niedziela, 31 sierpnia 2014

Zostałam nominowana do Liebster Blog Award, bardzo  dziękuje wszystkim, którzy czytają mojego bloga to dla mnie bardzo miłe :) Totalnie się nie spodziewałam tej nominacji ale i tak bardzo dziękuje Magdzik VeB za nominację :)
Troszkę o Liebster Blog Award:


  • Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera za ''dobrze wykonywaną robotę''.:*
 Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje im możliwość ich rozpowszechnienia.
  • Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. 


  • Następnie ty nominujesz jedenaście osób, informujesz ich o tym, oaz zadajesz im jedenaście pytań.  
  • Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.

    Pytania od Magdzik VeB:

    1. Twój znak zodiaku?- 
    Koziorożec <3

    2. Ulubiony rodzaj książek?-
    Fantazy, Biografie(piłkarzy, piosenkarzy) <3 Romantyczne, Dramaty. ;*

    3.Najlepsza piosenka tego lata?-
    Bob One feat.Pokahontaz- Przestań.

    4.Masz hobby? Jakie?-
    Fotografia, taniec, piłka <3

    5.Ulubiony piłkarz + dlaczego?-
    Neymar da-Silva Santos Junior <3
    I proszę nie mówić że jak każda interesuje mnie jego klata, słodkie dziecko i to że jest uwielbiany.
    Mam pojęcie o piłce i wiem o nim jak i jego rodzinie bardzo dużo.
    Czekam na jego każdą bramkę i przeżywam razem z nim :)

    6.Czy wierzysz w Polską Reprezentację Piłki Nożnej ?- 
    Przestałam wierzyć już dawno;**

    7.Kawa vs Herbata ?-
    Kawa mrożona =D 

    8.Ulubiony rodzaj filmów? -
    Dramat, Horrory :) 

    9.Czy wierzysz w życie po życiu? -
    Dziwne, ale tak, nie mogę nie żyć! 
    Gdzie tam..:*
    Ja muszę się bezczelnie odzywać, kłócić, tęsknić, kochać, przytulać, nosić za duże bluzki :D Muszę <3

    10.Najstraszniejszy koszmar jaki miałaś/eś?-
    Taka blondyna mnie prześladowała w Hiszpanii i wybiła połowę ludzi :/ Ale to raz..:)

    11.Jaki owoc lubisz najbardziej? -
    Malina..:***<3

    Dziękuje za nominacje :))
    Nominuje:
    1.http://milosc-jest-jak-kosmos-bezkonca.blogspot.com/ - Marco Reus
    2.dark-neymar-ff.blogspot.com
    3.http://serce-nie-slugaa.blogspot.com/?m=1
    4.http://nowa-znajomosc.blogspot.com/?m=1#_=_
    5.ganador-eterna.blogspot.com
    6.http://sama-jestem-narkotykiem.blogspot.com/ 
    7.http://na-dnie-serca-pozostanie-zawsze-slad.blogspot.com/ - Mario Goetze
    8.kopciuszek-na-boisku.blogspot.com
    9.http://dzis-czekajac-na-cud.blogspot.com/
    10.http://momento-incomum.blogspot.com/?m=1#_=_
    11.anaandney.blogspot.com

    Pytania dla nominowanych:
    1. Dlaczego zaczęłaś pisać?
    2.Jakie blogi czytasz z wielką chęcią?
    3.Ulubione kolory?
    4.Ulubiona drużyna w piłce nożnej?
    5.Ulubione filmy?
    6.Co sądzisz o reprezentacji Brazylii? 
    7.Najładniejsze imię?
    8.Najlepsza książka jaką czytałaś?
    9.Masz zwierzaka? 
    10.Jesteś szczera/y?
    11.Ukochana piosenka, z którą nie możesz się rozstać?

    sobota, 30 sierpnia 2014

    Rozdział 6 "Wzrok..!"

