piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 24 "Uwielbiam Cię.."

~*~
-Marco..- stanęłam w drzwiach salonu. Nie mogłam wykonać ani jednego ruchu, gdy go zobaczyłam wszystko wróciło. Nasze pierwsze spotkanie i nasz taniec na chodniku, moment ataku mojego ojca na mnie i jego silne ramiona chroniące mnie przed całym złem tego świata. Nic się nie zmienił przez ten czas kiedy go nie widziałam. Jego oczy nadal wyglądały tak samo, wciąż paliły się w nich te iskierki za które byłabym gotowa zabić. 
-Cinderella.- podbiegł do mnie i mocno przytulił obracając wokół własnej osi. Pewnie zadacie sobie pytanie co ja zrobiłam w tej sytuacji? Odpowiem wam dość prosto NIC, bo taka jest prawda. Byłam tak oszołomiona widokiem blodyna że nie potrafiłam nawet ruszyć ręką, jedyne na co było mnie stać to patrzenie w jego tęczówki i próby odnalezienia  w nich.. no właśnie czego? Mojego obrazu? Miłości?  Żalu?  Skruchy? A może wszystkiego razem? 
-Tak za tobą tęskniłem.- postawił mnie przed sobą, trzymając w swoich dłoniach moją twarz. 
-Ja też, przez pierwszy tydzień jak nie było od Ciebie ani jednego znaku życia.- odparłam zwieszając głowę na dół. Taka była niestety gorzka prawda. Pomimo że nie wyobrażam sobie dalszego życia bez niego, musze mu pokazać jak bardzo byłam silna, a to co się ostatnio stało to zniszczyło. Zrujnowało mnie do tego stopnia że wola walki jaką  zawsze w sobie miałam zniknęła.. uciekła ode mnie szybko i skutecznie, bo wszelkie próby jej przywrócenia nie kończą się dobrze, powiedziałbym wręcz że fatalnie. 
-Ja wiem że zawaliłem i rozumiem że może mieć do mnie o to pretensje..
-To my może was zostawimy- przerwał monolog Niemca  Neymar, zabierając Daviego na ogródek.
-Ale nie tylko ja zawaliłem.- zaczął bawić się pałacami, wybijając wzrok w ziemie.
Patrzyłam się na niego zszokowana, z jednej strony to nie była w 100% tylko jego wina, bo to ja wyjechałam, ale liczyłam na jakieś przeprosiny czy coś, a nie wytykanie błędów drugiej osobie.
-Czyli to moja wina?- podniosłam głos na piłkarza zdenerwowana.
-Nie, dobrze wiesz o co mi chodzi. Ludzie popełniają błędy i my właśnie jeden z takich zrobiliśmy. Tu nie ma niczyjej winy, po prostu zgubiliśmy w tym całym natłoku spraw nas.- próbował mi wszystko wyjaśnić trzymając moją rękę. 
-Najważniejsze jest chyba to co potem.- uśmiechnęłam się do niego blado.
-Czyli co?- uniósł jedną brew do góry, nie rozumiejąc moich słów.
-Żeby się w tym wszystkim znów odnaleźć i nie uciekać od uczucia, a sprawić żeby było jeszcze silniejsze głuptasie.-pstryknęłam go w nos, co tem przyjął głośnym śmiechem. 
-Nawet nie wiesz jak bez Ciebie było pusto w Dortmundzie.- objął mnie tak że brakowało mi tchu, lecz w tamtej chwili nie musiałam oddychać, nie musiałam kompletnie nic robić. On spowodował że wszystko co najbardziej było mi teraz potrzebne mam obok siebie. 
-Każdy dzień był taki sam, nudny, szary, pozbawiony zabawy, bo nie było w nim Ciebie. Nawet jak chciałam zadzwonić to nie miałem kiedy, ciągle było coś, albo treningi, albo Robert czy któryś z chłopaków miał problem, przysięgam że chciałem się odezwać, nawet szybciej przylecieć, jednak nie miałem jak.- posmutniał szepcząc mi to wszystko do ucha.
-Cichutko.. nic nie mów. Rozumiem.- pokiwałam głową na tak, po czym delikatnie musnęłam usta chłopaka. 
-Mrr.. - zamruczał zmysłowo do mojego ucha przygryzając jego płatek, po czym pogłębił nasz pocałunek. 
-Kocham Cię..-wypowiedziałam zawieszając ręce na jego szyi.
-Uwielbiam Cię.- wypalił nagle blondyn odgarniając niesforny kosmyk włosów za moje ucho.
-Czemu?- wyszczerzyłam się bujając to w lewo to w prawo.
-Bo tak.- palnął ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków.
-Ej.. to nie jest odpowiedź!- oderwałam się od piłkarza zakładając ręce na piersi.
               ~Następnego dnia rano~
*Marco* 
Koło 15 byliśmy już w samolocie który leciał prosto z Barcelony do Dortmundu. Cinderella wprawdzie chciała zostać jeszcze chociaż dwa dni i przyzwyczaić swojego tatę do tego że nie będzie już codziennie widywał ją po treningach, niestety nie mogła gdyż pojutrze w Niemczech rozgrywamy dość ważny mecz do którego pomimo przerwy chciałbym zostać powołany. 
Nie zbyt jej to się spodobało, lecz jeżeli znów nie chcieliśmy się rozdzielać na dłuższy czas, nie miała innego wyjścia. 
Patrząc jak żegna się z Louisem i płacze, myślałem że pęknie mi serce, nigdy nie widziałem jej jeszcze tak cierpiącej, nie miałem dlatego pojęcia jak sprawić w samolocie żeby choć na chwilę zapomniała o tym że musiała go opuścić.
Jednak słuchawki ułatwiły mi trochę sytuacje, po włączeniu kilku spokojniejszych piosenek Iglesjasa blondynka zasnęła na moich kolanach. 
Nawet przez sen wyglądała słodko, nie mogłem uwierzyć że byłem tak głupi i mogłem ją stracić, nie mieściło mi się to w głowie.
Na szczęście teraz jest ze mną i wracamy do domu, naszego domu..



_________________________________________
Hejka..:) Dopiero niedawno załączyli mi nowe wi-fi w domu, więc macie tutaj nowy rozdział ode mnie. Następne pojawią się niedługo. Mam nadzieje że będziecie czekać.


wtorek, 18 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

     
LBA ;* <3 
 Dziękuje bardzo za nominacje, które naprawdę dużo dla mnie znaczą.
A oto moje odpowiedzi :) 


*Bleisiv* 
1. Twój ulubiony piłkarz?
    -Moim ulubionym piłkarzem od zawsze jest Marc Bartra. Mogę lubić setki piłkarzy, ale on zawsze będzie na pierwszym miejscu.
2. Ulubiona piosenka?
   -Bardzo lubię Hiszpańskie ballady, jak i Polski rap. Jedną z najczęściej słuchających przeze mnie piosenek, a zarazem ulubionych jest "K.M.S-Widzę tylko jej oczy."  
3. Za co cenisz piłkę nożną?
      - Piłkę nożną cenię za ruch jaki w niej panuje. Ciągła dynamika gry, przeróżne kapki i dryblingi jakimi mija się piłkarzy przeciwnej drużyny. Za 90 minut pełnych emocji do ostatnich sekund. Za porażki i przegrane. 
4. Który polski piłkarz zrobił na Tobie najlepsze wrażenie i dlaczego?
      -Czytaliście książkę o Kubie Błaszczykowskim, myślę że ci co czytają zrozumieją to co teraz powiem. Kuba pomimo każdej przeciwności jaką miał po drodze, nie załamał się, dążył do celu i go osiągnął. 
5. Czytasz opowiadania nie o piłkarzach Borussii?
     -Tak, czytam opowiadania również o piłkarzach FC Barcelony, Lecha Poznań, a nawet jedno opowiadanie o piłkarzu Realu.
6. Pierwsze miejsce na Twojej liście opowiadań zajmuje...?
      -Zajmuje opowiadanie Kingi Dawid która pewnie wielu z was kojarzy. 
"Serce nie sługa" jest naprawdę wyjątkowe, i potrafi wycisnąć łzy. 
http://serce-nie-slugaa.blogspot.com
7. Kto Twoim zdaniem wygra Ligę Mistrzów i dlaczego?
      -Myślę że Barcelona. Po ostatnim sezonie w którym zdobyli wszystkie możliwe trofea, uważam że będą chcieli jeszcze więcej i są w stanie tego dokonać.

*Kinguś 11*
1. Jak się zaczęła twoja przygoda z pisaniem
      -Poznałam na asku dziewczynę która pisała, później siedząc z kuzynką i pisząc właśnie z tą dziewczyną, zaczęłam opowiadać o niej właśnie kuzynce, a ona podsunęła mi pomysł żebym spróbowała. I tak stwierdziłam że może zeszyt w którym wszystko pisze zamienię w Bloggera i pokaże mój w jakimś sensie "Talent" ludzią. 
2. Twoje hobby? 
     -Moim największym hobby są właśnie blogi które pisze. 
3. Skąd narodził się pomysł na twoje opowiadanie?
    -Lubię opowiadania z dramatem, bo zawsze wczuwam się w tą osobę i ludzią chce pokazać jak niektórzy mają ciężko, jak są pokrzywdzeni przez los. Stąd narodził się pomysł na Cinderelle-typowego od imienia Kopciuszka, który od zawsze ma kłopoty i ciężkie życie. Do końca nie wie czego chce i stara się odnaleźć miłość, wyjątkową i  prawdziwą. 
4. Ulubiony piłkarz?
      -Marc Bartra 
5. Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałaś? 
       -pisałam już u góry. "Co serce pokochało, niech rozum nigdy nie wymarze" 
6. Co sprawia, że się uśmiechasz?
       -Komantarze od was, moi przyjaciele.
7. Wymień twoje 3 cechy
        -Są u góry. 
8. Co robisz w wolnym czasie?
         -Gram w piłkę, słucham muzyki, oglądam tv, biegam.
9. Wiążesz przyszłość z pisaniem?
          -Chce pisać i dawać wam w tym całą siebie, ale nie wiem czy na dłuższą mete będę mogła z tego żyć. 
10. 3 najważniejsze rzeczy/ osoby/ czynności w twoim życiu? 
       -Blogi 
         -Piłka 
          -Ludzie 


NOMINOWANI:
* http://neymaarmylife.blogspot.com
* http://kopciuszek-na-boisku.blogspot.com
* http://lovemeforeverney.blogspot.com
* http://opowiadanie-neymar-marika.blogspot.com

PYTANIA:
1. Dlaczego zaczęłaś pisać? 
2. Twój ulubiony klub? Dlaczego?  
3. Najlepszy piłkarz według Ciebie? 
4.Twoje hobby?
5. Ulubiony piłkarz? 
6.Skąd pomysł na bloga?
7.Kilka ulubionych piosenek.
8. Skąd jesteś?  Czy lubisz swoją miejscowość? 
9. 3 cechy twojego charakteru.
10. Jakie opowiadania lubisz czytać?  
11.  ... (napisz tu coś o sobie).

