Dobra nie odzywam się- wystawiłam ręce w geście obrony.
-Chyba jakoś się zgubiłem.- patrzył na mapę w swoim telefonie.
-Słucham?- myślałam że się przesłyszałam, jechaliśmy w samochodzie już jakieś 3 godziny, a ten twierdzi że się pomylił i nie wie gdzie jest!
-Powiedz że to żart.- zerkałam na niego zaskoczona.
-A widać żebym się śmiał?!- zmierzył mnie wzrokiem i krzywo uśmiechnął.
-To co robimy?- spytałam patrząc że koło nas ludzie normalnie przejeżdżają i jadą do swojego celu.
-Jedziemy- lekko się uśmiechnął.
-Ale gdzie? Bo tyle że jedziemy to też mogłam się zorientować!- patrzyłam na niego strasznie poirytowana.
-Zobaczysz.- wydęłam usta w geście oburzenia.
Oparłam głowę o okno i resztę trasy przesiedziałam w milczeniu patrząc na piękne krajobrazy.
~*~
Zatrzymaliśmy się przy dość dużym drewnianym domku przy jeziorze.
Rozglądałam się dookoła powoli stawiając nogi na ziemi.
Tak, właściwie kule i prawą nogę.
Zerkałam na blondyna ciekawa gdzie mnie przywiózł, gdy z chatki wyszedł starszy facet, a za nim chyba jego żona w fartuszku.
Pewnie coś gotowała..
-Synku co ty tu robisz?- usłyszałam po czym zamarłam nie wiedząc gdzie się ruszyć i co zrobić.
Najchętniej zniknęła bym stamtąd od tak.
-A tak wpadłem w odwiedziny z moją przyjaciółką.- wskazał na mnie, a ja sztucznie uśmiechnęłam grożąc wzrokiem Reusowi.
Ja go dziś zajebie, jak tylko będziemy sami normalnie go uduszę!
-Dzień dobry- uściskałam dłoń mamy jak i taty chłopaka, po czym chwile zastanowiłam.
Czy on miał od samego początku taki plan?! Czy to jakaś wersja B na szybko?!
  Weszliśmy do środka a mnie zatkało, z zewnątrz to wyglądało tak skromnie, a w środku jak w pałacu!
Moje oczy musiały wyglądać jak pięciozłotówki.
Choć i tak ja chyba w tym momencie byłam największą atrakcją w tym domu.
Matka blondyna wciąż lustrowała mnie spojrzeniem od stóp do głów.
Czułam się okropnie,
Wiedziałam że teraz to sobie o mnie pomyśli, złamana noga, ręce w bandażach..
Wyglądałam jak jakaś chora psychicznie, albo gorzej.
-Gdzie się poznaliście?- spytał brunet siedzący na przeciwko.
-W dyskotece..- wycedził piłkarz.
-Cinderella to tancerka.- dodał po chwili.
-Striptizerka- emeryt lampił się na mnie jak na małpy w zoo.
-Nie, ona uczy tańca.
-Yghm..- zakaszlał jakby celowo patrząc na mnie jego tata, a ja płonęłam niczym żywa pochodnia.
-Marco choć na chwilę..!- krzyknął damski głos w kuchni.
-Nie zostawiaj mnie- wyszeptałam błagalnie, ale ten mnie nie posłuchał.
-Mami synek!- wypaliłam wściekła dość głośno.
~*~
-Dziękuje że wyszliśmy.- dałam buziaka w policzek chłopakowi.
Od czterech godzin byłam w tym domu, a czułam jakby minął rok.
-Nie ma za co, wiem że oni potrafią być..
-Chamscy, wredni, niemili, irytujący?- przerwałam mu, a ten lekko uśmiechnął.
Wiedział dobrze ze nie pod pasowali mi tak jak ja im.
Jego matka pół godziny truła że mam ściągnąć te bandaże, gdy wcisnęłam jej kit że są mi potrzebne bo nadgarstki mnie bolą.
Niby dała się nabrać, ale swoje też musiała myśleć.
-Siadamy?- spytał gdy zaczęło nad woda słońce.
-Mhm..- Usiadłam po chwili na jego kolanach, a ten delikatnie musnął nosem mój policzek.
Poczułam przyjemny dreszcz przechodzący moje ciało.
-Muszę ci coś powiedzieć- odwróciłam się żeby spojrzeć w jego oczy tym samym siadając na nim okrakiem.
-O co chodzi?
-Wiem że gdy w pierwszy dzień nie mogłam otworzyć oczu to ty byłeś przy mnie, w ogóle ciągle jesteś ze mną.
Wspierasz, pomagasz.. 
Po prostu, ale coś ostatnio dla mnie się zmieniło bo ja..ja cię..bo ja cię- zaczęłam się jąkać jak głupia.
-Ja też.- ujął moją twarz w swoje dłonie, wpijając w moje wargi.
Czułam się wreszcie kochana, szanowana i mogłam te miłość odwzajemnić.
Całowałam go jakby za chwile mieli nas rozdzielić na zawsze. 
Pragnęłam go Coraz bardziej.
Wplatałam palce w jego włosy i jeszcze bardziej pogłębiłam pocałunek.
Nie minęła chwila, a nasze języki zaczęły toczyć ze sobą wojnę.
To nie był taki pocałunek jak z Bartrą.
Ten był pełen namiętności i pożądania, a nie impulsem po którym miałam wszystkiego żałować. 
Odepchnęłam go na chwilę od siebie żeby wziąć oddech.
Sapałam przy jego ustach, stykając się z nim czubkami nosów.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też..
                                  ~*~
"Uczucia są niebezpieczne. Jeśli się zaczyna coś czuć, traci się odporność."
Mój chyba właśnie ma zacząć po powrocie do paszczy lwa! (Rodziców Marco.) 
                                  ~*~
Uczucia są niebezpieczne. Jeśli się zaczyna coś czuć, traci się odporność.
Mam wrócić do tej paszczy lwa już niedługo..
Mam stracić całą odporność na ból! 




~*~
Hey:*
Wiem ten rozdział nie jest wyjątkowy, ale pisałam z serca.
Jestem chora i to też może przez to :(
Ale rozczarowała mnie liczba komentarzy z 11 zrobiło się 5.
No nic to zrobimy tak za 8 komentarzy dodam nowy. 
A za jedynaście dam dwa pod rząd, albo jeden długi *.*
Mam nadzieje że nie opuścicie mnie przez chwilowy brak weny, ale to też ta
S-Z-K-O-Ł-A
Dobija mnie ta nauka, ale jak nie teraz to kiedy mam się uczyć.
Buziaki <3333
Papa..