    ~*~
     Słońce delikatnie muskało moją twarz, chłodny wiatr czule otulał moje ciało, a spokojny śpiew ptaków, wdzierający się przez uszy do samego środka mej duszy działał niczym balsam na piekące, sercowe rany.
    Nie mogłam uwierzyć w to co znów dzieje się w moim życiu.
    Otworzyłam oczy i zobaczyłam wokół siebie wspaniały, tętniący życiem ogród.
    Robię totalną głupotę?
    Ależ gdzieżby znowu..
    Po prostu jak taki typowy rozdziw o 6 rano wraz ze wschodzącym słońcem, zamiast spać, siedzę na ławce w ogródku Reusa.
    Wszystko dookoła jest mi takie obce, chociaż w zasadzie jestem tam gdzie przedtem.
    Dortmund.. miejsce z którego już nigdy nie mam zamiaru się ruszać.
    Chyba że..?!
    Nie, to nie możliwe. Głupie dziecięce marzenie, odnaleźć ojca i zostać z
    nim w Hiszpanii. Państwie w którym pewnie jeszcze smacznie śpi albo piję mocną czarną kawę.
    Tak, macie racje często o nim myślę, gdzie jest, co właśnie teraz robi, nawet jak się nazywa.
    Jednak szczenięcego marzenia nie spełnię.
    Może kiedyś go nawet przypadkiem spotkam, choć to niemożliwe
    Miniemy się jak nie znajomi, ja go nie pamiętam, a on mnie nie pozna po tylu latach.
    -O czym tak myślisz?- usiadł koło mnie brunet, wyrywając z transu.
    -O tym że nie pije już z wami, za żadne skarby!- zmierzyłam go wzrokiem z uśmiechem na ustach.
    Nie mogłam mu nic powiedzieć, nie byłam wylewna uczuciowo aż tak jak się wszystkim wydaje.
    Znam go od wczoraj!?
    Choć wydaje mi się jakbyśmy znali się od dziecka.
    Wczorajszy alkohol nie dawał mi jakiś znaków, ale cholera nie pamiętam nic co się działo.
    Kompletna pustka!
    Nigdy jeszcze tak nie miałam.
    -No wiesz, jak raz na jakiś czas przyjeżdżam do Marco musimy się trochę upić.- podrapał się po karku.
    -Okey, lecz na następny raz beze mnie- westchnęłam ciężko.
    Po ciele przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
    Zimno, czemu dziś nie może być ciepło?
    Zawsze mi na przekór, przez całe życie!
    -Czemu tak wcześnie wstałaś?- spytał obejmując mnie ramieniem, w które po chwili się wtuliłam.
    -Jakby to ująć, przez alkohol nie mogłam spać.
    -Za dużo promili?- prychnął śmiechem, za co dostał w żebra.
    -Jesteś takim typowym debilem, wiesz o tym?- spojrzałam na niego.
    -No pewnie że wiem to, każdy mi to mówi. A najlepsze w tym to, że każda na to leci- wyszeptał mi do ucha.
    -Sorry, ale nie ja. Po drugie chyba masz narzeczoną?!- zmierzyłam go wzrokiem wstając na równe nogi.
    Dziwne, ale jak cholera działała na mnie jego obecność.
    Gdy słyszę jego głos mimowolnie się uśmiecham!
    To chyba idzie leczyć?
    Zerkałam na niego, a ten dłuższą chwile milczał przyglądając się mojej osobie.
    Znów widzę w jego oczach te rozpacz i strach nie wiadomo przed czym.
    To cholernie mnie boli, nie mogę widzieć u kogoś takich rzeczy.
    Od razu się załamuje.
    -Pewnie że pamiętam, kocham te kotkę psotkę- tysiąc sztyletów wybitych w moim kierunku i jego ciche westchnienie.
    Czy to ja jestem chora psychicznie, czy on ma jakiś problem ze samym sobą?!..
    Ale to chyba ja, bo rani mnie każde zdanie o Amber, każde nawet malutkie nawiązanie do jej osoby, a zwłaszcza z jego strony.
       Gdyby to było wszystko, jednak moja genialna osoba musiała coś nawywijać i stracić równowagę przez chorą nogę.
    -Słyszałem że lubisz upadać, ale żeby aż tak.- uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki.
    -Marco już nie żyjesz- wymamrotałam pod nosem wściekła że mu powiedział.
    To moja wina że wtedy jakiś osioł dał mi coś do szklanki ? I zaliczałam upadek za upadkiem!
    -Zabijesz swojego chłopaka?- chwycił mnie w pasie żebym znów nie miała ochoty się przewracać.
    Poczułam w ten czas ukucia w okolicy podbrzusza.
    Motylki? Nie, ja się nie zakochuje, nie potrafię.
    Nigdy nie kochałam nikogo, i jak mam być szczera nie mam na razie na to czasu, ani chęci.
    -Co-o-o..?- myślałam że się przesłyszałam.
    -Nie? A to przepraszam tak mi się wydawało, wczoraj jak graliśmy w butelkę ten wasz pocałunek był bardzo namiętny.- moja twarz właśnie zaczęła płonąć krwistą czerwienią.
    -Ja całowałam się z tym farbowanym blondaskiem?- nie panowałam nad tym co mówię.
    Uwielbiałam mojego nowego kumpla, ale nie żeby miziać się z nim, i to przy kimś!
    -Yhm.. nie pamiętasz?- miał mnie w garści.
    -I pocałunku z Amber czy też zemną również nie?- teraz to czułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
    Bartra się ze mną całował?
    Nawet ten czerwonowłosy klaun! (Czyt. Amber.)
    -Pff..- wypuściłam powietrze, a moje oczy nie wiedziały gdzie mają się patrzeć, żeby uniknąć wzroku piłkarza.
    ~*~
    -Może mi powiecie że tylko ja byłem trzeźwy?!- brunet przy śniadaniu patrzył na nas, nie dowierzając.
    Marco słysząc że się ze mną miział w dodatku z języczkiem to prawie zadławił się grzanką.
    -Już dobrze.- poklepałam go po plecach, przegryzając policzek od środka żeby nie wybuchnąć śmiechem.
    -Skoro wszystko widziałeś to czemu nas nie powstrzymałeś!- wrzasnęła na Hiszpana dziewczyna siedząca na przeciwko mnie.
    -Tak jakoś.
    -A kto to zaczął?- spytała, lecz ja już znałam odpowiedź, z lekka nią poirytowana.
    -Ja.- na te słowa Reus wyszczerzył swoje gały nie dowierzając.
    No właśnie.. najpierw szanowny pan Bartra nas upił, a na koniec wyciągnął butelkę. 
    Normalnie zabić, pokroić na małe kawałki i spuścić do kanału! 
    Całował się ze mną z premedytacją i patrzył jak to samo robię z jego ukochaną i moim przyjacielem.
    To chore..! 
    -Może jeszcze coś ciekawego robiłam?- niepotrzebnie zaczęłam się dopytywać.
    -Tańczyłaś z Marco na stole, śpiewałaś, a z twojego ciała bitą śmietanę jadła..
    -Nie mów że ja!- krzyknęła Amb.
    -Ale jak to właśnie ty, to co mam powiedzieć!- wszyscy obwiniali Marca i siebie nawzajem, a ja najzwyczajniej w świecie jadłam tosta z dżemem truskawkowym.
    -Mm.. dobre- powiedziałam z pełnymi ustami, a blondyn jako jedyny wyszczerzył się i zwrócił na mnie uwagę.
    -Ta kłótnia może trochę potrwać- wziął mnie ma ręce i z jedzeniem zaniósł na górę.
    -Pajac- powiedziałam gdy kładł mnie na łóżko.
    -Z tym gipsem za dwa lata byśmy tu byli- zaczął zabawnie poruszać brwiami.
    -Przestań moje oczy!- zasłoniłam je żeby nie patrzeć jak piłkarz ściąga koszulkę i zakłada jakąś inną.
    Oczywiście miałam przy tym niezły ubaw, bo męskie klaty mnie raczej kręcą, ale pożartować sobie z niego uwielbiam.
         ~*~
    Pięknie.. bluzka Marco, park, masa ludzi, słońce i odkryte bandaże na które się każdy lampi, plus  złamana noga.
    Nie ma co! A mówiłam zostanę w domu, to NIE!
    Wszyscy bawią się świetnie, tylko ja siedzę w koncie naburmuszona.
    -Rozchmurz się- szturchał mnie co po chwila "niemiecki piłkarz".
    Skąd wiem? To proste, sam mi się musiał przyznać, gdy spytałam skąd zna Bartre.
    Prawda, nie powinien mnie kłamać, ale wiem co to znaczy.
    Może nie tyle że wiem, lecz mogę zrozumieć.
    Bał się że od tej pory nie będzie liczył się on, tylko suma w jego portfelu.
    Miałam dość tego miejsca, park i ten cały ich sielankowy klimat w knajpie obok tych drzew i całej bujnej roślinności, w postaci Bratków.
    Taa.. gwarantowane piękne widoki i zajebiste różne kolory jednego gatunku kwiatów.
    Miałam serdeczną ochotę komuś dać przez łeb, każdy lustrował mnie tym swoim "wyższym" spojrzeniem i robił głupawe miny.
    Czego się z jednej strony dziwić, wyglądałam jak siedem nieszczęść.
    Trampek któremu już dawno przydałoby się pranie, krótkie spodenki od wczoraj no i piękna za duża bluzka Marco przykrywająca mi dolną część garderoby, że wyglądało jakbym była tylko w niej !
    To nie koniec.. niedbale spleciony kok u góry głowy z którego niesforne kosmyki wystawały mi i obtulały zarys mojej twarzy, oraz idealnie nie podkreślone oczy.
    Oby tak dalej!
    Na moje szczęście cała reszta stolika wyglądała perfekcyjnie, Marc w białej bluzce i dżinsowej koszuli, Marco w niebieskiej koszuli, a Amber.
    Ugh.. działa mi od samego rana na nerwy, na dodatek wygląda perfekcyjnie.
    Każdy nawet najmniejszy włos jest wpleciony do kłosa z tyłu głowy, buty na koturnie koloru niebieskiego jak i sukienka o tym samym kolorze, oczy podkreślone maskarą..
    I mamy zwyciężczynie konkursu na Najładniejszą w restauracji, jak i na Paszczura roku!
    Na ogół uwierzcie wyglądam sto razy lepiej, ale jak ktoś siłą prosto z łózka gdy wstałam wpychał mnie do samochodu, i nie mam tam żadnych swoich ciuchów.
    To czego mi się dziwić?
    Niczego, jedynie współczuć.
        Przede mną stały róże zasłaniając mi Bartre, co mi nie odpowiadało.
    Jak mam odezwać się do niego, jak ta badziewna ozdoba na stoliku przysłania mi obraz.
    Gdy kelnerka przyszła dać nam jedzenie z wielką kulturą dałam jej ten wazon w łapę i kazałam zabrać kilometry ode mnie.
    Grzebałam w talerzu niezadowolona, gdy zostałam szturchnięta przez kogoś.
    Rozejrzałam się, wszyscy jedli.
    Znów oberwałam, gdy odwracając się ujrzałam można powiedzieć w moim wieku chłopaka.
    -Hey skarbie. Nie, nie poderwiesz dziś mnie. Nie zaczarujesz, nie pocałujesz chyba że w twym pięknym śnie!- nie dałam mu nic powiedzieć i w bezczelny sposób spławiłam faceta, bebłając dalej w jedzeniu.
    -Czemu jesteś taka nie miła?- spytał Reus mrugając zabawnie oczami.
    -Bo zaciągnąłeś mnie tu siłą i każdy patrzy na moje bandaże, nogę.
    To krępujące.- powiedziałam spokojnie powstrzymując łzy.
    -Przepraszam ja nie chciałem sprawić ci przykrości.- mówiliśmy szeptem, żeby nikt nic nie słyszał, tylko my.
    Widziałam że jest mu głupio, ale to bardzo dobrze.
    Nie mógł mnie posłuchać i zostawić w domu, nawet w aucie! Byle nie tu.
    Po moim policzku poleciała słona łza, a oczy stawały się coraz bardziej zaszklone, ograniczając mi widoczność.
    Tego się bałam, że przez te gęby zwrócone na mnie się rozpłacze, nie myliłam się.
    Chciałam uciec stamtąd jak najprędzej nie psując nikomu humoru.
    Mogłam nawet wybiec już, nie patrząc na nikogo, przed siebie biec, nie zwracając uwagi na ludzi.
    Chłopak kciukiem starł krople spływającą po moim policzku i po cichu ulatniając się objął mnie w tali.
    Nie potrzebowałam kuli, moją podporą, w ogóle i w szczególe, był teraz on.
    Doszliśmy do auta i usiedliśmy z tyłu na siedzeniach, czekając aż swój posiłek skończy para.
    Wtuliłam się w ciało piłkarza nie zważając na konsekwencje.
    Cała jego koszula stała się mokra od moich łez.
    To był mój koniec, dosięgnęłam dna.
    Przecież tego chciałam, żeby ludzie patrzyli na mnie i widzieli żal i ból jakiego nigdy dotąd nie widzieli, ten dziki strach w oczach, lęk przed samą sobą.
    Lecz może nie tak bardzo tego pragnęłam, potrzebowałam odrobiny czułości i zrozumienia.
    Nie chciałam tego, a wyszło, jak wyszło.
    -Cii.. nie płacz to nie ma sensu.- wzmocnił nasz uścisk mój przyjaciel, właśnie to czego potrzebowałam, ta moja czułość i zrozumienie.
    Ten najważniejszy, najszczerszy na świecie przyjaciel.
    -Masz racje moje życie nie ma sensu.- złapałam głęboki oddech, patrząc w jego oczy.
    Tak, za te iskierki można zamordować.
    -Nie mów tak, nie o to mi chodziło, przestań płakać- dał mi chusteczkę. Hi idziemy na spacer, nie chcę słyszeć ale.. wyglądasz prze uroczo.- wyszeptał mi do ucha, po czym podniósł i pomógł mi wyjść z pojazdu.
    Szłam wtulona w jego tors, czując się najbezpieczniej na świecie.
    Myślałam że śnie, Marco robił mi się coraz bliższy od wczoraj.
    Wiem to może brzmi śmiesznie, ale tak jest.
    Potrzebuje go, jego ciepłych ramion, działających w pewien sposób jak kaloryfer albo taki przenośny kominek, tego uśmiechu i może to dziwnie zabrzmi, ale też tych ust.
    Nie może w tym sensie co myślicie, lecz potrzebuje ich, tego by mówił do mnie, uspokajał gdy przyjdzie na to pora, pocieszał, wspierał.. długa lista.
            Spacerowaliśmy do późnego wieczora po parku, lasie i Bóg wie czym jeszcze.

    Reus nie przejmował się moim wyglądem i przez cały czas obejmując mnie dzielnie kroczył przez siebie.
    Wata cukrowa którą miałam dosłownie na całej buzi i jego śmiech, to mi wcale nie przeszkadzało.
    W tamtej chwili dawał mi szczęście jakiego nigdy dotąd nie odczuwałam.
    Wzrok ludzi nadal na mnie działał, ale już nie aż tak.
    Nawet to że przez całą drogę kuśtykałam sprawiało mi niezłą radochę.
    Gdy doszliśmy do domu była gdzieś 22.
    Marco ściągał mi buta, po czym zawiesiłam mu ręce na szyje w geście 'Zapieprzaj na górę, nogi mi odpadają'
    Oczywiście zaniósł mnie i delikatnie jak piórko położył mnie na łóżku.
    Jeszcze tydzień musiałam przeboleć spanie z blondaskiem, bo Marc i Amber zajmowali drugą sypialnie, a żadne z nas nie chciało spać na kanapie w salonie.
    -W czym ja mam spać nie mam piżamy, nawet ubrań, nic!- zmierzyłam wzrokiem chłopaka.
    -Jutro pójdziemy do twojego domu, zabierzesz wszystko i wrócimy tutaj.
    Nie pozwolę żeby ten matoł cię skrzywdził.- zaczął bawić się moimi włosami, kładąc obok.
    -Ty wiesz że ona nas nie wpuści, masz tego świadomość.
    A jak już to zrobi to mnie zamknie i nie wypuści do 80!- dobrze znałam ojca i to było nieuniknione.
    -Jesteśmy w dwóch, damy sobie radę- po tych słowach wtuliłam się w jego ciepłe ciało, a on zatopił w moich puszystych włosach.