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 23 " Naprawdę, to połowa świata mi go przypomina."

~*~

"To z Nim jestem stuprocentowo szczera, to przy nim mogę śmiać się, a przy tym płakać godzinami i być sobą, to On jest kimś kto jest ważniejszy od każdego nawet największego problemu w moim życiu."

Wróciłam do domu późnym wieczorem, Marca nie było w domu. Od razu zaczęłam się martwić że spotkał gdzieś Marco, który wszystko mu już powiedział w swojej wersji. W głowie miałam najczarniejsze scenariusze, nie mogłam opanować własnych myśli, było ich po prostu za wiele.
Szybko wygrzebałam telefon z torebki dzwoniąc do piłkarza.
Jeden sygnał.. drugi.. trzeci.. piąty.. i nic. Próbowałam tak do skutku, aż nie odebrał. Martwiłam się o niego strasznie, jak chyba jeszcze o nikogo.
-Marc do jasnej cholery, gdzie ty jesteś?!- krzyknęłam przestraszona do telefonu.
-Spokojnie byłem u Roberto, nie powiem trochę mi zeszło, ale zaraz będę w domu.- wiedziałam że mimowolnie się teraz uśmiecha, widząc że się zaniepokoiłam jego nieobecnością.
-Dobrze. Czekam na Ciebie.- odpowiedziałam spokojnie, po czym się rozłączyłam.
Zamyślona opadłam na krzesło. Wchodząc do domu w głowie miałam już wszystko poukładane co mu powiem, lecz teraz niczego nie byłam pewna. Jak bym nie chciała wybrnąć z tej sytuacji, zawsze ktoś ucierpi. I właśnie w tamtym momencie przypomniała mi się moja ostatnia rozmowa z nową żoną mojego taty. Jak to mi wtedy powiedziała że najważniejsze jest moje szczęście i prawdziwy uśmiech na twarzy, a nie sztuczny, bo pod nim kryje się prawdziwa ja. Po czym dodała że mam nigdy w siebie nie zwątpić i zawsze dążyć do celu, a ludzie zrozumieją.
-Skarbie jestem.- usłyszałam w korytarzu głos Bartry i już wiedziałam że to początek najgorszej rozmowy w moim życiu.
-Wiem, usiądź.- wystawiłam nogą krzesło obok siebie, dając mu jasno do zrozumienia żeby zajął na nim miejsce.
-Coś się stało?- spojrzał na mnie wzrokiem pełnym niepewności. Moje oczy momentalnie się zaszkliły nie potrafiłam mu tego powiedzieć, potraktować go jak zabawki, choć wiedziałam że nic innego zrobić nie mogę.
-Tak, ale.. ale..- głos mi się załamał. -Nie potrafię ci tego powiedzieć, nie umiem, choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nie wiem jak..- wybełkotał żałośnie. Poczułam delikatny dotyk na mojej ręce, to był on. Jakby próbując dodać mi odwagi, ujął moją dłoń.
-Powiedz to, wolę okrutną prawdę, od najlepszego kłamstwa.- zerknął na mnie na co ja spuściłam głowę, a z moich oczu poleciały pierwsze łzy.
-Pytałeś mnie rano kto dzwonił, to była Agata.. - przełknęłam głośno ślinę.
-Dlaczego kłamałaś?- zdziwił się, lecz chyba podejrzewał do czego zmierzam.
-Powiedziała mi że Marco wziął urlop i chce tu przyjechać.- zgryzłam wargę wypowiadając ostatnie słowo.
-Po co mi tu on i ta cała Camila! Jeszcze mało się nacierpiałaś przez nich. Mało ci tych przepłakanych nocy.- wycedził przez zęby wstając.
-Ale on przyjeżdża sam, najprawdopodobniej chce ze mną porozmawiać.- schowałam twarz w dłonie żeby tylko nie spotkać się z jego zielonymi tęczówkami.
-Chcesz się z nim spotkać?- słyszę jak drży mu głos.
-Tak, inaczej nie byłoby tej rozmowy.- powiedziałam pewnym głosem.
-Kochasz go nadal?- spytał ignorując moje wcześniejsze słowa.
-Kocham go, nie wiem czy na tyle żeby mu wybaczyć, ale chce spróbować, jeżeli po to tu przyjeżdża. Marc musisz znaleźć sobie kogoś kto pokocha cię takiego jakim jesteś. Mnie tak właśnie pokochał Marco.- dotknęłam jego ramienia idąc na górę. Wiedziałam że muszę się spakować i jak najszybciej opuścić jego dom.
Pewnie teraz myślicie: A co jak on przyjeżdża w kompletnie innym celu?
Trudno, wiem że nigdy nie kochałam Bartry i nie będę kochać.
Powoli pakowałam kolejne ubrania, gdy zadzwonił mój telefon.
-Halo?- otarłam łzy z policzków odbierając.
-Mała możemy się spotkać?- usłyszałam głos Neymara w słuchawce.
-No pewnie, o której?- próbowałam się uśmiechnąć do telefonu, ale nawet w taki sposób mi to nie wychodziło.
-Za pół godziny u mnie.
-Na pewno będę.- odparłam bez emocji się rozłączając.
Zapięłam walizkę i wyciągając rączkę doszłam z nią do schodów.
-Daj pomogę Ci.- do moich uszu doszedł czyjś szept. Szybko się obróciłam przestraszona. Brunet widząc jak się zdenerwowałam cicho zaczął się podśmiechiwać.
-Dam sobie rade.- chciałam sama ją znieść, ale na nic poszły moje starania. Próbowałam siłować się z obrońcom najlepszego klubu w Hiszpanii, wiadome było jak to się skończy.
-Nie jesteś zły?- wyminęłam go na schodach zabierając z blatu moją torebkę.
-Nie umiem być na Ciebie zły. W zasadzie jestem Ci wdzięczny że nie kryłaś się z tym, tylko od razu chciałaś załatwić sprawę.- podrapał się po karku.
Nie mogłam nic z siebie wydusić, więc tylko pokiwałam twierdząco głową.
-Przyjaciele?- wyciągnął ręce w moją stronę.
-Pewnie.- przytuliłam go jak najmocniej tylko potrafiłam.
-Dusisz..- wysapał, na co momentalnie od niego odskoczyłam.
-Żartowałem.- zaśmiał się pstrykając mnie w nos.
-Może cię odwieść?
-Nie dziękuje, dalej dam rade sama.- podeszłam do niego, delikatnie muskając jego policzek.
-Dziękuje za wszystko..- powiedziałam zamykając drzwi, ostatnimi siłami. Obawiałam się że zacznę ryczeć jak małe dziecko. Na całe szczęście nic takiego nie miało miejsca.

~*~
Zapukałam do domu da-Silvy lekko zdziwiona co może ode mnie chcieć.
Wyczuwałam w jego głosie przez komórkę lekkie zakłopotanie, ale nie mogłam pojąć czym ono jest spowodowane.
-O Cind jesteś przed czasem.- otworzył mi drzwi Neymar z małym Davim na rączkach.
-Tak jakoś wyszło.- starałam się być miła witając z obydwoma, żeby nie zauważyli że coś jest nie tak. Ale chyba ta walizka za mną krzyczała do nich własnym głosem.
-A to co?- Brazylijczyk wskazał palcem, miętowy przedmiot na kółkach za mną.
-Jak widać nie mam już domu.- mrugnęłam do niego i minęłam w przejściu, żeby tylko nie usłyszeć kolejnych pytań z jego strony.
Jednak to co zobaczyłam w salonie przerosło moje najśmielsze oczekiwania..

_________________________________________
Hejka to znowu ja :) Jak widać z nowym rozdziałem do waszej oceny. Pod ostatnim była bardzo mała "oglądalność" myślę że z czasem powróci ona do normy. Jak myślicie co lub kogo zobaczyła Cind w salonie?
Tak wiem rozdział krótki ale dopiero wróciłam z WAKACJI i nie miałam czasu napisać więcej. Wybaczcie.

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 22 "Sam tego chciałeś" + POWRÓT





~ Krew mi się ścina, jak u Ciebie widzę łzy. Pójdę za Tobą nawet w najgorszy syf, bo bardzo cenie sobie fakt, że zaistniałaś w moim życiu.~

~*~
*DORTMUND*

Wstał bardzo wcześnie rano, sytuacje z ostatnich dni  wywróciły jego życie do góry nogami. Kompletnie nie wiedział co ma zrobić. Lista meczy na które został powołany w następnych tygodniach zdawała się nie mieć końca. Tak bardzo chciał zobaczyć teraz w drzwiach Cinderelle przytulić mocno do siebie i wszystko jej wytłumaczyć. Niestety to nie było możliwe, dziewczyna po tym jak zobaczyła go ze swoją  siostrą w telewizji, nie odpisuje na żadne jego sms-y, o odbieraniu telefonu  już nie wspominając.
Strasznie żałuję tego co zrobił i jest tego w stu procentach pewien że jego aniołek odbiera to jeszcze gorzej. Lecz tak naprawdę on nigdy jej nie zdradził, nawet nie spojrzał na żadna kobietę z taką myślą, odkąd wyjechała, stała się jeszcze ważniejsza w jego życiu, jego uczucie do niej stało się jeszcze silniejsze, aż do tego stopnia że jest gotowy rzucić wszystko i lecieć odzyskać kobietę, bez której jego życie nie ma po prostu sensu.
-Marco nad czym tak rozmyślasz?- w jego pokoju zapala się nagle światło,a w drzwiach pojawia się najbardziej winna zaistniałej sytuacji Camila.
-Musisz się wyprowadzić, odkąd tu jesteś ściągasz na mnie same kłopoty.- odpowiada spokojnie blondyn, lustrując ją przenikliwym spojrzeniem.
-I tak już jej nie odzyskasz, z tego co wiem od Agaty jest teraz z Marciem, a o Ciebie już nawet nie pyta.- śmieje się blondynka wychodząc z pomieszczenia. W końcu dopięła swego, znów zrujnowała komuś życie. Wszyscy myśleli że się zmieniła, lecz tacy ludzie nigdy się nie zmieniają, tylko czekają na coraz to lepsze sytuacje, aby zrujnować człowieka. Jednak tym razem jakby źle natrafiła, bo słowa jakie powiedziała do piłkarza jeszcze bardziej otwarły mu oczy.
Nerwowo zaczął biegać po pokoju, w poszukiwaniu swojego telefonu, rozwalił pościel razem z poduszkami, wszystkie ubrania w szafkach, książki na półkach, aż w końcu znalazł to czego szukał na lustrze w łazience. Nie zwracając uwagi na cały bajzel jaki wkoło siebie zrobił, zaczął szukać w komórce numeru do swojego najlepszego przyjaciel.
-Kuba musisz mi pomóc!- rzuca od razu, gdy Błaszczykowski odbiera.

~*~
*BARCELONA*
*Perspektywa Cinderelli*

Obudziły mnie promyki słońca, jak zawsze wpadające do mojego pokoju przez nie do końca zasłonięte żaluzje. Nie miałam kompletnie ochoty wstawać z łóżka, najchętniej spędziłabym w nim cały dzisiejszy dzień. Lecz już po chwili byłam zmuszona opuścić ten raj na ziemi, gdyż ktoś zaczął do mnie dzwonić.
-Tak?- powiedziałam zaspanym głosem, odbierając.
-Cind, wiem że jest bardzo wcześnie rano, ale muszę ci coś powiedzieć.- odpowiada dość szybko Agata, nie mogąc ukryć w swoim głosie niepokoju.
-Co się stało?- zapytałam, a mojej w głowie kłębiły się już najgorsze scenariusze.
-Reus wziął parę dni wolnego i jeżeli dobrze zrozumiałam Kubę ma zamiar jechać do Ciebie.- wszystkiego bym się spodziewała, nawet ataku kosmitów na dom Błaszczykowskich, ale nie tego że Marco będzie chciał przyjechać do Barcelony. Nie mogłam wydusić z siebie przez dłuższą chwilę ani jednego słowa.
-Ale.. nie to nie możliwe.- odparłam siadając na podłodze.
-Wiem że to może głupio zabrzmi, bo jestem twoja przyjaciółką i powinnam życzyć ci jak najlepiej z Bartrą, ale chyba sama dobrze wiesz że nie kochasz go. Był przy tobie kiedy potrzebowałaś czyjejś bliskości i to tyle. Myszko to nie jest prawdziwe uczucie i sama się o tym przekonasz, gdy znów zobaczysz Marco. Naprawdę porozmawiaj z nim, oboje nie jesteście bez winy, ale da się to jeszcze naprawić. Przecież wy nie umiecie bez siebie żyć.- kończ swój monolog Niemka, a ja znów nie wiem co myśleć. Gdy tylko coś się zaczyna układać, ktoś znów włazi z przeszłością w moje życie i psuje to co zdążyłam w nim odbudować.
Czy już zawsze tak będzie? Czy ja nigdy nie dostane nic dobrego od losu?
-Aga ja nie wiem czy potrafię zostawić Marca, a jak znów z Reusem nie wyjdzie? Nie chce znów cierpieć, muszę to przemyśleć,- odkładam telefon na komodę obok siebie,rozłączając się z przyjaciółką. Może i ma rację, ale to nie zmienia faktu że jestem znów szczęśliwa i to właśnie przy Barcelońskiej '15'.
-Kochanie.- słyszę cichy szept przy wejściu do pokoju.
-Hym?- wstaję z podłogi kierując się w stronę bruneta.
-Z kim rozmawiałaś?- chłopak podnosi jedną brew do góry zaciekawiony.
-Z Isabel..- szybko kłamie, wtulając się w jego silne ramiona.
-No dobrze, chodź na dół zrobiłem śniadanie-  obejmuje mnie w pasie i stojąc za mną kieruję naszą dwójkę na dół.
*Narracja trzecioosobowa*
Cały posiłek milczała, wiedziała że kłamanie Hiszpana i tak nic nie da, bo gdy tylko Marco przyjedzie wszystko wyjdzie na jaw. Chciała mu powiedzieć że tak naprawdę rozmawiała z Agatą,a nie Shakirą, lecz bała się reakcji mężczyzny. Bawiła się jedzeniem na talerzu, zamyślona, przewalała jajecznice z jednego krańca talerza na drugi.
-Skarbie co jest? Nie smakuje ci?- chłopak martwił się o dziewczynę.
-Nie, jest pyszne, ale jakoś nie mam ochoty, słabo się czuje.- brnie w swoje kłamstwa nie chcąc zranić piłkarza. Wciąż w jej głowie jest rozmowa telefoniczna i słowa koleżanki.
-Może powinnaś jechać do lekarza?
-Nie, jakiś spacer może lepiej mi zrobi.- uśmiecha się blado całując piłkarza w policzek, po czym powolnym krokiem idzie na górę.
Ubiera się w pierwsze lepsze ciuchy z szafy, włosy spina w luźnego koka i zgarniając telefon oraz klucze z blatu wychodzi. Musi pobyć trochę sama ze sobą i poukładać sobie to wszystko.
Z jednej strony ciągle pamięta o farbowanym blondynie który zawsze potrafił ją rozśmieszyć nawet w najgorszych sytuacjach. Jednak z drugiej strony jest on, chłopak który rzucił dla niej swoją dziewczynę, który kocha ją do szaleństwa i pokazuje to na każdym kroku. Razem z ta właśnie myślą dochodzi do parku i siada na ławce, powoli rozplątuje słuchawki i włącza swoją ulubioną piosenkę z playlisty, powoli wsłuchuje oddaje się jej słowom i już chyba wszystko rozumie..

"Dźwięk sms-a przywołuje uroczy Twój uśmiech pisałaś; Kup czekoladę, bo do domu cie nie wpuszczę. Ja wiem musiałem zepsuć przecież jesteś doskonała, ja wiem to moja wina mogłem bardziej się postarać. Pozwoliłem ci odejść pod tym względem jestem głupi. Pozwoliłem, nie mogę Cię odnaleźć musisz wrócić"

~*~
Wiem jak mnie tu długo nie było, i wiem że większości czytelników już tu nie odzyskam. Ale jestem i nie mam żadnego usprawiedliwienia dla siebie. Zostawiłam blogi sama nie wiem  czemu, a tak naprawdę nie wyobrażam sobie bez nich życia. Mam nadzieję że choć w połowie pisze tak jak kiedyś i że się podoba. I ci którzy zostali proszę niech skomentują chce wiedzieć ilu was tu jest. i od dziś nadrabiam wasze blogi. 
Mam jeszcze pytanko na koniec:
W jakiej osobie najbardziej wam sie podoba jak pisze? w pierwszej? w trzeciej? a może mam zacząć w drugiej pisać?
dziękuje i do zobaczenia w następną sobotę <3

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 21 "Miłość to nie pluszowy miś.."