    ~*~

    Nie zawsze lokujemy uczucia właściwie.
    Ulegamy iluzji.
    Ludzie pokazują się nam z lepszej strony,a nawet tej nieprawdziwej strony.
    Jakby zapominali,że nie da się nas pokochać za to,kim jesteśmy,skoro w tych konkretnych sytuacjach stajemy się kimś innym.
    Zdarza się,że mylimy miłość z chemią,pożądaniem i seksem.
    A nawet ze strachem przed samotnością.
    Dopiero później kiedy codzienność weryfikuje nasze związki,rozumiemy,że jest się zakochanym z powodu,ale kocha pomimo.
    Ona była podobna, musi spojrzeć prawdzie w oczy, zaufać intuicji jak i sercu.
    Jej oczy nie kłamią widać w nich prawdę, ale za mgłą.
    Trzeba ją odkryć, a potrafi to jedna, jedyna osoba.
    Nie wiadoma szansa, nie wiadome uczucie, da jej to czego potrzebuje?!
    Wiem jak żyje że robi często coś na przekór sobie, żyje na opak, na dwa tryby, po prostu na niby.








    ~*~
    Hey ;* No to teraz informacja.
    Ten rozdział rozpoczyna najlepszą część w tym blogu.
    Jeżeli tu będziecie przekonacie się o tym.
    Mam pomysł żeby zrobić nowy blog o Neymarze, ale nie wiem czy to wypali.
    Jeżeli byście czytali pisać w komentarzach, na jutro macie prolog wtedy :)
    Myślę że nie zawiodłam rozdział nie jest zły. 
    Może szału nie robi, ale skupić się nie mogłam.
    Od następnego będzie lepiej.
    Zapraszam jeszcze na bloga o pewnej dziewczynce i jej tacie Alexisie..
    Co tu dużo pisać ujął mnie od początku.
    http://nowa-znajomosc.blogspot.com/?m=1
    <3
    Buziaki.. :** Papa








    środa, 27 sierpnia 2014

    Rozdział 5 " Ona nigdy cię nie oszuka, nie zawiedzie!"


    Przeczytajcie informacje pod postem!
    ~*~


    ~*~
    Udawała silną kobietę, której nic i nikt nie może złamać. 
    Tak naprawdę miała Serce tak delikatne, jak z papieru, sztuczny uśmiech, a łzy, przy których inni myśleli, że są ze szczęścia naprawdę były z bólu. Nosiła długie rękawy, ręce miała całe w sznytach po cięciu. Wszyscy patrzyli na to, jak się zachowuje. Gdyby popatrzyli jej w oczy zobaczyliby smutek, jakiego nigdy dotąd nie widzieli. Strach, jakby gonił za nią bandyta z nożem i tą bezradność, która doszczętnie ją niszczyła.
    Nikt nie mógł jej pomóc? Bzdura, mógł to zrobić każdy, ale komu by się chciało, przecież to jej wina, jej chorej psychiki, nie ich!
    Myśleli że omijając jej problemy będą błyszczeć, a tak naprawdę nawet nie świecili.
    Niektórzy nie widzieli, ale NIEKTÓRZY, gdzie była reszta?!.
    Kto starał się ją zrozumieć, pokochać taką jaka jest?! Nikt..
    Każdy miał gdzieś jak wygląda, co dziś złego się stało, ważne było to że uśmiechała się przez łzy.
    Co ich obchodzi  że w 30 stopniach na plusie, nosiła długie bluzy i krótkie spodenki? Woleli mówić  jak badziewnie się ubrała, niż podejść i spytać co się stało że tak wygląda!
    W niespełna tygodniu zmienili się wszyscy, nawet najbliżsi.
    Paulina? Czy dobrze pamiętam.. wielka przyjaciółka która ją kochała, wyparła się że prowadziły razem zajęcia, gdy tylko przyszedł czas na turniej dla jednej z prowadzących (tej lepszej).
    Tancerki również nie były lepsze, poparły ją za pieniądze.
    Nawet grajek z ulicy który często gdy przechodziła śpiewał dla niej, przestał zwracać na nią uwagę.
    Nie zostawiła ją tylko jedna osoba, był przy niej gdy tego potrzebowała, rozśmieszał, nie pytał za dużo, szanował jej prywatność, wspierał gdy miała gorsze dni, chodził na spacery nawet w nocy, gdy naszła ją ochota.
    Marco, w tym momencie, jedyny, niepowtarzalny, przyjaciel.
    Przenośne ciepłe ramiona które zabierała gdzie tylko miała ochotę, uśmiech jak rozświetlające promienie słoneczne, urok osobisty jakiego nie miał nikt inny, człowiek z dystansem do siebie.
    Traktował ją jak swoją młodszą siostrę, którą trzeba chronić przed samą sobą, była całym jego światem, pomagał jej i nie oczekiwał nic w zamian.
    Czuła się potrzebna choć mu, choć jednej osobie na tym niesprawiedliwym świecie.
    Wszyscy nosimy w końcu obraz tego, jak powinno wyglądać nasze życie, namalowany pędzlem naszych pragnień i celów krajobraz. Tymczasem w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że ono nigdy nie wygląda tak, jak sobie wyobrażaliśmy.
    Nie jesteśmy tymi najlepszymi, nie mamy tysiąca róż o poranku i nie śpimy w wodnych łóżkach.
    Jesteśmy zwykłymi istotami, którym życie daje wybór "Albo walczysz o swoje, albo patrzysz jak twoim przestaje być!".
    Mamy proste ścieżki zazwyczaj dwie, dobrą i złą, z reguły wybieramy tą drugą. Przecież ostatni stają się pierwszymi! Nie w tym życiu.
    Na ulicy nastolatki walczą o przeżycie oddając swoje ciała, oddając często też swoją tzw. 'Nietykalność'.
    Chłopcy? Kradną, żeby mieć na chleb?
    A gwiazdy, grzeją się w swoich apartamentach. Gdzie tu sprawiedliwość? Czemu oni muszą mieć takie życie?! Czym zawinili, a może czemu zeszli na zła drogę, kto ich tam pchnął, no kto?
    Brali przykład, słuchali się naiwni starszych, z reguły tych gorszych, bo oni poświęcali im uwagę.
    Niby dlaczego ona miała się nie ciąć, w takim razie?!
    Jest przecież tą rozpieszczoną córeczką tatusia. Pff.. te pozory.
    Ktoś przeżył to piekło co ona? Kto był u niej w domu? Patrzył na ten syf w którym mieszkała.
    Który przeżył choć dzień z tą jej rodzinką?!
    Więc ja się pytam do cholery, jak ktoś może ją opisywać.
    Tnie się bo ma ochotę, może lubi sprawiać sobie ból, żeby nie czuć bólu jaki sprawia jej ta nietykalna rodzinka.
    Biznesmen? Alkoholik, bezwzględna szumowina, wielki tatuś.
    Zastąpić miał tego prawdziwego, dbać o nią!
    Robienie sobie ran to był dla niej odpoczynek przyjemność, rodzaj tabletki na uspokojenie.
    Patrząc w lustro w takich momentach czuła że jest kimś. W taki sposób stawiała życiu ultimatum.
    'Dasz mi odrobinę szczęścia, czy odrobinę godności żeby ze sobą skończyć!'
    Zawsze dawało wersję "A", po co była mu kolejna w brukowcu co skończyła ze sobą bo miała za dużo!
    Każdy dzień zabijał ją od środka bała się komuś powiedzieć co przechodzi, aż w końcu przesadził. Musiała to przerwać.
    ~*~
    Wyszła z pod prysznica i przetarła ciało ręcznikiem. 
    Wyglądała jak mokra kura! Ale co się dziwić, woda.
    Rzecz bez której nie pożyłby nikt za długo. 
    Dojeżdżając do ran powoli je osuszała sycząc z bólu.
    -Nie chcę..!- mówiła w myślach, słysząc głos 'Teraz, nie będzie bólu, będzie ulga!'.
    Nie mogła słuchać, wiedziała że po coś tu jest, pod tym względem była najsilniejsza. Postanowiła że opowie wszystko Marco, nawet jakby miał się już do niej nie odezwać.
    Włączyła telefon i napisała sms-a.
    -Za godzinę w parku, tam gdzie ostatnio;*
    -Pewnie dla ciebie zawsze kumpelo :* 
    Hm.. bawiła się swoim telefonem chwile w rękach z uśmiechem na twarzy. 
    Wiedziała że Reus jak zwykle nie będzie jej dłużny i coś planuje.
    Od tygodnia wciąż gdy wychodzili robiła mu żarty, niewinne psikusy z których potem mieli ubaw, ale ostatnio zrobiła najlepszy z nich wszystkich.
    Słysząc że jest samotny, przykleiła mu do kurtki numer jego telefonu i ZADZWOŃ.
    Kto by się nie skusił na takiego piłkarza.
    Pewnie tylko ona, z prostej przyczyny, nie wiedziała że jest piłkarzem.
    Były wakacje, miał przerwę, taki skromny urlop, trwający prawie 2 miesiące.
    Najlepsze w tym wszystkim było to że nic nie podejrzewający chłopak, chodził w tym pół dnia.
    Wiedziała że kroi się rewanż, ale miała oczy dookoła głowy.
    Po ogarnięciu armagedonu jaki panował na jej głowie, zrobiła lekki makijaż i zakładając dłuższy sweter

     z szafy oraz długie spodnie, zeszła na dół.
    -Gdzie się wybierasz już..- zaczęła liczyć na palcach. - z rana ósmy raz?- spytała Camila. 
    Wiedziała że robi to celowo więc udała że nic nie słyszy i poszła ubrać buty.
    -Zadałam ci pytanie?- podeszła bliżej z ostrą miną.
    -A ja jak nie zauważyłaś, nie odpowiem ci na nie!- syknęła jej w twarz.
    -Ach tak.. Tato!- chciała ją uziemić.
    -Nie!- pisnęła chwytając za klamkę.
    -Ups.. zamknięte- kręciła kluczami w rękach, wyrachowana siostrzyczka.
    -Oddawaj- wyrywała jej kluczę, potwornie bała się ojca rano, a zwłaszcza w duecie z tą żmiją.
    Ledwo, ledwo jednak udało jej się wyrwać kluczę i uciec zanim ojczym pojawił się w holu.
    Biegła przed siebie żeby być jak najdalej od tamtego miejsca.
    Zapłakana nie wiedziała co robi, była jakby w amoku.
    Wszystko czego w tej chwili chciała ograniczało się do zniknięcia z tego miasta, państwa, kontynentu, żeby nigdy już ich nie spotkać.
    Miała dość życia w ciągłym strachu, obracała się co po chwile czy nikt za nią nie idzie.
    Po tej męczącej ucieczce znalazła się na ławce w parku, z rozmazanym makijażem, czerwonymi oczami i cała roztrzęsiona.