~*~



*Narracja trzecioosobowa*

Wstała bardzo wcześnie rano, głowa bolała ją niemiłosiernie.
Nie mogła nawet otworzyć oczu, alkohol jaki w nocy wypiła robił swoje.
Szybko przerzuciła się na drugi bok, wtedy właśnie wyczuła że nie jest sama w łóżku.
Zerwała się jak oparzona, nerwowo otwierając oczy.
Nie była w swoim pokoju w domu Bartry, jednak za oknem malował się jego piękny ogródek, na który też miała widok ze swojej sypialni.
Po pokoju walały się jej ubrania i jakiegoś mężczyzny, a ona stała w samej bieliźnie na środku tego bajzlu.
Pełna obaw przeniosła wzrok na materac, gdzie przed chwilą jeszcze słodko spała.
W zasadzie nie tylko ona, Marc do tej pory znajduje się w krainie Morfeusza i nawet nie spodziewa się że blondynka uważnie mu się przygląda.
Nie ma pojęcia co się stało wczoraj, ale cała sceneria jaką widzi powoduje że nie może powstrzymać łez.
Boi się że zdradziła Marco, przy okazji rozwalając związek Hiszpana z Amber.
Obwinia się za wszystko, jakby tamtej nocy sama wpakowała się piłkarzowi do łóżka.
Lecz tak na prawdę było zupełnie inaczej.
      Wybiegła tak ja stała z pomieszczenia, kierując się na dół do kuchni.
Musiała poszukać sobie jakiś leków przeciwbólowych, żeby pozbyć się kaca.
Niestety nie miała pojęcia gdzie piłkarz trzyma takie rzeczy.
Trzaskała szafkami, a w niej wszystko drżało.
Chciała się zaraz obudzić i powiedzieć sobie w duchu TO TYLKO GŁUPI SEN.
Coraz głośniej szlochała, myśląc że płacz pozwoli jej zapomnieć.
Brakowało jej siły, bała się że jeżeli Reus się o wszystkim dowie zostawi ją.
I co ona wtedy zrobi? Gdzie się podzieje? Przecież ona go kocha! Tak cholernie jej na nim zależy.
Pewnie zapytalibyście czemu w takim razie oddała się innemu?
Za dużo procentów we krwi, samotność, brak bliskiej osoby, odrzucenie przez blondyna.
Sama nie potrafiła tego wyjaśnić.
Zrezygnowana opadła na podłogę, a mokre ślady zataczały koła na jej lekko zaczerwienionych policzkach.
Schowała twarz pomiędzy nogami i jak najgłośniej w tamtej chwili mogła, załkała.
-Cinderella..- po kuchni rozniósł się cichy szept bruneta.
-Odejdź.- wyszeptała, gdy stanął w wejściu.
-Co się dzieje?- podrapał się po głowie.
-Jakbyś nie wiedział, przespałam się z najlepszym kumplem mojego chłopaka!- krzyknęła podnosząc załzawione oczy na Katalończyka.
-Cind, byliśmy pijani.- powiedział tak cicho, że Niemka z ledwością go usłyszała.
-I tak mam mu to wytłumaczyć!- wrzasnęła, Bartra nie mógł na nią patrzeć.
Nie znosił jak ktoś cierpiał, a zwłaszcza ona.
Podobała mu się odkąd zobaczył ją w domu przyjaciela, nigdy nie była mu obojętna i gdyby powiedziała choć słowo, rzuciłby swoją dziewczynę i był z nią.
Przyciągała go niczym magnez, ciągle o niej myślał.
Wiedział że jest dla niego nieosiągalna, że naprawdę kocha Dortmundzką "11".
Lecz chyba nie mógł tego pojąc, chciał żeby była tylko jego, żeby rano po przebudzeniu widział jej uśmiech, wieczorami to z nią oglądał gwiazdy, żeby na meczach siedziała w jego bluzce i kibicowała mu, a niżeli Amber.
      Podbiegł do niej i kucając obok przytulił.
-Jestem dziwką.- wyszeptała, a jego bluzka stawała się coraz bardziej wilgotna.
-Nie mów tak, nawet przez chwilę tak nie pomyślałem.- wzmocnił uścisk, chowając ją w swoich silnych ramionach.
-Ale ja się tak czuje, jak zwykła szmata, która po kilku drinkach puściła się z byle kim.- ostatnie dwa słowa najbardziej go zabolały, nie spodziewał się że tak go postrzega i to co pomiędzy nimi zaistniało.
-Cichutko, uspokój się, jesteś roztrzęsiona.- pogładził delikatnie jej włosy.
Pomimo wszystko czuł że musi jej pomóc przez to przejść, musi jej pokazać że nie jest w tym bagnie całkiem sama.
-A jaka mam być?- spojrzała mu w oczy zdziwiona.
-Masz rację, gadam bzdury, ale nie możesz tylko siebie obwiniać, ja też tam byłem i w gruncie rzeczy bardziej zawiniłem niż ty.- westchnął ciężko, odsuwając ją na odległość swoich rąk.
-Jak to?- zerknęła na jego twarz, która w tym momencie była bardziej poważna niż kiedykolwiek.
-Gdy widziałam że przesadzasz z drinkami nie powstrzymałem cię, gdy mnie pocałowałaś nie odepchnąłem cię, jak Alves z Neymarem mówili mi że możesz położyć się u góry w jednym z pokoi i tam spać do rana, ja zamiast cię tam zaprowadzić wziąłem taksówkę, po czym wróciliśmy tutaj.. dalej już chyba sama wiesz jak było.-mruknął pod nosem, usadawiając dziewczynę na blacie naprzeciwko siebie.
-Mam rozumieć że ty byłeś świadomy!- ryknęła na niego rozprawiając przy tym rękoma.
-Tak, znaczy nie do końca, bo odpychałem cię na początku, niestety potem uległam.- pokręcił głową, nerwowo przeczesując włosy.
-Ah.. uległeś! Dlaczego? Przecież wiesz że jestem z Marco.- chwyciła się za głowę, ale była opanowana, chciała dowiedzieć się co spowodowało że podjął taką decyzję.
-Wiem że ostatnimi czasy kompletnie cie olewa, nie dzwoni, nie pisze, cisza. A ja?! Ja cie kocham i to było silniejsze ode mnie!- podniósł ton głosu wychodząc z pomieszczenia.
~*~
Żwawo maszerowała kierując się do domu swojego ojca, nie miała co ze sobą zrobić.
Nie potrafiła udawać że nic się nie stało, a tym bardziej przesiadywać w domu Marca.
Wiedziała że Louis nie będzie miał warunków żeby przyjąć ją do siebie, ale mogła być pewna jednego, a mianowicie że co by się nie stało do późnej godziny może zostać u niego.
Jeszcze lekko podchmielona wczorajszymi trunkami, nacisnęła guzik domofonu.
-Tak, słucham?- usłyszała poważny ton głosu pani domu.
-Dzień dobry, to ja Cind. Czy jest może mój tata?- zapytała, a żona trenera od razu otworzyła jej drzwi z szerokim uśmiechem na ustach.
-Byliśmy pewni że nas odwiedzisz.- jej ciepły głos spowodował, że blondynka miała wielką ochotę zostać z nimi na zawsze.
Za każdym razem jak tu się pojawiła, starsza kobieta była dla niej bardzo uprzejma, a na dodatek wciąż się uśmiechała.
-Naprawdę?- ściągnęła buty, idąc w stronę kuchni za brunetką.
-Naprawdę kochanie, po imprezach u Gerarda często odwiedzali nas różni piłkarze z bólami głowy którym zawsze zapobiegałam najlepszą zupą na świecie.- odparła, mieszając w garnku rosół. Dopiero teraz Niemka zobaczyła fartuszek przewiązany na jej spódnicy i bluzkę lekko mokrą, pewnie od warzyw które myła.
-Nic mi o tym nie było wiadomo, ale skoro tak często przychodzili to ja też skorzystam i skosztuje dzisiaj  trochę.- potarła obie ręce o siebie z szerokim uśmiechem.
-Pewnie, ale będziesz musiała coś zostawić, bo u góry mamy jeszcze jednego gościa, właśnie rozmawia z Enerique.- wyszeptała tak jakby ktoś miał je zaraz nakryć.
-A jak się nazywa ten gość?- niebieskooka uniosła jedną brew do góry, wykrzywiając buzie w lekkim grymasie.
-Neymar, chyba go znasz?- powiedziała nalewając do talerzy obiad.
-Znam, znam.- zdążyła tylko odrzec, gdyż w pomieszczeniu pojawili się obydwaj w znakomitych nastrojach.
-Ooo.. kto nas dziś odwiedził.- starszy pan podszedł do córki i mocno ją przytulił.
Tego zawsze było jej brak w Dortmundzie, nie może uwagi, pieniędzy, a właśnie ramienia własnego taty w którym będzie się mogła schować przed całym złem tego świata.
-Hey, też mi miło ciebie widzieć, ale dusisz.- wysyczała w pewnym momencie, co Barcelońska "11" stojąca obok przyjęła bardzo głośnym śmiechem.
-Bo ją trener zadusi i wtedy ani Marco ani Marc już nie będą mieli kogo całować!- wycedził, a ona poczuła jak pali się ze wstydu.
Jakim prawem on to powiedział? Jak śmiał wtrącać się w jej prywatne sprawy?!
-Słucham.- mężczyzna odsunął od siebie dziewczynę nabierając dużo powietrza do płuc.
-Nic, Ney sobie tak po prostu głupio żartuje, prawda?- skłamała mierząc Brazylijczyka zabijającym spojrzeniem.
-Prawda,taki żarcik.- uśmiechnął się kpiąco w stronę dziewczyny.
-Koniec tej dyskusji! Jemy!- Anabel rozłożyła jedzenie pomiędzy nimi na stole.
-Czy ktoś tu mówił o jedzeniu?- do pomieszczenia jak burza wtargnął Iglesias podśpiewując jakąś Hiszpańską Balladę.
-Tak synu, dalej bo ci wystygnie.- zaśmiała się brunetka, kręcąc niedowierzająco głową.
~*~
Po około dwóch godzinach rozmów w jadalni, wszyscy przenieśli się na kanapę w salonie, żeby zobaczyć co się dzieje na świecie.
Oczywiście każdego najbardziej ciekawiła część sportowa wiadomości, na którą wytrwale czekali.
No może wszystkich poza nią, jako jedyna od dłuższego czasu milczała, obserwując co dzieje się w pokoju.
Nie miała ochoty na rodzinne pogawędki, chciała zostać sama, zostać i krzyczeć jak bardzo nienawidzi życia.
Pewnie wszyscy już mają o niej takie same zdanie jak Junior.
-Cicho zaczyna się.- rozległ się głos pana domu, a ona od niechcenia przeniosła wzrok na telewizor.
Na początek kilka meczy i bardzo ciekawe momenty z nich, potem kawałek wywiadu z Alexisem Sanchezem o tym czy, jak to ujął reporter: "Nie tęskni pan za swoim dawnym klubem?"
Następnie kilka nowych nowinek o paru piłkarzach i ich miłościach, gdzie Cinderelle którą przed chwilą nie interesował cały świat żywych, wbiło w fotel.
Na zdjęciu z wczorajszego bankietu w którym uczestniczył jej chłopak, pojawiła się ona..
Smukła blondynka, o nie byle jakiej urodzie, w ślicznej białej koronkowej sukience, niby wszystko byłoby dobrze, gdyby Niemka nie dostrzegła w niej swojej siostry, ubranej w jej kreacje na właśnie tamtą okazję.
Obok niej stał on.. jak zawsze elegancki w garniturze, pod krawatem, z niedbale ułożoną grzywką.
To był cios poniżej pasa, nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, co ja mówię ona nie mogła się poruszyć.
Oczy domowników skierowały się na nią, a da-Silva jak najszybciej się tylko dało przełączył kanały.
W jednej chwili całe jej życie runęło w gruzach, cała nadzieja, że nie dzwoni, bo popsuł mu się telefon, bo ma za dużo pracy, prysły niczym bańka mydlana.
Gdyby wiedziała jak, pewnie nawet teraz by go wytłumaczyła, niestety wszystkie głupie wyjaśnienia uciekły jej z głowy.
Oddał jej rzeczy, Camili.
Zabrał jej ostatnie nadzieje że kocha ją i tęskni.
-Zabije gnojka!- wrzask Louisa rozniósł się echem, a każdy patrzył na nią z żalem.
Wtedy puściły jej nerwy, nie patrząc na nikogo wybiegła z domu.
Nie patrząc na nic była coraz szybsza.
Chciała jak najszybciej znaleźć się u 'celu'.
Wpadła do willi piłkarza niczym huragan szukając go po pokojach.
Do tej pory myślała ze to jej wina, że przez swoją głupotę straciła Marco.
Jednak teraz to się nie liczyło, przejrzała na oczy.
Wleciała do jego sypialni, siedział tam na łóżku przeglądając jakieś strony w laptopie.
Automatycznie odwróciła się w ich kierunku.
Zdjęcia z wczoraj, czyli nie tylko ona je wiedziała, to nie jest koszmar, to okrutna prawda.
Chłopak widząc ją podbiegł do niej i mocno objął, całując w czubek głowy.
-Obwiniałam siebie, a to ON zawinił! Pierwszy przestał dzwonić, pisać!- biła go po klatce piersiowej, wrzeszcząc.
-Cichutko.- ujął jej twarz w swoje dłonie delikatnie całując w usta.
-Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. 
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze...- wyszeptał zmysłowo do jej ucha, składając ich ręce razem.



Od autorki: No i macie! 21 rozdział.
Szczerze przed nami już mniej niż więcej rozdziałów, ale ze spokojem.
Będą jeszcze emocje.
Jak myślicie czy Reus zdradził również Cind?
Czy będzie o nią walczył?
Czy ta ulegnie?
A może będzie kompletnie inaczej?
22 w okolicach soboty :*
Do następnego. Papa..


poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 20 "Czy ty jeszcze mnie kochasz?"

~*~

"Miała ochotę na dziki taniec w deszczu, na włosy przyklejone do twarzy, na wolność, tę w najpełniejszym i najbardziej niebezpiecznym wymiarze.."

~*~
Zapinał mankiety przy garniturze oglądając się w lustrze.
Nie pamiętał już nawet kiedy ostatnio słyszał głos Cinderelli w słuchawce.
Brakowało mu jej i to bardzo, ale nie miał nawet czasu na krótką rozmowę z nią.
Wciąż treningi, mecze, wyjścia z chłopakami.
Po prostu to wszystko już go przerastało.
Gdyby była teraz w domu nie szedłby sam na bankiet, nie pozwoliłaby mu żeby pojawił się tam bez osoby towarzyszącej, ludzie od razu by gadali.
Poprawił sobie kołnierzyk przy koszuli, gdy za nim pojawiła się szczupła sylwetka.
-Camila co tu robisz? Nawet nie słyszałem jak weszłaś.- uśmiechnął się blado do siostry swojej dziewczyny.
Miał być dla niej miły, więc i taki jest.
Ciężko mu było się przyzwyczaić że. Na pobudkę zamiast swojego aniołka całującego go w policzek, robiła to ona głośno lecącą muzyką.
Lecz z czasem chyba się już do tego przyzwyczaił.
-Gotowy?- zapytała go, spoglądając na lusterko przed nimi.
-Jeszcze krawat, jak sobie z nim poradzę.- piłkarz podrapał  się po głowie zakłopotany.
-Mogę ci pomóc, akurat to umiem.- na jej twarzy pojawił się szeroki zaciesz.
Blondyn jakby chwilowo cofając się w przeszłość, przypomniał sobie jak dwa dni temu chciała zrobić mu kolację, która po piętnastu minutach wylądowała spalona w koszu.
-Dobra, masz ostatnią szansę.- zaśmiał się, wracając do rzeczywistości.
Stali w ciszy, a ta zawiązywała mu na szyi z precyzją tkaninę.
-Jaki elegancki.- zachichotała spuszczając głowę w dół.
-Uważam to za komplement. Co będziesz robić jak mnie nie będzie?- odparł zawstydzony, zmieniając temat.
-Pewnie obejrzę jakiś film i pójdę spać. Standard.- westchnęła ciężko siadając na łóżku.
Reus automatycznie zrobił to co ona.
-Jeżeli to nie na miejscu, to zwróć mi uwagę, ale może poszłabyś ze mną na te imprezę?- powiedział bawiąc się palcami.
-Myślę że moja starsza siostrunia nie miałaby nic przeciwko.- cmoknęła ustami zadowolona.
-Niestety nie mam sukienki, na taką uroczystość.- skrzywiła się.
Piłkarz podniósł się do pionu i przechadzał w te i z powrotem wzdłuż szafy.
Nie wiedział co na to poradzić, aż w końcu go olśniło.
-Założysz to..- przerzucił kilka wieszaków, wyciągając białą sukienkę.
-Ale to jest Cind?- zmieszała się.
-Kupiła ją specjalnie na te okazje, a skoro jej nie ma i tak jej nie włoży.-  zdawało by się że już nic do niej nie czuje i traktuje ją jak to ubranie, oddaje pierwszej lepszej osobie.
Ale tak nie jest, mu brakuje jej ciepła, jej obecności, jej dotyku, jej czułych słów, jej namiętnych pocałunków i szczerych rozmów.
Dlatego też próbuje przez okres w którym jej nie ma, zapełnić sobie pustkę, jaką zostawiła, wyjeżdżając do Barcelony.
-Skoro tak mówisz.- chwyciła materiał idąc z nim do łazienki.
Leżała na niej bardzo dobrze, wręcz idealnie.


~W tym samym czasie..~
~Barcelona..~

-Która to ta książka?- Marc szturchnął za ramię blondynkę.
-Co-o?- oderwała się od telefonu, patrząc co trzyma w rękach.
-Pytam się czy to ta czy może ta?- pokazał jej książkę z twardą i miękką okładką.
-Ta niebieska.- znów wlepiła wzrok w telefon, mrucząc pod nosem dwa słowa.
Chłopak powoli dostawał szału w tym sklepie.
-Halo?! Czy ty kontaktujesz w ogóle!?- wrzasnął na nią poddenerwowany.
-No tak, mówię ci że bierzemy te i wychodzimy!- również podniosła ton swojego głosu.
Wszyscy na nich patrzyli, zaciekawieni rozmową.
-Nie o to mi chodzi, to numer do Marco prawda?- uniósł jedną brew do góry, krzyżując ręce na piersiach.
Nie odpowiedziała pokiwała jedynie twierdząco głową.
-To zadzwoń do niego, a nie patrzysz na te cyferki.- już chciał za nią nacisnąć zieloną słuchawkę, ale szybko zareagowała odchylając rękę w drugą stronę.
-Nie, nie będę się narzucać.- jej oczy momentalnie się zaszkliły, brunet nie mógł na to patrzeć, nie zwracając uwagi na wszystkich dookoła wziął ją w ramiona.
-Dziękuje że jesteś.- wyszeptała żałośnie.
*Nie masz za co dziękować, zawsze będę przy Tobie* przeleciało mu przez myśl, ale odgonił od siebie te słowa i na szczęście nie ujrzały one światła dziennego.
-Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość, jako miś do pocieszenia.- mrugnął do niej okiem i obejmując w talii jej drobne ciało, poszli do kasy.
  -To wszystko?- ekspedientka szeroko się uśmiechnęła do dziewczyny.
-Tak.- odwzajemniła gest, odbierając firmową siatkę.
-Ma pani bardzo troskliwego chłopaka.- wypaliła kobieta za ladą, a blondynkę zamurowało.
-Dziękuje.- ledwo przeszły jej te słowa przez gardło. Musiała skłamać, nie miała ochoty tłumaczyć obcym kim jest dla niej Bartra.
Bo tak prawdę mówiąc, sama nie wiedziała jak traktuje chłopaka.
Był dla niej bliski, ale nie tak jak Dortmundzka "11", raczej jak brat.
-Do widzenia.- odparli jeszcze oboje opuszczając sklep.
Hiszpan wciąż nie spuszczał wzroku z Niemki.
Obserwował ją bacznie, pewnie zaciekawiony czemu tak, a nie inaczej odpowiedziała.
Otworzył jej drzwi do białego Audi uśmiechając się szeroko.
-Oj..Marc Marc..- pokiwała z dezaprobatą głową.
-No co, skoro jesteś moją dziewczyną muszę być kulturalny.- ukazał jeszcze lepiej szereg śnieżnobiałych ząbków.
-Hahaha.. dobra w takim razie jutro robisz nam porządne śniadanie.- zaśmiała się głośno, na co on zareagował tak samo.
Przebiegł przed maską samochodu i już po chwili siedział na miejscu kierowcy.
-Brakuje ci go?- wycedził włączając silnik od swojego samochodu.
-Tak i to coraz częściej odkąd się nie odzywa, całej tej rąbniętej rodziny mi brakuje, mieli tyle w sobie pozytywnej energii.- przypomniała sobie chwile w Niemczech, w której poznała Marco i złamała przez niego nogę.
Niby tak dużo czasu minęło od tego zdarzenia, a ona nadal pamięta i chyba nawet nie ma ochoty zapomnieć.
-A my jej w sobie nie mamy.- zabrał głos brunet, udając minę zbitego psa.
-Macie, macie, ale to chodzi o to że ich znam dłużej i bardziej zdążyłam się do nich przyzwyczaić.- ciężko westchnęła, łapiąc go za kolano.
-Rozumiem.- dał jej przelotnego buziaka w policzek.
   Po trzydziestu  minutach byli na miejscu. Drzwi były otwarte, a z domu dobiegała głośna muzyka.
Powoli weszli do środka, a to co zobaczyli przeraziło Cinderelle.
-To są wszyscy?- zmierzyła wzrokiem piłkarza patrząc na masę ludzi rozprzestrzenionych po całej posiadłości.
-A i owszem, pamiętaj że sama chciałaś tu przyjechać.- pogroził jej palcem.
-Okey, okey..- podniosła ręce do góry w geście obrony i zaczęła szukać wzrokiem Isabel i Antonelli z którymi najbardziej się za kumplowała.
Piłkarz natomiast ruszył w kierunku swoich przyjaciół.
-Iza..!- zawyła idąc do kuchni, gdzie swoje królestwo znalazł Leo.
-A ty co?- podparła się pod boki, patrząc spod byka na piłkarza.
-Nic, jestem barmanem, chcesz drinka?- poruszał zabawnie brwiami co ją bardzo rozśmieszyło.
-Z chęcią, ale poproszę mało ilość alkoholu do niego.- uśmiechnęła się perliście.
-Niby czemu? Jeszcze mi to mów to ci celowo dam prawie samą wódkę.- ostrzegł ją rozbawiony,
-Dobra, uznajmy że nic nie mówiłam.- objęła go ramieniem, zabierając szklankę jaką właśnie skończył przygotowywać.
-Pewnie.- skradł jej buziaka z policzka, a w drzwiach stanęła Anto.
-Kochanie nie rozpędzasz się, ona jest od ciebie młodsza.- założyła ręce na piersi brunetka, udając oburzoną całą zaistniałą sytuacją.
-Przepraszam skarbie, przecież to był tylko taki przyjacielski całus. Prawda?- spojrzał na blondynkę przy blacie.
-No pewnie, nie gniewaj się na niego.- również podeszła do swojej przyjaciółki.
-Żartowałam, jakie z was głuptasy, ale jeszcze raz takie coś a będę zazdrosna.- skwitowała, zerkając na męża.
-Oczywiście słońce.- pocałował ją namiętnie, uciekając z pomieszczenia.
-Hah..- pokręciła głową niedowierzająco dziewczyna, witając z koleżanką.
~*~ 
Nie zdążyły minąć trzy godziny, a wszyscy byli już mocno wstawieni.
Pique tańczył na stole śpiewając piosenki Shakiry. Dogrywał mu na gitarze melodie Neymar, choć kiepsko mu to szło.
Dani biegał z Messim po pokoju wskakując sobie na barana.
Jordi tańczył z miotłą, Suraez z mopem, a cała reszta tańczyła ze sobą na środku parkietu.
W śród nich byli oni, Niemka i Bartra wywijali na parkiecie, a procenty w nich robiły swoje.
W pewnym momencie kobieta odchyliła się na chwilę od niego i napisała kilka znaczących słów do swojego chłopaka:
"Czy ty mnie jeszcze kochasz?" 
Następnie chowając telefon z powrotem do kieszeni, oddała się lecącej piosence.
Gerard nagle zaczął ją również śpiewać, a Brazylijczyk musiał tak grać żeby nie zagłuszyć radia.
-Dziewczyno nie bądź taka po prostu daj buziaka i tylko ze mną zostań, zrobimy coś tam, coś tam.- zaśpiewała razem z nim, schylając się nieco niżej z Marciem, aż w końcu ich usta złączyły się w jedną całość.