    -Cinderella..- powiedział ktoś, a ta gwałtownie wstała robiąc dwa kroki w tył.
    -Co się stało?- chwycił ją za ręce które trzęsły się niemiłosiernie.
    Bez ani słowa wyjaśnień wtuliła się w jego ramiona, to jedyna rzecz jakiej w tej chwili potrzebowała.
    -Nie zostawiaj mnie- wyszeptała szlochając.
    -Nie mam zamiaru- schował twarz w jej puszystych blond lokach, o zapachu jej ulubionego brzoskwiniowego szamponu.
    -Ale co się stało- spytał odrywając się na chwilę od niej i patrząc w podkrążone od płaczu oczy.
    -Ja..ja.. nie powiedziałam ci wszystkiego, bo te ramy to.. to.., te zadrapania na ciele to nie od tańca.. ja..- tajała się nie mogąc powiedzieć za dużo.
    -Cicho już dobrze- gładził jej włosy, przyciągając ją do swojej klatki piersiowej.
    Nie minęła godzina jak opanowała się i znów świetnie bawiła.
    Reus malował kredkami uśmiech na jej twarzy, powodował że czuła się ważna.
    Lecz ona wyjawiła mu swój sekret, a on o swojej pierwszej miłości nie powiedział. (czyt.piłka)
    Zrozumiałaby przecież wszystko, lubiła grać, to była jej druga pasja, a on milczał.
    W tym momencie pod jej nogami wylądował przedmiot moich rozmyśleń.
    -Przepraszam że to panią udezylo- podszedł do niej mały chłopczyk.
    -To nic takiego, proszę- oddała mu ją i usiadła obok przyjaciela.
    -Może jeszcze nie dzisiejszej nocy, nie za tydzień, nie za trzy miesiące, ale kiedyś na pewno.
    Z czasem wszystko się uspokoi. Rany pokryją się delikatną blizną, której nie zdołam rozdrapać.
    Niekiedy dotknę jej tylko i przypomnę sobie.
    W głowie stanie mi obraz ojca bijącego mnie, a ja dumna powiem że bił jak ciota!
    Jakby było inaczej nie żyłabym, sama wykończyłabym siebie.- mówiąc to oparła głowę o jego ramię.
    -Skąd to ci się wzięło?- spytał zszokowany, gdyż jak mu wszystko powiedziała, stwierdziła że to koniec rozmów o tym.
    -Natchnęło mnie, musiałam powiedzieć to co czuję, inaczej byłoby gorzej- spojrzała w jego kierunku, unosząc głowę do góry.
    -To dobrze że to powiedziałaś- pocałował ją w czubek głowy.
    ~*~

    -Miała pani dużo szczęścia to tylko złamana noga!- naśladowała w samochodzie lekarza.
    -Jaki debil tak może powiedzieć do tancerki, no co za jełop!- darła się nie patrząc na Marco.
    Przez niego złamała sobie nogę, zachciało się mu tańczenia przy krawężniku.
    -Tak tylko na poprawę humoru!- wydarła się na blondyna.
    -No co chciałem żebyś się uśmiechnęła- tłumaczył, było mu strasznie głupio.
    -Wiem, ale ten idiotyczny człowiek mnie rozwala. Przepraszam, wiem że chciałeś dać mi odrobinę radości, a wyszło jak wyszło.- dała mu całusa w policzek.
    -A to za co.
    -Za bycie najlepszym przyjacielem na świecie.- widziała że po tych słowach jego mina nieco zrzedła, ale nie przejmowała się tym. 
    Czuła tylko do niego braterską miłość, nie kochała go.
    Nawet nie sądziła że on może coś czuć, prawda potrzebowała miłości, ale tej prawdziwej, wyjątkowej, tego ukłucia od pierwszej chwili, tych motyli w brzuchu.
    Pod domem byli około 16.
    Otworzyła sobie drzwi, powoli wyciągając zdrową nogę.
    -Pomogę ci- wyciągnął do niej  rękę.
    -Sama dam sobie radę- odrzuciła pomoc chłopaka wściekła, chciała być samowystarczalna.
    Podniosła tyłek i opadła na chodnik.
    -Japierdole, czym wy mnie karacie!- wykrzyczała patrząc na niebo.
    Upartość ponoć odziedziczyła po tacie, zawsze mama jej tak powtarzała, lecz nic więcej o nim nie mówiła.
     Z nieba zaczęły spadać kropelki deszczu, obijając się z hukiem o betonową ścieżkę.
    -Marco masz natychmiast przyjść mi pomóc- patrzyła w szybę w której piłkarz miał z niej niezły ubaw, wszystko się w niej gotowało, jak mógł tak się zachowywać.
    -Jak mi noga wyzdrowieje będziesz tak zapieprzał farbowany blondasku że papcie po drodze zgubisz.-Zmierzyła go wzrokiem zabójcy.
    Pomagała sobie rękoma, padało coraz mocniej.
    -Jak cię dorwę to za dwa tygodnie z deszczem spadniesz!- była zbulwersowana miała dość.
    Poczuła jak ktoś podnosi ją i chwyta w pasie.
    -Nie ma za co- obrócił ją w swoją stronę z cwanym uśmieszkiem.
    -Marc Bartra- podał jej rękę.
    -Cinederella Montez, dziękuje- trzymał ją za dwie ręce na przeciwko siebie.
    -Yghm..- usłyszeli czyjeś chrząknięcie.
    -A no tak, a to moja dziewczyna Amber- z westchnieniem wskazał na kobietę za nim.
    Widziała w jego tęczówkach żal i ból, nie miała pojęcia czym spowodowany, dopiero go poznała.
    Oglądał każdą część jej twarzy, jakby patrząc gdziekolwiek indziej miał stracić nadzieje, że życie ma sens.
    -Heyka stary!- wyrwał ich z transu Marco podchodząc do nich.
    -Hey!- przywitali się na micha.
    O tym że Bartra jest piłkarzem wiedziała z przyczyny że kibicowała jego klubowi, a Borussi nigdy nie potrafiła.
    -Co cie do mnie sprowadza?- spytał zaciekawiony.
    -No wiesz, Amber mama jest chora i musimy zostać w Niemczech kilka dni- przewrócił oczami zerkając na nią, a Cind wybuchnęła śmiechem.
    -Pogrzało cię jak mogłeś mnie tu zostawić samą.- przerwała ich dyskusję i zaczęła okładać pięściami klatkę Reusa.
    -Ała..- zabolała ją noga, gdy stanęła w złej pozycji.
    -To nie moja wina trzeba było dać sobie pomóc.
    -Ah.. tak, to gdyby nie Marc leżałabym na tej mokrej trawie?
    -Nie wiem.- zdziwiła się jego słowami.
    ~*~
    W końcu się poddajesz.
    Nie walczysz, nie krzyczysz, nie płaczesz.
    Patrzysz obojętnym wzrokiem na to, co Cię otacza i nie potrafisz już zrozumieć, o co było to zamieszanie.
    Nie interesuje Cię już, czy ktoś odejdzie, albo czy może zranić. Zgadzasz się na wszystko. Umarłaś, sama przyznaj.
    Umarłaś? Może nie całkiem, umarła twoja część, zamknęłaś jeden rozdział. To w nim umarłaś!
    Teraz zaczynasz nowy chcąc wszystko poukładać, ale zjawia się on.
    Zakochujesz się w facecie którego nawet nie znasz.
    Kochasz go choć on ma narzeczoną, planuje mieć z nią dzieci.
    Kochasz chłopaka który poukładał sobie życie.
    Chcesz je zburzyć i zniszczyć?!
    Ma ktoś cierpieć podobnie jak ty?!
    Przecież..
    Każdy krok jest sukcesem. Każdy upadek porażką. Zaciskasz dłonie. Nie poddajesz się. Nie możesz. Chcesz wygrać walkę o szczęście. Następny krok...Bierzesz ze sobą setki doświadczeń. Nie chcesz popełnić tych samych błędów. A gdy już robisz ostatni krok, zauważasz, że chodzisz w kółko.
    I nie masz ochoty niszczyć komuś życia, tak jak ktoś zrujnował twoje.
    Chciałabyś powiedzieć mu prosto z mostu po godzinie od poznania się tak..
    'Zabierz mnie nad morze.
    Spacerujmy po plaży przy zachodzącym słońcu. całuj mnie wtedy bez opamiętania.
    Przytulaj, przecież wieczory są bardzo zimne. gładź moje włosy i całuj w czoło bym czuła się bezpieczna. Rozmawiajmy o przyszłości, przecież będzie piękna.
    Słuchajmy szumu fal stojąc wtuleni w siebie na pobliskim molo.
    Biegaj za mną, gdy uciekam i unoś do góry, gdy zdołasz mnie złapać.
    Kochaj mnie tak ogromnie mocno.
    Całuj do utraty tchu, bym czuła, że Ci zależy.
    Upewniaj mnie o uczuciach, którymi mnie darzysz i wracajmy do tego miejsca co rok.
    Miejmy swoje własne miejsce, gdzieś gdzie panuje spokój.
    Bądźmy ze sobą pomimo wszystkiego, przecież wiesz, że cholernie mi zależy'.
    Ale nie możesz, pomimo że widząc go czujesz  motylki w brzuchu, nie potrafisz.
    Chciałabyś nieba mu przychylić, widzisz w jego oczach to czego ludzie nie widzieli w twoich.
    Żal i ból rozwalający cie od środka.
    Wieczorem pijecie wino i oglądacie film.. ale nie udawajmy, nie jesteście sami!
    On leży na kanapie ze swoją ukochaną, a ty na podłodze siedzisz wtulona w najlepszego kumpla na świecie.
    Nie jesteście sobie obojętni i wiecie o tym, ale z Marco jest tak samo.
    Wiesz co zrobisz?!
    Może zaplanowałaś już sobie życie z którymś z nich.
    Próbuj.. staraj się.. walcz..
    To takie proste, a zarazem takie trudne.
    Słabość do takich ludzi odziedziczyłaś po mamie.
    Też się zakochała bez opamiętania, lecz w jednym, wolnym chłopaku.
    Fatalnie to się skończyło, ale przeżyła bajkę i z nią zmarła..
    Była przysypywana piachem z myślą że choć kilka miesięcy kochała prawdziwie.
    Mam rację i dobrze o tym wiesz.. twoja podświadomość.
    Ona nigdy cię nie oszuka, nie zawiedzie!