Od autora: przepraszam za opóźnienie, ale mam 40 stopni gorączki, padam, więc myślę że nie ma aż tylu błędów, i będzie dużo komentarzy pomimo wszystko.
Następny teraz będzie wcześniej bo ja przez chorobe mam 3 tygodnie ferii :***

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 19 "Trzy metry nad niebem"

~*~


"Zawsze trzeba działać, źle czy dobrze okaże się później.
Żałuję się wyłącznie bezczynności,
niezdecydowania, wahania.
Czynów i decyzji, choć przynoszą smutek i żal, 
nie żałuję się."

*Tydzień później*

-Marc, ani mi się wasz!- pisnęłam widząc jak stoi nade mną cały mokry od wody z szatańskim uśmieszkiem.
-Przecież ja chcę cię tylko przytulić.- rozłożył ręce kładąc się obok mnie i mocno mnie nimi obejmując.
-Puszczaj..! Jesteś zimny.- wzdrygnęłam się próbując wyrwać z jego uścisku.
-Wiem.-  wyszczerzył się turlając ze mną po rozgrzanym pisaku.
-Bartra do cholery!- zmierzyłam go błagalnym spojrzeniem.
Miałam ochotę przyjść na plażę, ale żeby odpocząć i przeczytać książkę, a nie wygłupiać z tym durniem.
-No co?- obrócił nas tak że teraz to ja leżałam na nim.
-Jajco!- fuknęłam, podnosząc się do pionu. Szybkim krokiem wróciłam na swój ręcznik, zatapiając oczy w lekturze.
-Jaka obrażalska, wody się boisz? Bo na syrenę mi nie wyglądasz.- prychnął nie opanowanym śmiechem, za co rzuciłam w niego powieścią.
-Ah.. tak.- złapał ją w locie i pobiegł do morza.
-Kretynie, oddawaj to!- niczym błyskawica podniosłam się i zaczęłam go gonić.
-Pożegnaj się z tym czymś.- spojrzał na mnie po czym znów na przedmiot w dłoniach.
-Albo..
-Albo..- powtórzyłam za nim z nadzieją że się rozmyśli.
-Dosięgniesz jest twoja.- uniósł dłoń do góry, a ja tylko skarciłam go wzrokiem.
Skakałam nad nim jak głupia, próbując dosięgnąć swoje opowiadanie, niestety na marne, gdyż po chwili i tak wylądowało one daleko ode mnie w niemal przezroczystej słonej wodzie.
-Ugh..!- wrzasnęłam płynąc w kierunku w którym Barcelońska "15" rzuciła moim "skarbem od Boga".
~A miałam nie pływać~ przewinęła mi się poranna myśl przez głowę.
    Po jakiś 15 minutach znów znalazłam się na brzegu wraz ze zmoczonym stosem kartek w teraz już miękkiej okładce.
-Nie żyjesz!- wycedziłam przez zęby, patrząc na opalającego się Hiszpana.
-Niby czemu, trochę się ochłodziłaś.- mrugnął do mnie okiem, dumny z siebie.
-Trochę.- walnęłam do niczego nie nadającą się już książkę na torbę z jaką tu przyszłam, bijąc piłkarza pięściami po klatce piersiowej.
-Odkupisz to co zniszczyłeś?- zapytałam opanowując się. 
Lecz widząc jak ciągle się śmieje, założyłam na nogi sandałki na rzemyczku, do ręki w ekspresowym tempie wzięłam torebkę zwijając do niej swoje ubrania i wszystko co miałam.
-Adios frajeros!- sarknęłam w jego kierunku, odwracając się na pięcie.
Musiałam stamtąd pójść, nikt jeszcze nigdy mnie tak nie irytował jak on ostatnimi czasy.
Wiem że chciał mnie pocieszyć i spowodować żebym choć na krótką chwilę się uśmiechnęła, jednak mnie to strasznie irytowało.
Mam swoje problemy i nie może mi się dziwić że nie mam nastroju do żartów, taka już jestem.
Maszerowałam przed siebie, a w głowie miałam mętlik.
Przez te siedem dni dużo zmieniło się w moim życiu, a nawet rzekłabym bardzo dużo.
Reus i Camila wcale nie dają znaku życia od jakiegoś tygodnia, z Agatą i Kubą też rozmawiałam tylko raz od przylotu tutaj, a o reszcie to już nie wspomnę.
Nie wiem czy się nie mnie obrazili czy co, ale to cholernie mnie boli. 
Pewnie gdyby nie tata z którym w końcu złapałam kontakt już byłabym w samolocie do Dortmundu.
Gdyż o dziwo po dwóch dniach odezwał się do mnie i zabrał do kina, następnego dnia na spacer, a jeszcze następnego na trening po którym pojechaliśmy do jego jak i MOJEJ rodziny.
Tak dziwnie to dla mnie brzmi -rodzina.
Nigdy nie kojarzyłam jej z tak dobrymi chwilami, z reguły były to dla mnie krzyki, awantury, bicie i płacz.
A tutaj to się zmieniło matka Iglesjasa, czyli jednym słowem moja macocha, traktuje mnie jak swoją rodzoną córkę.
Robi dla mnie przepyszne ciasta, ogląda filmy, przegląda gazety, rozmawia na przeróżne tematy, a co najważniejsze wspiera.
To ona jako jedyna zna całą sytuacje z pierwszego mojego dnia w Barcelonie, tylko jej powiedziałam całą prawdę, tylko przed nią potrafiłam się otworzyć.
Może dlatego że przypominała mi matkę? 
Nie mam pojęcia, ale widzę w niej coś co zawsze znajdowało się w oczach mojej mamy.
Chyba nawet nie umiem ubrać tego w słowa, obydwie są, były i będą dla mnie najwspanialszymi kobietami na świecie.
A co do Marca, nie mogę go zrozumieć.
Odkąd wyjechała Amber bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
Jest dla mnie miły i opiekuńczy, pomimo tego co pokazał niedawno.
Dzięki niemu lepiej poznałam całą Dumę Katalonii i mam z nimi wspólne tematy do rozmów.
-Zaczekaj..- poczułam delikatny ścisk mojej ręki.
-Czego?- odwróciłam się, a przed moimi oczami pokazała się smutna twarz bruneta.
-Nie chciałam i odkupię ci tą książkę tylko mi wybacz. Nie uśmiechasz się za często i chciałem to zmienić.- ujął moją twarz w swoje dłonie, a ja nie patrząc co ma zamiar dalej zrobić, wtuliłam się w jego tors.
-Wybaczam.- wysiliłam się na sztuczny uśmiech, co piłkarza bardzo ucieszyło.
-Wracamy do domu?- uniosłam głowę spoglądając w jego tęczówki.
-Pewnie, o niczym innym nie marzę.- objął mnie w tali i zadowoleni z obrotu spraw wróciliśmy do willi chłopaka.
-Idę pod prysznic.- usłyszałam jego krzyk z góry gdy nalewałam sobie soku.
-Tylko się nie utop.- wypaliłam cichutko.
-Słyszałem.
-Miałeś.- krzyknęłam do niego szczerząc się jak głupia.
Jego plan raczej nie poszedł na marne, bo w końcu się śmiałam i cieszyłam z życia, lecz raczej mu tego nie powiem..
~*~
Około 18 skończyliśmy oglądać razem film. 
Nudziło nam się niemiłosiernie, brakowało nam kompletnie chęci na wszystko co proponowała druga strona.
Powoli zaczynało nas to denerwować, gdy ocknęłam się co mówił wczoraj Gerard.
-Ej Pique nie robi dziś tej imprezy na którą zapraszał całą blaugrane?- podrapałam się po głowie chcąc przypomnieć sobie dzień tygodnia o którym mówił.
-Wtorek jest dzisiaj?- niebieskooki zaczął myśleć, a ja pobiegłam do kuchni.
-Który dzisiaj?- zerknęłam na niego wracając z małym kalendarzem.
-29 Lipca.- westchnął ciężko.
-No to mamy dziś wtorek, Geri mówił że dzisiaj o 20 mamy wszyscy u niego być.- odparłam poważnie, na co piłkarz wstał i wyszedł.
-A ty gdzie?
-No nie wiem jak ty, ale ja muszę się uszykować.- zakomunikował znikając za kolejną ścianą.
Oczywiście poszłam w jego ślady i po pięciu minutach stałam przed wielką szafą nie wiedząc co na siebie, szkoda że nie jestem w bajce o kopciuszku gołębie by mnie ubrały, zaśmiałam się w duchu wyciągając to:

Szybko się ubrałam i delikatnie pomalowałam, schodząc na dół.
-Ulala..- zagwizdał Marc na co zadowolona dwa razy się obróciłam w okół własnej osi.
-I jak?- przymrużyłam oczy, co chłopak przyjął szerokim jak stąd do Warszawy uśmiechem.
-Ślicznie, ale mamy jeszcze sporo czasu, więc możemy jechać po te twoją książkę co ci zepsułem, tylko jak ona się nazywała?
-Trzy metry nad niebem..

UWAGA UWAGA! 
Ważne ogłoszenie! 
Następny rozdział za trzy dni czyli w okolicach czwartku, a w nim IMPREZA na której wszystko stanie się jasne.
I DUŻO RZECZY WYJDZIE NA JAW.
Niestety nie miałam dziś głowy żeby napisać więcej więc mam nadzieję że mi wybaczycie. 
Choroba robi ze mną swoję a na dodatek muszę chodzić do szkoły żeby nie mieć zaległości.

ZAPRASZAM NA ..
http://nienawiscmilosc.blogspot.com/?m=1
Piękny blog o Mario.. *.*
Na którym jest tylko na razie Prolog :)

Buziaczki do następnego 



wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 18 "Zdarzają się chwilę kiedy bywam jak pamiętnik."

~*~

"Kocham Cię..                               
Każdy dzień jest jak sen, kiedy tylko jest przy Tobie.
Teraz wiem, czego chcę.
Nie opisze tego w słowie.
Czuję lęk..
Przecież wiesz, że nie chcę 
Cie ranić.
Nie potrafię tego znieść
kiedy jesteśmy sami.. <3"

~*~
Całą noc nie mogłam spać, wciąż miałam przed oczami tę aferę na plaży.
Nie miałam pojęcia kim jest ta osoba która chciała mnie zabić, ale wiem jedno musiała być kimś ważnym w życiu moich piłkarzy.
Kręciłam się z boku na bok, a jej wyzwiska odbijały się w mojej podświadomości niczym złudne echo.
Każde jej słowo pamiętam bardzo dobrze, każdy ruch wykonany w moim kierunku i te furię w jej tęczówkach.
Nie panowała nad sobą..
Gdyby nie Leo mogłoby już mnie tu nie być..
Zdenerwowana całą tą sytuacją sięgnęłam po laptopa z szafki nocnej.
Powoli zaczynał się uruchamiać, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
-Proszę..- przełknęłam głośno ślinę.
Zaczynałam powoli wariować.
Przecież ona nie weszła by do tak dobrze strzeżonego domu?
Więc dlaczego obawiałam się jej do tego stopnia nawet w tak bezpiecznym miejscu?!
Chyba o to jej chodziło żebym się bała.
Moje przemyślenia przerwały uchylające się drzwi.
-Wiedziałem że nie śpisz.- do pokoju wszedł Bartra z kubkiem gorącej herbaty.
-Skąd?- zdziwiłam się odkładając komputer na bok.
-Intuicja.- mrugnął do mnie okiem, siadając na skraju łóżka.
-Nie gryzę.- zaśmiałam się cicho widząc jego lekkie skrępowanie.
-Wiem.- wyszczerzył się podając mi napój.
-Dziękuje.- podciągnęłam nogi pod brodę, odbierając parzącą szklankę.
-Tylko się nie oblej gapo.- podrapał się po karku rozsiadając naprzeciw mnie.
-O to się nie musisz martwić.- odparłam zamaczając usta w parującym naparze.
Chłopak lustrował moją twarz z taką dokładnością że na moje policzki powoli wkradały się różowe rumieńce.
Kącik jego ust delikatnie unosił się co chwilę do góry, nie rozumiałam co wywoływało u niego tak dobry nastrój, ale mogłam się domyślić że moja twarz przybrała już kolory dojrzałej piwonii.
-Nie gap się tak.- mruknęłam odwracając twarz w drugą stronę.
-Czemu?- chwycił mój podbródek przysuwając się na niebezpieczną odległość.
-Bo tego nie lubię Lamusie.- ryknęłam głośnym śmiechem.
-Lamusie?!- wstał kierując się w stronę wyjścia.
-Jaki obrażalski.- szczerzyłam się w jego kierunku.
-Dobranoc buraczku.- zbył mnie wychodząc z pomieszczenia.
-Pff...- bąknęłam oburzona opierając głowę o zimną ścianę.
Bardzo dobrze że jakoś zaradziłam naszej odległości, nie chciałam między nami krępującej sytuacji, a mieszkając w jednym domu zdarzały by się one później dość często.
Chwyciłam Notebook z biurka, drżącymi rękoma.
Powoli wstukałam hasło i zaczęłam przeglądać facebook'a.
Nie byłam na nim już dobry miesiąc, więc miałam dużo do nadrobienia.
Powoli zjeżdżałam w dół po zaproszeniach do grona znajomych..
Gdy ujrzałam znane mi dość dobrze nazwisko Caroline Bosch.
Weszłam w galerię jej zdjęć nie mogąc skojarzyć skąd ją znam.
Niestety nic nie przyszło mi do głowy.
Pooglądałam jeszcze chwilkę stronę główną, a oczy same mi się zamykały.
Ciekawa która godzina spojrzałam na prawy dolny róg monitora.
03:24- rzuciłam się na poduszki, zatrzaskując przedmiot i wsuwając go pod łóżko.
Nawet nie wiem w jaki sposób znalazłam się w krainie Morfeusza.
~*~
Obudziły mnie promyki słońca, wdzierające się do pokoju przez żaluzję.
Jęknęłam zła na samą siebie że wieczorem porządnie ich nie zasłoniłam.
Powoli podniosłam się z łóżka przeciągając niczym rasowa kotka.
Spojrzałam na siebie w lustrze z cichą nadzieją że dość szybko uporam się z poranną toaletą. 
Lecz w moim przypadku to chyba nie możliwe. 
Wyglądałam jak siedem nieszczęść, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Stanęłam przed ogromną szafą szukając ubrań na dzisiejszy dzień.
W planach nie miałam jakiś specjalnych wyjść czy czegoś w tym kierunku, więc postawiłam na klasyk mojej garderoby:

Zadowolona z końcowego efektu, chwyciłam telefon z umywalki robiąc sobie selfie, które po chwili znalazło się na Instagramie z podpisem:
#Happy #smile #Barcelona #<3
Nie musiałam długo czekać żeby dostać kilka komentarzy z Dortmundu typu:
'Tęsknimy śliczna'
'Wracaj do nas, bez ciebie to nie to samo'
'Moja kochana siostrzyczka'
'Baw się dobrze, i szybko wracaj do nas<3'
Pokiwałam niedowierzająco głową i nie odpisując im udałam się na dół.
Powoli schodząc schodami usłyszałam stukanie szpilek Amber.
-A ty jeszcze w domu?- zdziwiłam się bo mówiła że dziś ma dużo pracy i nie będzie jej do późna.
-Tak, muszę spakować kilka potrzebnych rzeczy.- zobaczyłam małą walizkę przy jej nodze, wytrzeszczając  szeroko oczy.
-Po co?- uniosłam brew do góry zakładając ręce na piersi.
-Okazało się że muszę wyjechać na cztery dni w delegacje i jesteś skazana przez ten cały czas na Bartre.- zrobiła smutną minę, ale mnie jakoś mało to ruszyło.
-Dam radę, powodzenia.- przytuliłam ją całując w policzek.
Nie wiem dlaczego, cieszyłam się z jej wyjazdu.
Nie żebym znowu nie lubiła brązowookiej, przecież dopiero co złapałam z nią dobry kontakt, ale mało przekonywała mnie ta jej Delegacja.
Weszłam do kuchni od razu sięgając do lodówki po pitny jogurt.
Usiadłam na blacie i opierając się o szafki obserwowałam Amb czekającą na Taksówkę.
Po jakiś pięciu minutach zamiast niej zjawiło się jakiś czarny samochód do którego bez większych oporów wsiadła.
Nie powiem z lekka mnie to zdziwiło, ale nie chcąc wtrącać się w jej życie poleciałam do góry po swój komunikator z całym światem i wyszłam do parku.
Niedaleko niego kupiłam kubek świeżych malin i ruszyłam na wolną ławkę nie daleko fontanny.
Założyłam na nos okulary słoneczne i wyciągnęłam z obszernej torebki laptopa.
Chciałam porozmawiać choć chwilę z Reusem.
Więc na wszelki wypadek kupiłam małą mapę miasta, telefon naładowałam przed samym wyjściem i zapisałam sobie na małej karteczce adres mieszkania Marca.
Nie miałam zamiaru znów spotkać tej dziewczyny.
Na samo jej wspomnienie robiło mi się słabo.
Uruchomiłam Skyp'a spoglądając czy jest aktywny, tak jak się spodziewałam był i po krótkiej chwili sam do mnie zadzwonił.
-Hey misia.- już czułam że ma bardzo dobry humor, którym miałam nadzieję że szybko mnie zarazi, gdyż pomimo uśmiechu na twarzy wciąż miałam w głowię dziewczynę która chciała mnie zabić.
-No Hey.- włączyłam swoją kamerkę.
-Co jest?- piłkarz patrzył na mnie, a jego mina momentalnie zrzedła.
-Nic..- wymamrotałam cicho chcąc uniknąć tematu.
-Jak to nic, przecież widzę że coś jest nie tak. Po co ci te okulary słoneczne jak ze mną rozmawiasz?- wybuchnął śmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Bo jestem o tu.- podniosłam peceta pokazując mu obszar dookoła mnie.
-Aha..- walnął się w czoło co przyjęłam cichym chichotem, żeby nie usłyszał.
-I co z tatą odzywał się od wczoraj?- zapytał zatroskany.
-Nic, nie pytał o mnie od tamtego momentu, chyba że Bartra mi nie powiedział.- odparłam,  moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Może jeszcze się zapyta nie oceniaj go pochopnie.- wydusił z siebie na jednym tchu.
-Wiesz co sama już nie wiem. Ostatnimi czasy zdarzają się chwilę kiedy bywam jak pamiętnik. Wszyscy wrzucają do mnie wszystkie swoje uczucia, a ja mam z nimi walczyć.- wrzuciła do ust kolejny owoc.
-Powinnaś odpocząć i nie martwić się o innych. Jak twój ojciec się nie odezwie to będzie jego strata, pamiętaj że masz mnie i się nie przejmuj.- posłał mi całusa.
-Wiesz jakbym się chciała do ciebie przytulić i już nigdy nie puścić.- rozmarzyłam się przytulając swoimi rękoma.
-Już nie długo się zobaczymy, a na razie musisz się trzymać..
Nasza rozmowa mogłaby się nie kończyć, ale Robert zabrał mi blondyna na maraton w Fifę i nie miałam innego wyjścia jak spakować swoje rzeczy i wrócić do posiadłości Barcelońskiej "15".
Idąc w stronę jego domu zobaczyłam po drugiej stronie chodnika znajomy mi ubiór, a właściwie bluzę zawieszoną na głowie i wypadające z niej blond włosy.
Szybko przebiegłam ulicę i podbiegłam do tej osoby.
Ściągnęłam z jej głowy kaptur i spojrzałam prosto w oczy.
-Co ty robisz?!- wrzasnęła na mnie oburzona kobieta.
Zrobiło mi się strasznie głupio.
Byłam pewna że to ta sama osoba co na plaży.
Bluza była identyczna i jakby tak samo leżała na tej dziewczynie jak na tamtej.
-Przepraszam chyba panią z kimś pomyliłam.- przygryzłam wargę, odwracając się na pięcie.
Zrobiłam kilka kroków po czym odwróciłam w za siebie.
Blondynki już nie było, a ja zostałam sama na ulicy..