                     
    ~*~
    Przepraszam, przepraszam, przepraszam za ten rozdział! 
    Wiem jest fatalny do dupy i będzie pod nim 0 komentarzy, ale cholera pisałam z serca, przy chorym dziadku! 
    Musi się to mi opłacić!
    Ale cóż może nie trafie w wasze gusta.
    Zobaczymy.
    11 komentarzy i będzie nowy.
    Błagam obym was nie zraziła d. tego bloga.
    W sobotę/niedziele nowy i to może podobnej długości z innej perspektywy.
    Aktualnie podoba mi się końcówka i początek, środek ujdzie w tłoku.
    No i najważniejsze, w roku szkolnym rozdziały będą dłuższe ale w weekendy pisane.
    Buziaki:** I oficjalnie ogłaszam że jeden blog wyróżnienie w następnym poście który ujął mnie cały. Może znacie należy do Clues Forever.
    Papa<3








    poniedziałek, 25 sierpnia 2014

    Rozdział 4 "Ból zmienia ludzi!"



    ~*~
    Jego oddech przyprawił ją o nie małe dreszcze.
    Patrzyła w jego oczy i widząc w nich dziwny błysk, wyrwała się z jego objęcia, poprawiając, jakby pogniotły się jej ciuchy albo zakurzyły.
    -Co się wczoraj wydarzyło, bo mało pamiętam?- speszona swoją twarz zakryła włosami, najzwyczajniej zwieszając ją w dół.
    -No się nie dziwie że nie pamiętasz, bo to właściwie stało się dziś i byłaś bardzo wstawiona.- dotknął jej podbródek, po czym pociągnął do góry że spoglądała na jego oczy.
    -Ja wstawiona? Chyba po dwóch szklankach soku pomarańczowego!- wrzasnęła lekko poirytowana, bo nie piła od tak, bez większej potrzeby.
    Jednak przyciszyła ton, gdy znów zakręcił się jej świat przed oczami.
    -Nie byłaś? Sorry, ale trudno mi w to uwierzyć.- słysząc to gwałtownie odwróciła się w drugą stronę i przełknęła głośno ślinę.
    Skont  nagle on takie coś wypalił?
    Nie wierzył jej?!
    To nie tak, po prostu wyglądała na taką.
    Chwytając ją za rękę, przyciągnął ją do siebie, odwracając.
    -Dobra wierzę ci, ale to wyglądało inaczej, więc sam już nie wiem!- wiercił dziurę w jej brzuchu tym spojrzeniem pełnym niepewności.
    -Nie musisz mi wierzyć! Nie zależy mi na tym, lecz chcę wiedzieć co się stało?!- była dość niepewna czy powie jej, choć czuła że jest bardzo fajny i może szybko złapać z nim kontakt.
    -Za dużo sam nie wiem, widziałem jak ktoś na siłę chcę wepchnąć cię do auta, musiałem zareagować. Podbiegłem i przegoniłem ich, a ty opadłaś na chodnik. Próbowałem ci pomóc i na rekach zaniosłem na pobliską ławkę.
    Wtedy powiedziałaś strasznie przymulona że nie chcesz wracać do domu..
    -I przywiozłeś mnie tu?- wtrąciła się, rozumiejąc wszystko.
    -Tak, ktoś chciał cię zgwałcić- słysząc to przegryzła wargę i choć miała nie płakać, świat poukładać, rzuciła się bezwładnie  w jego ramiona.
    -Ciii... nie płacz, teraz nic ci nie grozi- schował twarz w jej blond lokach, nasycając się pudrowym zapachem jej perfum. Przesiąkły całe jej ciało.
    Szlochała nie mogąc się opanować, krztusiła się łzami, żadne słowo chłopaka nie uspokajało ją na tyle żeby skończyła się jej rozpacz.
    Do tej pory każdy dzień był lepszy, bicie ojca coraz mniej bolało, uśmiech częściej pojawiał się na jej pięknej twarzyczce.
    Teraz wszystko znów się posypało! 
    Ktoś chciał ją zranić, dla sowich seksualnych potrzeb, a może nawet lepiej, dla zabawy!
         ~*~
    Gdy się uspokoiła zeszli na dół, piłkarz zaczął robić ciemną kawę, a ta mierząc go spojrzeniem siedziała na krześle przy wysepce.
    -Proszę!- wyrwał ją z myślenia jego głos. Lekko zadrżała z tego powodu i leciutko się uśmiechając wzięła kubek.
    -Dzięki- przegryzła lekko wargę, bo czarna ciecz była bardzo gorąca.

    -Czemu tak wcześnie wstałaś?- spytał patrząc na zegarek, było 5 po piątej.
    -Sama nie wiem tak jakoś nie mogłam spać, a zwłaszcza że nie wiedziałam gdzie jestem. Choć szczerze do tej pory nie zbyt wiem.- rozejrzała się dookoła.
    Była pod wrażeniem jak wszystko do siebie pasuje, straszny luksus. Nie jak u niej w domu, tu spała po ciepłą kołdrą, a tam? Jeden, cienki pieprzony koc !
    -No tak!- walnął się w czoło.
    -Marco Reus- powiedział, wyciągając do niej rękę.
    -Cinderella Montez- uścisnęła jego dłoń z uśmiechem na twarzy.
    Nie wiedziała kim dokładnie jest jej rozmówca i tak. Lubiła grać w piłkę, ale nigdy nie interesowała ją Liga Niemiecka, ani klub z jej rodzinnego miasta.
    -A ty przez co tak szybko wstałeś?- przerwała krępującą cisze.
    Spojrzał na nią lekko zaskoczony, nie odzywała się do niego tak długim zdaniem od ponad godziny.
    -Obudziłem się i zobaczyłem ciebie na balkonie, bo sięga on na dwie sypialnie, powoli wstałem i po cichu podszedłem, lecz gdy chciałem się spytać co się stało, zachwiałaś się i odruchowo cie chwyciłem.
            ~*~
    Po dobrych kilku godzinach rozmowy, okazało się że mają dużo wspólnych tematów.
    Gdy poszedł do łazienki, stanęła przed wielkim oknem w salonie.
    Dopiero teraz zauważyła że strasznie pada i zbiera się na burze.
    -Czemu akurat teraz?!- wymamrotała pod nosem, gładząc szybę.
    -Co czemu teraz?- spytał zdezorientowany blondyn, stając za nią.
    -Nic, zbiera się na burze, a muszę wracać do domu.- ledwo wydukała z siebie to zdanie.
    -Chyba nie sądzisz że w takim deszczu pójdziesz pieszo? Przestanie, to pójdziesz do domu, a nawet jak pozwolisz odwiozę cię- uśmiechnął się cwaniacko w jej stronę.
    -Noo.. nie wiem
    -Chyba jednak wiesz i to jest stanowcze "Tak"- zaśmiała się na te słowa, ale postanowiła zostać.
    Padało coraz mocniej, o szybę obijały się wielkie krople deszczu robiąc hałas i na dodatek grzmiało.
    Usiadła na kanapie w salonie i okrywając się kocem leżącym w rogu narożnika, skuliła się w kłębek.
    Nigdy nie miała szczęścia, ale żeby aż tak?!
    Pierwszy raz gdy była tak potworna burza, była u kogoś. I to w dodatku ledwo poznanego, już w dziwnym przypadku, chłopaka!
    Oparła się o poduszkę i po niej zjechała w dół, tak że teraz leżała.
    Zaczęło błyskać, a piłkarz poszedł się przebrać z wczorajszych ubrań, nie mogła na to patrzeć i szybko zamknęła oczy.
    Nawet sama nie wiedziała  kiedy zasnęła.
    W krainie Morfeusza czuła się jak w bezpiecznym, szczelnym domu.
        Reus po dwudziestu minutach zbiegł na dół.
    -Ale się roz..- zatrzymał się i widząc śpiącą Cind przestał mówić.
    W pewnej chwili zawahał się, jednak podszedł do niej i okrył porządniej, żeby nie zmarzła.
    Była kruchą istotką, bardzo drobną i śliczną, nie mógł pojąć jak ktoś chciał ją zranić.
    Dziwiło go tylko to że w nocy nie chciała wrócić do domu.
    Chwilę na nią jeszcze popatrzył i ruszył zrobić śniadanie.
    Włączył dość cicho, ale dla niego słyszalnie radio.
           Obudził ją grzmot, powoli podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągnęła niedbale.
    Z kuchni usłyszała głos znajomej piosenki, idąc po cichu w jej kierunku zauważyła Marco robiącego kanapki, zgrabnie się przy tym ruszając.
    -No brawo- zaczęła klaskać, gdy piosenka się skończyła tak jak i jego praca w kuchni.
    -Długo tu stoisz?- lekko speszył się że widziała go, i zaczął patrzeć na w tej chwili bardzo interesujące płytki.
    -Nie, ale bardzo ładnie tańczysz- posłała mu bialutki uśmiech od jej ząbków.

    -Serio?- zdziwił się.
    -Serio- podeszła bliżej niego.
    W radiu poleciała bardzo fajna piosenka, chłopak podszedł i lekko ją pod głosił. 
    -Zatańczysz?- spojrzał głęboko w jej niebieskie tęczówki.
    -Yhm..- chwyciła jego dłoń w swoją.
    Kumał każdy jej ruch, zarąbiście się razem bawili.
    Obydwóch byli bardzo roześmiani, a zwłaszcza gdy piłkarz tańczył tak jak chciał, albo rzadko, ale jednak, mylił się w krokach.
    Straszne dziwne rzeczy jednak zaczęły dziać się w tym momencie.
    Słońce wyszło zza chmur, deszcz zaczął delikatnie tylko siać i wyszła tęcza.
       Co za dziewczyna, swą radością zaraziła go. 
    Słodkim uśmiechem teraz oczarować chciała.
    Zwariowana i szalona? Tak.
    Spragniona życia nie liczyła mijających minut.
    Wygłupiali się jak dawni znajomi, jakby znali się od lat. A naprawdę? To było niespełna kilka godzin.
    Ważnych godzin w życiu każdego z nich.
    Nie wiedzieli wtedy jeszcze że ostatni raz mogą się widzieć. Co dzieje się na zewnątrz.
    ~*~
    Po zjedzeniu śniadania, opadli bezwładnie na łóżko, a chłopak zaczął skakać po kanałach.
    Gdy trafił na mecz Borussi z Barceloną, jednak w trzy razy szybszym tempie zmienił program.
    -Ej przełącz, lubię mecze Barcelony- powiedziała dość stanowczo.
    Choć on nie zbyt chciał to zrobić, polubiła go nie wiedząc że jest piłkarzem, a nie dość że gra w tym spotkaniu to jeszcze strzelił bramkę na wagę remisu.
    -Po co? To takie nudne i stare- zaczął się wykręcać.
    -Niby czemu?
    -Bo był remis 1:1
    -Ale ja nie oglądałam- z cwanym uśmiechem, zaczęła zabierać mu pilota.
    -Oddaj- oburzyła się jak małe dziecko, gdy nie mogła go przejąć.
    Wtedy dokładnie przyjrzał się jej ręką.
    Do tej pory nie zwracał na nie uwagi, a znajdowały się na niej bandaże.
    -Co ci się stało?- ścisnął za mocno w miejscu ran jej rękę.
    -Ał..- syknęła z bólu.
    -Przepraszam ja nie chciałem- odsunął się lekko żeby nie zrobić jej krzywdy.
    -Nic się nie stało, nie wiedziałeś- przez fale bólu, posłała mu ledwo zauważalny uśmiech.
    -Odprowadzisz mnie do domu?!- spytała po chwili okropnej ciszy.
    -Pewnie- westchnął głośno, kręcąc niedowierzająco głową.
    Zranił ją!
    Idiota! Mówiło coś w jego duszy.
       Całą drogę szli w ciszy, żadne z nich nie chciało zaczynać niepotrzebnej rozmowy.
    Bardzo, ale to bardzo, potrzebowali tej ciszy, koiła ich lekko zranione serca.
    Podchodząc do drzwi jej "ładnego" domu, spojrzeli na siebie.
    -Dziękuje za wszystko- pocałowała go odruchowo, a zarazem nieśmiało w policzek.
    -Nie ma za co- zaczął kręcić.
    -Jest..- przytuliła go, po czym chwytając za klamkę, wysłała ostatnie dwa całusy z ręki.

    -Pa..
    ~*~
    Weszła do domu po cichu, ale przy schodach czekał na nią wściekły ojczym.
    -Gdzie byłaś?!- spytał ostro.
    -U Pauliny- zaczęła kłamać, żeby jak najszybciej pojawić się na górze.
    -Nie kłam! Była tu po ciebie! Powtórzę pytanie, gdzie byłaś?- nie chciał jej odpuścić.
    -Byłam u cioci Emili!- wolała dostać za nieposłuszeństwo niż przyznać się gdzie była. Bała się że ojciec wtedy mógłby zrobić coś Marco, a do ciotki (jej mamy siostry) miała zakaz wychodzenia.
    -Jak mogłaś. Podważasz moje zdanie!- chwycił ją za bluzkę, po czym mocno uderzył w twarz.
    -Na następny raz będziesz wiedziała co robisz!- wysyczał jej do ucha, a ta łapiąc torebkę, pobiegła na górę.
    Nie będąc niczego świadoma, rozwinęła bandaże i sięgnęła do górnej szafki po żyletkę.
    Rany które miała już zarastały, ale w tym momencie zaczęła je rozdrapywać.

    Krew lała się po całej podłodze, szlochała patrząc na siebie w lustrze.
    Jej ubranie całe pochlapane czerwoną, wręcz czarną substancją.
    W głowie miała tylko "Teraz i już, nie będziesz musiała cierpieć".
    Powtarzała to jak w amoku, telefon jej dzwonił chyba z ósmy raz, rzuciła nim o ścianę, a jego szybka pękła. 
    Siedem lat nieszczęścia? Nie, chciała umrzeć teraz!
    Bawiła się w rękach ostrym jak brzytwa przedmiotem.

    Nie potrzebowała na to siedmiu lat katorgi.
    Powoli przyłożyła żyletkę do ust. 
    -Kończymy ze sobą- wyszeptała,  próbując ścisnąć usta prosto na nią, ale nie była w stanie swoich słodkich ust rozciąć.
    Rozpaczliwie krzyczała przez słone łzy.
    Obróciła kilka razy ostrze i zrobiła najdłuższą świeżą ranę.

          "Miłość do życia znów wygrała!"





    ~*~
    Hey:) Przepraszam ze taki długi, ale nie miałam jak go skrócić.
    Myślę że aż tak fatalny nie jest!
    Mi się podoba początek i końcówka, środek mógł być lepszy :/
    No nic, niedługo szkoła dlatego pasuje mi że nawet jest taki długi bo w trakcie roku szkolnego jak będzie taki, to będzie święto.
    :*
    No nic za ostatnie komentarze muszę podziękować. Najwięcej do tej pory.
    Może pobijecie kolejny rekord 13 komentarzy a nowy rozdział będzie dłuższy niż ten i pojawi się w czwartek :D
    Ale to będzie wyjątek że będzie długii..
    Poleca wam jeszcze kilka fajnych blogów tak jak ostatnio i spadam..
    <3 
    Ps. Marc pojawi się w nowym rozdziale już :D 

    poderfcbarcelona.blogspot.com
    -Marc Bartra.
    perrospuedetodo.blogspot.com
    -Marc Bartra napisany przez boską dziewczyne. Potrafi zmotywować mnie jak i samą siebie.
    kopciuszek-na-boisku.blogspot.com
    -Neymar. Kopciuszek i piękny hotel zamiast zamku. Kochany młodszy brat, wuja i Barcelona <3
    sama-jestem-narkotykiem.blogspot.com
    -Piękny początek super bloga o Marco Reusie. 





    piątek, 22 sierpnia 2014

    Rozdział 3 "Taa.. pozory mylą!"

    Przeczytaj notkę pod rozdziałem!
    ~*~
    Niska blondynka siedząca przy stoliku, odróżniała się od całej reszty. Nie miała na sobie przy krótkiej mini, odkrywającej więcej niż zakrywającej, tipsów jak z Dortmundu do Paryża w kolorach tęczy, cieni koloru różowego, ani szpilek 25-centymetrowych.
    Była ubrana w długie jasne jeansy i czarną koszule, do tego na jej nogach spoczywały miętowe trampki o białych sznurówkach.

    Światła bijące przy części tanecznej, dyskoteki, nie biły tak jak jej niebieskie oczy, lekko podkreślone maskarą.
    Bawiła się słomką zatopioną w szklance soku pomarańczowego, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła.
    Jej przyjaciółka stała gdzieś dalej flirtując z jakimś seksownym Niemcem.