      "Dostałam gorzką czekoladę od życia z napisem "Oby zawsze było ci tak słodko" 




wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 17 "Z" "I" "A" "R" "O" inaczej upadły Anioł"

~*~

"Nie chcę się dowiedzieć, tak się boje bólu.
Piję kłamstwo jak alkohol, tak się boję bólu.
Światło prosto w oczy trochę mocno bije,
Nie chce widzieć, ani słyszeć..
Prawda mnie zabije.. <3 " 

~Narracja trzecioosobowa~
Krążyła po uliczkach Barcelony zapłakana.
Miała dosyć, zawsze musi się coś wydarzyć co zepsuje jej idealny dzień.
Zgubiła się..
Rozmawiając z Marco spacerowała po parku, wychodząc z jego drugiej strony straciła z oczu stadion jak i uliczkę którą tu dotarła.
Przeszła jeszcze kilka przecznic, stojąc na przeciwko wielkiej mapy miasta.
Miejsce w którym się znajdowała było dobre 10 km od Camp Nou.
Nie miała pojęcia jak tego dokonała.
W przeciągu połowy godziny znalazła się tak daleko od centrum.
Spojrzała na zegarek, Bartra za chwilę powinien skończyć trening.
W błyskawicznym tempie wyjęła z kieszeni telefon dotykając jego ekranu.
Nie odblokował się..
Drugi raz wykonała te samą czynność, niestety bez większego efektu.
-Szmelc!- wymamrotała rozgoryczona.
Ostatni raz rzuciła okiem na plan Hiszpańskiego miasta, idąc przed siebie.
Miała dosyć, pierwszy dzień w nowym miejscu i już ma ochotę wracać!
Najchętniej pewnie od razu spakowałaby się i wróciła do Niemiec.
Na całe jej szczęście nie wiedziała gdzie się znajduje! <błagam wyczujcie ten sarkazm>
Nogi coraz bardziej ją bolały, pomimo tego że była tancerką nienawidziła spacerów, a dziwnie by chyba ludzie na nią patrzyli gdyby nagle zaczęła tańczyć na środku ulicy.
Powoli dochodziła do wniosku że na marne tu przyjechała.
Jej ojciec nawet nie ucieszył się gdy ją zobaczył.
Nigdy nie widział swojej córki, a jak już miał okazję ją bliżej poznać, wolał mieć trening z Dumą Katalonii.
Przecież mógł go przełożyć, chłopacy na pewno by go zrozumieli. 
Jednam nie zrobił tego.
Nawet nie ma pojęcia czy kiedykolwiek  on będzie miał czas, żeby nadrobić tyle straconych lat. 
Oczy blondynki całe się zaszkliły, była bezradna.
Nie miała ochoty na nic, a ten marszobieg jaki sobie zapewniła pod sam stadion mógłby się dla niej nigdy nie kończyć.
Usiadła na ławce przed nim i czekała aż ktoś wyjdzie...
Mijały kolejne minuty, a dookoła nie było widać nikogo z drużyny.
Westchnęła ciężko przyglądając się nastolatkom krążącym wkoło budynku.
Chyba też czekali na swoich idoli.
Wściekła że ani jeden z nich nie potrafi wystawić z niego nosa, weszła do środka za pomocą przepustki jaką dostała z rana od Marca.
Waliła o drewniane drzwi od szatni piłkarzy cała czerwona ze złości.
-Jak nie otworzycie to sama wejdę!- fuknęła, zasłaniając ręką oczy i wchodząc do pomieszczenia.
Do jej uszu nie doszły żadne dźwięki..
Zdziwiona spuściła dłoń..
W środku nie było nikogo.
Spojrzała na zegar wiszący nad drzwiami jak i rozkład treningów.
-No ja pierdole!- usiadła na ławce chowając twarz w dłoniach.
To był ich ostatni dziś trening i skończył się już dobrą godzinę temu.
Z jej oczu poleciały słone łzy.
Nie znała adresu posiadłości Barcelońskiej "15" więc mało prawdopodobne było to że dojdzie tam z pamięci, ale musiała chociaż spróbować.
Przetarła twarz wstając i pokierowała się do wyjścia...
~*~

~Narracja pierwszoosobowa~

Robiło się ciemno, a ja zamiast znajdować się w łóżku, siedziałam na plaży?!
Nie znam tu praktycznie nikogo i na dodatek się zgubiłam.
Na szukaniu domu bruneta spędziłam 8 godzin! 
A każda następna uliczka przypominała mi następną.
Tak gratulujcie mi orientacji w terenie która sięga..heh.. ona nigdzie nie sięga! 
Bo ja jej nie mam! 
Upiłam większy łyk mineralnej wody, którą zdołałam kupić za pieniądze jakie zawsze kryję pod obudową Iphon'a.
Chyba miał zastąpić mi  alkohol, bo pijana, sama, dziewczyna to łatwy "cel".
Piasek robił się coraz bardziej zimny, wciąż kombinowałam co zrobić żeby nie zaliczyć spania na plaży.
Lecz nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Moje powieki robiły się coraz bardziej ciężkie.
Miałam ochotę krzyczeć, jak najgłośniej tylko potrafię.
Iść do lasu i się wyżyć.
Ah..tak.. tylko najpierw powinnam mieć świadomość gdzie takowy się znajduję!
Gdybym miała tu Reus'a na pewno bym nie zabłądziła, albo przynajmniej miała towarzystwo!
Ciekawe co teraz robi? Czy Camila dzwoniła? Co u Agaty i u Kuby? Czy Oliwka już śpi? A Lewy z Mario nawalają w fifę?
NIC NIE WIEM!?
Założyłam ręce na piersi patrząc na morze.
Za dnia było takie błękitne, a w nocy stawało się ciemne jak atrament.
Z baru niedaleko wydobywała się głośna muzyka.
Wsłuchiwałam się w jej tekst i coraz bardziej mi się podobała..
"Jestem nieobliczalny na pozór prosty dzieciak
mój rap jest niewybaczalny, wiem że cię strach obleciał
i suko zrób to lepiej, pokaż że kochasz muzykę 
słyszałem twoje nagrania, celowo mijasz się z bitem?
nic mi nie wmówisz, serio lepiej zamknij pizdę 
było już paru takich co straszyli krucyfiksem
bo moje wersy wszelkie prawa łamią 
to dalej  "Z" "I" "A" "R" "O" inaczej upadły anioł (suko).
Zasłuchana nawet nie zauważyłam kiedy jakaś kobieta z kapturem na głowię zaczęła zbliżać się w moim kierunku.
Serce podeszło mi do gardła, zakręciłam butelkę odkładając ją na bok i przełknęłam gule w gardle.
Czarne myśli krążyły po mojej głowie.
-Ty szmato!- syknęła w moim kierunku stając nade mną.
-Coś ty powiedziała!- krzyknęłam popychając ją do tyłu, co było chyba złym ruchem w tamtej chwili.
-Głucha jesteś może ci przeliterować!- wrzasnęła ciągnąc mnie za moje długie blond włosy.
-Nie musisz, ale jak chcesz mogę zaraz policzyć ci ząbki!- kopnęłam ją w udo, przez co mnie puściła.
-Zabije cię rozumiesz! Zabierasz nam Marco i jeszcze teraz wzięłaś się za Marca!?- dopadła do mnie uderzając w brzuch.
Zatoczyłam się do tyłu prawie wpadając na kamień.
-Spieprzaj nigdy w życiu nikomu nikogo nie zabrałam!- wystawiłam ręce do góry w geście obrony.
-Myślisz że błyszczysz? Nawet nie świecisz!- obrażała mnie stawiając kroki do przodu.
-Jak cie walne to za dwa tygodnie z deszczem spadniesz! Głucha byłaś ja chyba coś mówiłam.- przesuwałam się w stronę wody żeby być jak najdalej od niej.
-Jak masz problem to rozwiąż go sama, ja to pierdole, swoje życie mam w dupie, a co dopiero twoje!- dodałam po chwili, a ta rzuciła się na mnie lądując w wodzie na mnie.
-To twój koniec!- próbowała mnie utopić.
-J..e..s..- ciągle byłam podtapiana nie mogąc powiedzieć ani jednego słowa.
-Puść ją!- usłyszałam po chwili i plusk wody..
Przez moją głowę przewinęły się wszystkie chwile mojego życie.. potem już nic tylko ciemność.
~*~
Obudziłam się w jadącym samochodzie, okryta kocem.
Powoli docierało do mnie co się stało.
Chciałam zobaczyć twarz kierowcy zaczynając się ruszać, żeby zwrócił na mnie uwagę.
Nie minęła chwila, a twarz Messiego skierowała się na mnie.
Był blady i ledwo co wysilił się na sztuczny znikły uśmiech.
-Jak się czujesz?- spytał patrząc na drogę.
-Gorzej już chyba nie mogłam.- wycedziłam ledwo słyszalnie przez zęby.
-Może do szpitala?
-Nie, proszę. Wszystko byle nie szpital.- Leo widząc moją reakcje przestał drążyć temat.
Cały czas patrzyłam za okno.
-Dziękuje, gdyby nie ty, ona była..- nie pozwolił mi dokończyć delikatnie dotykając mojego kolana.
Kciukiem zataczał na nich kółka próbując mnie uspokoić.
-Nie ma za co, ważne że ci nic nie jest.- przegryzłam wargę, szeroko się  po tym uśmiechając.
-I tak dzięki. Gdzie jedziemy?- szybko zmieniłam kurs rozmowy.
-Do Marca chyba że nie chcesz?- zmrużył oczy.
-Pewnie że chce, od jakiś 10 godzin chciałam tam dotrzeć.- walnęłam go w ramie na co prychnął nieopanowanym śmiechem.
-Jak to się stało że akurat tam byłeś?- palnęłam.
-Szukaliśmy cie, odkąd Bartra zadzwonił i powiedział że nie ma cie w domu ani na Camp Nou.- wzruszył ramionami.
-A czego chciała ta dziewczyna?- zapytał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jakaś dziwna o nic zaczęła się mnie czepiać i bić, potem wpadłyśmy do morza i to tyle co pamiętam.- skłamałam unikając zbędnej rozmowy.
Nikt nie może się dowiedzieć czego ona chciała.
-Wyjdziesz czy mam cię zanieść.- poruszył zabawnie brwiami otwierając mi drzwi.
-Wiesz co raczej dam sobie radę.- wyszczerzyłam się wstając z siedzenia.
Idąc w stronę domu piłkarza miałam mieszane uczucia.
Nie byłam w stanie nacisnąć klamki i znaleźć się w środku.
-Służę pomocą.- puściła do mnie oczko "10" Katalońska wpychając mnie wręcz do domu.
-Jesteśmy!- wydarł się jeszcze trzaskając drzwiami, a w progu salonu zobaczyłam Marca.
Był strasznie smutny i zmartwiony dało się to odczuć.
-Cind.- podbiegł do mnie i mocno przytulił.
Tego było mi w tamtej chwili trzeba.
Bezpieczeństwa.. które mógł dać mi w tym wypadku tylko on...


"Popełniam wiele błędów, wiem.
Ale dzięki nim nauczyłam się że życie nie jest takie proste i trzeba nauczyć się walczyć z każdą przeciwnością losu.
Być silnym, nie poddawać się.
Tylko wstać i walczyć o to by było nam jak najlepiej.
Walczyć o swoje szczęście."


Od autorki:
Hejoo..:)
Rozdział jest według mnie nawet nawet..
Nowy około hm..Poniedziałku/wtorku. 
Może wcześniej ale jak już wcześniej to w piątek/sobotę.
Liczę na dużo komentarzy bo wejść jest.. WOW 
450 pod ostatnim rozdziałem *.*
Komentarze motywują więc dlatego tak bardzo je chce.
Mają być szczere :D 
Tylko o to mi chodzi..;*
Do następnego Baju.. :>