    Po co dała się tu przyprowadzić? Nie chciała spędzić kolejnej nocy sama w pokoju z muzyką, albo ojczymem który pobił by ją mocniej niż już to zrobił, na udach, brzuchu, czy też plecach. Bił tak żeby nikt nie widział, zawsze, jak worek treningowy.
    Takiego tworzył go alkohol, a może był taki od zawsze, ale dopiero gdy umarła jej mama ujawnił to? 
    Prawdziwego "taty" nigdy nie poznała, matka zabrała ją od niego gdy miała 2 miesiące, właściwie uciekła z tym typem!
    Na początku wydawał się miły.
    Taa.. pozory mylą.
    Po tylu latach zaczęło się, wódka, papierosy, kumple i bicie. Ogromny ból drugiej osoby, który mu sprawiał szczęście.
    Rozejrzała się po całym pomieszczeniu, tłumy ludzi świetnie się bawiących dobijały ją, nie umiała wkręcić się w tłum i popisać tańcem.
    Nie była taka!
    Chyba że..? Patrząc na nich dłuższą chwile, nabrała odwagi.
    Zsunęła się z krzesła i widząc uśmiech barmana jej wieku, chwyciła go za rękę.
    -Zatańczysz?- przegryzła lekko wargę niepewna co robi.
    -Z taką dziewczyną zawsze- ujął jej drugą rękę w swoją i poszli w stronę głośnej muzyki
    Tak, tego było jej trzeba.
    Nikt ich nie wytykał palcami czy coś w tym stylu, a raczej podziwiał.
    Dwa ciała w tańcu tworzące jedność, ale czego się dziwić 'zawodowej' tancerce.
    Chłopak również nie czuł się nieswojo, bez fartuszka wyglądał jak każdy inny facet w tym klubie.
    Ciemne jeansy i biała bluzka na krótki rękaw, do tego czarne adidas, czego mu więcej było potrzeba.
    Nie liczył się drogi telefon, zegarek za nie wiadomo jaką kwotę, liczył się każdy krok i zgrabny ruch.
    Możecie teraz pomyśleć że takie coś musi się liczyć, jednak nie dla niej i osób zafascynowanych ich tańcem.
    Kilka piosenek i wrócili na swoje miejsca. 
    -Trzymaj, świetnie tańczysz- postawił przed nią kolejną szklankę soku i szerokiego uśmiechu.
    Nie wiedziała jak się zachować, ale wzięła ją i zaczęła pić.
    Kolor tego soku był strasznie dziwny, inny niż wcześniejsza szklanka.
    Jednak ubywało go w strasznie szybkim tempie, nie wiedziała czemu wciągał ją coraz bardziej.
    Gdy wypiła całą zawartość szklanki, zaczęła szukać Pauliny.
    Krzyczała w głos jej imię, niestety nie słysząc odpowiedzi.
    Przeszukała cały klub, aż nogi się pod nią nie ugięły.
    Upadła na zimną posadzkę, a w koło nie było ani jednej osoby.
    Tym korytarzem chyba za często nikt nie chodził.
    Przysunęła się do chłodnej ściany, opierając o nią.
    Oddychała szybko jak i ciężko, pierwszy raz sprawiało to jej trudność.
    Powoli zaczynało kręcić jej się w głowie, muzyka stawała się coraz bardziej cicha, grała boczny plan.
    Świat zaczął rozmazywać się jej  i jakby traciła pamieć, mogła oddać się każdej osobie spotkanej obok.
    W pewnym momencie stanęła przed nią postać o czarnych butach, tylko tyle widziała.
     Za szmaty podciągnęła ją do góry i w łapy włożyła kurtkę jak i torebkę.
    Taszczyła ją tak do wyjścia, gdy ta zaczęła coś kojarzyć, bać się.
    Na dworze było strasznie zimno i to ją chyba ocuciło, w tym wypadku uratowało.
    -Zobaczymy co potrafisz!- szepnął jej na ucho.
    Wtedy dostała kopa energii, chciał włożyć ją do samochodu..
    -Niedoczekanie- zaczęła się miotać i krzyczeć w głos.
    -Pomocy!- nogami odpychała się od pojazdu.
    Nagle poczuła że z uścisku faceta ktoś ją uwalnia.
    Leżała na chodniku, chciała się podnieść, ale brakowało jej sił.
    Coś wciąż nią działało, jednak w mniejszym z lekka stopniu.
    -Kiedy indziej się z tobą pobawię- zaśmiał się szyderczo facet i usłyszała pisk opon.
    -Nic ci nie jest?- poczuła czyjeś ramię na swoim.
    Odwróciła się w stronę rozmówcy i pokiwała znacząco głową.
    -Nic..- powiedział z lekką chrypką od zimna na dworze.
    Przyjrzała się rozmówcy dokładniej..
    Był blondynem, bardzo przystojnym blondynem.
    Jego oczy mówiły więcej niż nie jedna encyklopedia świata.
    Ten przejęty wzrok miał na długo zapaść w jej pamięci.
    Gdy podniósł ją z Ziemi, a ta o mały włos znów się nie wywaliła przyjrzała się mu z jeszcze większego bliska.
    To była znajoma jej  twarz, jakby z jakiegoś cienkiego czasopisma, ale przez to wszystko nie mogła jej skojarzyć.
       Nie mógł patrzeć na nią tak bezradną, jakiś cham chciał ją chwile temu skrzywdzić, a ona widać że była po 'dużej ilości drinków'.
    Ujął jej ciało delikatnie na swoje ręce i zaniósł na pobliską ławkę.
    -Jeżeli chcesz odwiozę cię do domu?- widział że w jej oczach zjawia się duża ilość łez.
    -Nie, tylko nie tam- w takim stanie byłoby fatalnie się pojawić przy ojcu.
    -To może zawiozę cie do mnie, wyśpisz się, a rano pogadamy co dalej.- był stanowczy w tym co mówił, ale ona nie była pewna, ani zbytnio świadoma.
    -Mhm..- przegryzła wargę i zawiesiła ręce na szyi chłopaka.
    ~*~

    Obudziła się nad ranem była 4 w nocy, nie poznawała domu w którym była.
    Leżała w czyimś łóżku otulona kołdrą w koszuli i spodniach.
    Co tu robiła? Nie miała zielonego pojęcia.
    Usiadła na łóżku spoglądając za wielkie okno.
    Powoli zwlekła się z łóżka i założyła na siebie kurtkę leżącą na dywanie.
    Była pewna że należy ona do niej.
    Ruszyła przed siebie i delikatnym pociągnięciem otworzyła okno prowadzące na balkon.
    Świeżę powietrze zawsze na nią działało, a ból głowy jak i brzucha w tej chwili był ogromny.
    Podeszła do barierki i powoli, bojąc się wysokości i tego że spadnie,  położyła ręce na poręcz.
    Wszytko ją martwiło, to gdzie jest, ten natarczywy ból, jak i obawa przed samą sobą.
    Nie mogła myśleć racjonalnie, bała się świata i całego jej otoczenia.
    Lekki podmuch wiatru powodował zaczerwienienie na jej policzkach, ciężko było jej oddychać.

    Kosmyki blond włosów wpadały do jej ust, patrzyła z zapartym tchem na ogród.
    Zachwiała się i zakręciło jej się w głowie. W pewnym momencie poczuła czyjeś ręce oplatające ją w tali.
    -Upadłabyś już 3 raz- uśmiechnął się opierając głowę na jej karku.
    Jego oddech przyprawił ją o nie małe dreszcze..



     ~*~
    Hey =D 
    No to teraz się wam rozpisze :*
    1. Potrzebuje wszystkich osób które to czytają choć mały komentarz, bo potem nie mam pojęcia kogo informować ;*
    2. Niedługo 1 września czyli szkoła. Zobaczę jeszcze jak będzie wyglądał mój plan, i nauczyciele, ale rozdziały powinny pojawiać się w weekendy :/
    3. Jeżeli będzie dużo komentarzy i będę miała wenę w poniedziałek nowy rozdział.
    4.Nie podoba mi się zbytnio ten rozdział, ale w następnym będzie się działo i będzie dwa razy dłuższy :D 
    No to tylko jeszcze polecam wam jednego bloga i kilka piosenek po czym spadam i życzę udanego weekendu


    http://ganador-eterna.blogspot.com - piękny blog o Leo, polecam :)

    dark-neymar-ff.blogspot.com -Blog o Neymarze. Bardzo mi się podoba.

    No i jeszcze na dziś jest jeden:
    serce-nie-slugaa.blogspot.com - zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Marco Reus :p

    W następnym też wam podam kilka ciekawych blogów :D :*

    Papa..<33333






    poniedziałek, 18 sierpnia 2014

    Rozdział 2 "Nie boję się już!?"


    ~*~
    Wstała wcześnie rano, zwlekła się z łóżka.
    Stanęła przed lustrem, z lekkością obracając się dwa razy.
    Nigdy nie wspominała tego co działo się noc wcześniej, zawsze z uśmiechem na ustach witała nowy dzień.
    Powoli na paluszkach, jakby tańczyła balet podeszła do schodów, nie chciała nikogo budzić.
    Stojąc przy skrzypiących schodach, weszła na poręcz i jak małe dziecko, cała uradowana zjechała po niej.
    Dalej już strasznie zaspana szła przez salon w za dużej bluzce z rozkazującą myszką Miki,

     jak i bardzo krótkich czerwono-granatowych spodenkach.
    Na twarzy miała zaschnięty i pokruszony tusz do rzęs, nie lubiła nigdy poranków a zwłaszcza na początku wakacji.
    Podeszła do wysepki w kuchni i ściągnęła z jej blatu wodę.
    Pijąc patrzyła tempo na kalendarz, 1 lipca.
    Westchnęła ciężko i podrapała po głowie. Jej włosy wyglądały jak istna szopa, niedbały kuc zmienił się w stos włosów porozwalanych na całej powierzchni głowy, a końcówki od grzywki wylądowały na bokach twarzy, strasznie pokręcone.
    Odkładając butelkę na miejsce usłyszała drwiący śmiech.
    -Czego tu szukasz?- wypaliła jej przyrodnia siostra, Camila.
    -No nie wiem, może tu mieszkam szmato?- ostatnie słowo wymamrotała pod nosem.
    -Coś ty powiedziała? 
    -Nic, głucha jesteś?!- zsunęła się z siedzenia i ruszyła w stronę swojego 'pokoju'.
    -Nie powinnam czegoś usłyszeć- krzyknęła za nią siostrunia.
    -Pff.. może Wal się!- wydarła się odwracając w jej stronę.
    -Zobaczymy dziś- popatrzyła w niebieskie oczy Cinderelli.
    -Grozisz mi!
    -Nie, ja tylko ostrzegam.
    Dziewczyna nie chciała dużej słuchać pieprzenia Cam i poszła na górę.
    Dobrze wiedziała że dziś są urodziny tej ropuchy, ale nie miała zamiaru płaszczyć się, ani przed nią, ani przed jej tatulkiem.
    Była samotna odkąd zmarła jej matka, nie miała nic, za to oni wszystko.
    Mieszkała na strychu, a te szumowiny paplały się w luksusie.
    Każde pieniądze o których mieli pojęcie, zabierali jej. 
    Sama w tym całym wielkim domu.
    Choć poza nim nie było lepiej, jedna przyjaciółka, a tak to tancerki które uczyła.
       Doszła do pokoju i jednym ruchem nogi o piłkę, włączyła głośnik z ulubionymi piosenkami.
    Położyła się na dywan, przeciągając ze zmęczenia. 
    Nie spała za długo, a to w jej przypadku nowość.
    Popatrzyła przez okno i oślepiły ją promienie słońca.
    -Jestem prostym chłopakiem który nie jest wyjątkowy, który potrafi uczucia wypuszczać w postaci mowy. Teraz nie ryje głowy z prośbą  zostań na zawsze tylko nawijam uczucia które przez me życie taszczę- zaczęła podśpiewywać piosenkę lecącą w tej chwili.
    Jak na miasto którym jest Dortmund taka pogoda, jaka panowała za oknem była piękna. W końcu nie padało i to było najważniejsze.
    Podniosła się i wsunęła na siebie dresy

     jak i top sięgający do brzucha.
    Podeszła do lustra i ogarnęła szajbę włosów oraz twarz, uśmiechając do swojego odbicia.
    Co, jak co, ale figury mogła pozazdrościć jej nie jedna modelka.
    Do wielkiej torby wrzuciła ciuchy na przebranie, wodę oraz wszystkie potrzebne rzeczy.
    Zapinając ją, wyłączyła muzykę i ruszyła na dół.
    -Cinderella- usłyszała głos, dzięki któremu przeszły ją ciarki.
    -Tak- odwróciła się na pięcie, idąc w kierunku salonu.
    To co tam zobaczyła, przyprawiło ją o odruch wymiotny. 
    -Dziś urodziny twojej siostry i pomyślałem że pójdziesz z nią wybrać szpilki.- popatrzyła na ojca zdezorientowana.
    -Pamiętaj że szpilki podniosą twój wzrost, ale nigdy nie podniosą twojego ilorazu inteligencji- zaśmiała się szyderczo patrząc na Camile, a tej żyłka na czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. 
    -To znaczy nie?- spytał kiedy była w korytarzu i zakładała mocno już zjechane trampki. 
    -Nie, i nie boję się że znów mnie przez to uderzysz. Jeżeli już nic nie chcesz, wychodzę! - popatrzyła niepewnie przez framugę drzwi na tatulka i jego córeczkę, wtuloną w niego.
    -Dziwka- wypieprzyła przy wyjściu i trzasnęła drzwiami.
    -Ups..- zachichotała z goryczą w głosie.
    Mijając park i kierując się do sali tanecznej pierwszy raz od dawna patrzyła na ludzi.
    Jakaś pani karmiła kaczki przy stawie z wnuczką, starsze dziewczyny siedziały na ławkach i śmiały w głos, a małe smerfy z rodzicami roznosiły lodziarnie.
    Czy tylko ona miała tak fatalne życie? Nie, po prostu patrzyła w złą stronę.
    Spojrzała by dokładniej, a zauważyłaby parę kłócącą się na pasach, wściekłych kierowców, pijących w zaułku nastolatków, płaczące dziecko przy wściekłej staruszce, jak i biznesmenów wszędzie goniących.
    Widziała coś co chciała  wiedzieć, szczęście.
    Wchodząc do budynku, nakierowała się ma szatnie.
    Paulina jak i reszta dziewczyn była już w środku.
    -Hey- krzyknęły wszystkie chórkiem, widząc ją.
    -Hey, to dziś Hip-Hop dalej ruchy na sale- zaczęła zarażać je 'pozytywną energią' klaskając w dłonie.
    -Ale masz dziś humor, czyli wybrałaś sama czego uczymy panie?- Paulina gdy wszystkie już wyszły, spojrzała na mnie.
    -A jak kochasz Hip-Hop więc nie mamrocz nic, tylko lewa, prawa i tańczymy- podeszła do radia i wkładając płytę zaczęła pokazywać im układ.
                                   ~*~
    Po dwóch godzinach strasznie spocona, wylądowała pod jednym prysznicem z Paulą.
    -Idziemy dziś na imprezę, wyrwać jakieś ciacha?
    -No nie wiem.
    -Kopciuszku..- pomachała jej ręką przed oczami.
    -Nie mów tak na mnie- oburzyła się.
    -Dobra, więc Cinderella idziemy dziś na dyskotekę?
    -Yhm..- przełknęła ślinę w buzi i niepewnie, ale powiadomiła że pójdzie.
    Wychodząc z torby wyciągnęła nowe ciuchy i włożyła  na jeszcze trochę mokre ciało.
    Torbę wwaliła do szafki i wyciągnęła z niej torebkę.
    -Jeszcze trochę i ktoś się skapnie że trzymasz tu torebkę z pieniędzmi- pogroziła jej palcem kumpela.
    -Wiem..- przegryzła seksownie wargę, a szatnia wybuchła śmiechem.

    Wychodząc roześmiane poszły na lody.
    -Dwa malinowe- powiedziała, ta pogoda bardziej na nią działała niż sytuacja w domu.
    Facet obok zmierzył ją wzrokiem i puścił oczko, prychnęła nie opanowanym śmiechem i zabierając swój deser ruszyła przed siebie.
    Młody chłopak robił zdjęcia każdemu kogo spotkał i z uśmiechem podszedł do niej.
    -Mm..- zaśmiała się i posłała buziaczka do kliszy, podskakując.

    -Co ty robisz z tymi Niemcami- pokręciła oczami nie dowierzając Paula.
    -No jak to, pokazuje jak się bawić, gdy jest takie słońce na niebie i pomimo tego co ma się w domu.
    Zaczęła zgrabnie ruszać biodrami w rytm gitary na której grał jakiś facet.

    -Ty jesteś jak gorące lato, dziękuje ci naprawdę za to że przypominasz mi ciepłe lato.- zaśpiewał do niej, a ta zarumieniła.
    -Proszę- wrzuciła mu 10 złoty.
    -Nie gram dla pieniędzy, zabierz to- oddał jej kasę, wkładając do kieszeni.
    -Dziękuje, ładnie grasz.
    -A ty tańczysz- chłopak nie był stary, miał 19 lat tyle ile ona.
    -Łe.. tam nic takiego.
    -Wcale nie- wtrąciła się Paulina do ich rozmowy.
    Goniła wiatr i każdy to widział, nie będąc w domu dostawała skrzydeł.
    Była inna, gdy była sama płakała, a gdy była z przyjaciółką śmiała.
    Była jak balon, leci dopóki czegoś lub kogoś jej nie zabraknie.
    Bolało ją jak cholera gdy bil ją ojciec, lecz co mogła zrobić?.

    "Pozwól mi nadal szaleć za tobą, jak menel za flaszką, jak desperat nad przepaścią.."
                                                ~*~Życie

    ~*~
    Hey:* Za te komentarze dostajecie dziś nowy rozdział =)
    Nie podoba mi się aż tak jak pierwszy, ale aż tak zły chyba nie jest.
    Cały on jest dedykowany wam wszystkim, lecz znów kogoś muszę wyróżnić.
    Laura da silva-  dziękuje za to że jesteś na moich blogach. I pisząc komentarz wywołujesz na mojej twarzy uśmiech. Dziękuje również za wiarę w moje możliwości ;)
    No to by było na tyle. Następny rozdział koło czwartku piątku :) 
    Może tak zobaczyłabym 10 komentarzy. Uśmiechałabym się jakby nawet było więcej.
    No to teraz życzę miłego wieczorku :***
    Papa:)

    sobota, 16 sierpnia 2014

    Rozdział 1 "Grała sercem.."


    Siedziała na parapecie, oparta o framugę okna.
    Ręką gładziła szybę po której spadały strugi deszczu.
    Wiedziała że nadchodzi burza, której tak potwornie się bała.
    Księżyc delikatnie oświetlał jej twarz.
    Patrzyła na gwiazdy, lecz to nie one dawały jej po oczach swym blaskiem, a bandaże na jej rękach.
    Wprawiały ją w obrzydzenie, rozpacz jak i straszny ból.
    Łzy spływały po jej policzkach, gdy tylko zostawała sama z tego powodu.
         Gdy przeszedł ją dreszcz zimna, ściągnęła zgrabnym ruchem ręki, z łóżka koc i okryła się nim cała po sam nos.
    Było widać tylko jej piękne, duże, niebieskie oczy, jak i długie włosy splecione w niedbałego koka.
    Rozejrzała się po 'pokoju' i załamała jeszcze bardziej.
    Mieszkała na strychu i to najbardziej ją raziło.
    Każda szafa była prawie cała pozbawiona farby, łóżko zakurzone i pozbawione poduszki jak i kołdry.
    Jedynym jej ciepłem tu był tylko ten pieprzony koc.
    Lustro? Całe w smugach i popękane, a o toaletce lepiej nie wspominać, wyglądała jakby zaraz miała rozsypać się na kawałki.
    Słone łzy poleciały z jej oczu, w głośnikach rozbrzmiała jej ulubiona piosenka.
    Zsunęła się szybko z miejsca na którym siedziała, koc rzuciła za siebie i zamykając oczy zaczęła tańczyć.
    Jej ciało współgrało z bitem jak chyba jeszcze nigdy, jej umysł się wyłączył, od teraz Grała Sercem.
    Nie bała się że wpadnie na cokolwiek przed sobą, prędzej że pomyli kroki i popsuje całą swoją prace.
    To co tworzyło się w jej głowie to były kroki, nic poza tym.
    Kierowała nią muzyka, szła za nią na ślepo.
         W pewnym momencie usłyszała grzmot i zobaczyła błysk za szybą.
    Zdenerwowana wskoczyła na materac zabierając z konta swoje jedyne okrycie.
    Jego rogiem zasłoniła sobie całą twarz, skuliła w kłębek i zaczęła kichać.
    -Cholerna alergia!- wymamrotała pod nosem i poczuła jak ktoś łapie ją za ramie.
    Wiedziała dobrze kto to, dziś była jej kolej.
    Rozpłakała się jak małe dziecko, za każdym razem bolało tak samo.

    ~*~
    Hey:* Nowy blog =) Hah.. ale według mnie ten najlepszy =D
    Tak, tak możecie bić mi brawa, wreszcie podoba mi się coś co napisałam.
    Może to dla was głupie, ale tak jest.
    Ten rozdział był pisany cztery razy, bez oszukiwania.
    Oczywiście przy moich ukochanych nutach.
    Jak widać będzie w nim dużo łez i bólu.
    Ktoś również nakłonił mnie i od razu macie opis bohaterów i okolicy w której wszystko będzie się działo.
    Całe to jest dla was z dedykacją, ale jedną osobę muszę wyróżnić.
    MagdzikVeB- (Mam nadzieje że dobrze napisałam). Jesteś boska *.*
    Dajesz mi dużo uśmiechu jak i łez.
    Wspierasz pomagasz no i po prostu jesteś.
    Za to dziękuje najbardziej i dla ciebie rysowałam to:* 
    Przy piosence :Tylko z tobą <3